Reklama

"Chemia" [recenzja]: O raku i miłości w rytmie rocka

Nieokiełznany, szalony, a zarazem/lub irytujący, przestylizowany. "Chemia" prawdopodobnie spotka się ze skrajnie różnymi ocenami i wywoła wśród widzów spore, sprzeczne emocje.

Nieokiełznany, szalony, a zarazem/lub irytujący, przestylizowany. "Chemia" prawdopodobnie spotka się ze skrajnie różnymi ocenami i wywoła wśród widzów spore, sprzeczne emocje.
Agnieszka Żulewska i Tomasz Schuchardt w filmie "Chemia" /materiały dystrybutora

Miłość jest w tym filmie ważniejsza od choroby. Ten brutalny, znaczący tytuł może wielu wyprowadzić w pole. Tu wszystko kręci się bardziej wokół nieprzewidywalnego, dzikiego romansu, uczucia od pierwszego wejrzenia, niźli choroby i walki z nią. Dla widzów spodziewających się intymnego, spokojnego dziennika "pacjentki z nowotworem", melodramatycznej opowieści o życiu i śmierci Magdaleny Prokopowicz, której losy posłużyły za główną inspirację, "Chemia" będzie rozczarowaniem. Więcej w tym wszystkim rock’n’rolla, a nawet disco, niż rak’n’rolla. Ma to swoje dobre i złe strony.

Reklama

Bartosz Prokopowicz, uznany operator, który teraz debiutuje jako reżyser, mąż Magdaleny (zmarła w wieku niespełna 35 lat, po 8 latach walki z nowotworem), proponuje nam spotkanie z życiem, a nie śmiercią, choć ta druga gdzieś w tle, w cieniu ciągle się czai i czyha na atak. Ukrywa się w animacjach, ilustrujących "wściekłość" komórek rakowych, w krzykliwych hasłach pisanych na ścianie, w ekstremach, na których cała narracja jest zbudowana. Ten klimat i rytm na pewno nie będą wszystkim odpowiadały. Jest w nich pewna zadziorność, która może zostać odczytana jako pretensjonalność i kicz.

Na pewno kilka razy reżyser rozbija się o swój pomysł, traci kontrolę nad - skądinąd ciekawymi i utalentowanymi aktorami - Tomaszem Schuchardtem i Agnieszką Żulewską.

Są sceny - szczególnie gdy rak odzywa się coraz głośniej i coraz bardziej psuje portretowany na ekranie związek, gdy wyglądają sztucznie. Są sceny, w których w ich bohaterów - ekstrawertyczną i niezależną Lenę oraz walczącego z depresją, bardziej introwertycznego Benka - w ogóle się nie wierzy. Stają się komiksowi, przerysowani. Coś nie gra w dialogu, w inscenizacji, czegoś brakuje. A jednak kreacja Żulewskiej to jeden z najmocniejszych elementów filmu. Aktorka poszła tu na całość - to bardzo fizyczna rola, dla której Żulewska schudła, zbladła, po prostu "rozchorowała się".

Być może we współczesnym kinie jest to już pewien "standard", a jednak tylko nieliczni mają w sobie tyle odwagi, by tak bardzo zmienić się dla swojego bohatera. Tutaj należą się największe brawa. Tutaj też rodzą się łzy w oczach widzów. Bo nawet, jeżeli "Chemia" irytuje, nie zawsze zachowane są tu odpowiednie proporcje pomiędzy humorem i smutkiem, pojawia się przesada, teledyskowość rodem z MTV, za mało jest "tła" w postaci rodziny, lekarzy, przyjaciół i wiele rzeczy jest, po prostu, przestylizowanych, to jednak na sali kinowej słychać szloch. Widzowie wychodzą z kina wzruszeni.

6/10

"Chemia", reż. Bartosz Prokopowicz, Polska 2015, dystrybutor: Vue Movie Distribution, premiera kinowa: 2 października 2015 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chemia (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy