Aktorka z "Gwiezdnych wojen" zaskakuje. W takiej roli jej jeszcze nie widzieliśmy

Daisy Ridley w filmie "Czasem myślę o umieraniu" /materiały prasowe

W Seattle panuje bezsenność, natomiast w Oregonie rządzi niezręczność. Opis fabuły "Czasem myślę o umieraniu" może przywołać na myśl serial „The Office”. Chociaż twórcy obu produkcji operują cringe’em, w filmie Rachel Lambert mniej jest absurdu. Przeważają ciche obserwacje codziennych rytuałów oraz pustki, z którą tak trudno zerwać. Czasem wywołają one śmiech. Częściej wprawia one widza w melancholijny nastrój.

  • "Czasem myślę o umieraniu" to film, w którym melancholijny klimat miesza się z humorem w stylu serialu "The Office"
  • W roli głównej wystąpiła znana z nowej trylogii "Gwiezdnych wojen" Daisy Ridley. W "Czasem myślę..." 
  • Film skupia się na samotności i trudach wyjścia z niej

Główną bohaterką filmu jest Fran (Daisy Ridley), nieśmiała pracownica małego biura w jednym z niewielkich miasteczek gdzieś w Oregonie. Życie dziewczyny to rutyna — nudna praca, samotne kolacje, ponura egzystencja bez drugiej połówki. Zamiast marzyć o wielkiej miłości, Fran wyobraża sobie swoją śmierć. To jej jedyna rozrywka. Wszystko zmienia się, gdy do biura dołącza Robert (Dave Merheje) — misiowaty, trochę niezręczny, ale w sumie sympatyczny typ. W dodatku zaprasza Fran do kina. Ta nie jest jednak przekonana. Tak trudno zerwać jej z dojmującą, acz bezpieczną samotnością.

Reklama

Ridley zapisała się w pamięci masowej jako Rey z nowej trylogii "Gwiezdnych wojen". Jej rola jako Fran nie mogła się bardziej różnić od kreacji młodej mistrzyni Jedi. Rey była typową Mary Sue, postacią bez skazy, specjalistką od wszystkiego, która zawsze znajdowała się w centrum uwagi. Jednocześnie trudno było określić jej charakter. Fran z kolei wydaje się wręcz niewidoczna. Nie odzywa się przez pierwsze kilkanaście minut filmu, ucieka też od jakichkolwiek, nawet powierzchownych, kontaktów ze swoimi współpracownikami. Z czego to wynika? Reżyserka nie daje nam jasnej odpowiedzi – i nie jest to w żadnym razie zarzut wobec filmu.

Wybór Fran na główną bohaterkę może wydawać się początkowo niezrozumiały, szczególnie jeśli skonfrontujemy ją z jej charakterystycznymi i nieco przerysowanymi (chociaż w żadnym razie w tak skrajny sposób, jak w "The Office") współpracownikami. Jest jednak coś przejmującego w wiecznie spiętej dziewczynie, która boi się odezwać przy kimś, a ucieczką od lęków codzienności okazują się dla niej wyobrażenia różnych sposobów swej śmierci. Coś, co przeraża niemal każdego, dla niej stanowi dziwne ukojenie.

Świetnym pomysłem jest skonfrontowanie jej z Robertem – ciepłym i serdecznym gościem, który przeżył swoje zawody i upadki, ale mimo to nie boi się wciąż szukać szczęścia. Oboje walczą z samotnością na swój sposób. On próbuje i często zostaje zraniony. Fran natomiast jakby się poddała – a relacja z Robertem wydaje się ostatnią próbą wyjścia ze swojej bańki, w której powodzenie ona sama do końca nie wierzy.

Całość opakowana jest w niezręczny humor oparty na codziennych rozmowach i dziwnych rytuałach. Świetna jest scena wprowadzenia Roberta, podczas której wszyscy pracownicy biura muszą mu oznajmić, jakie jest ich ulubione jedzenie. Dramatyczne momenty wybrzmiewają z kolei w ciszy, gdy kamera skupia się na Fran odwracającej wzrok, lub rezygnującej w ostatniej chwili z interakcji. 

„Czasem myślę o umieraniu” nie jest komedią, na której cała sala będzie śmiała się wniebogłosy. To czasem zabawny, czasem smutny film o samotności i trudach wyjścia z niej. Skromny i prosty – czuć, że jest to rzecz rodem z festiwalu w Sundance. Jest to także pokaz możliwości aktorskich Ridley. Każde spojrzenie Fran znaczy tutaj więcej niż sto machnięć mieczem świetlnym Rey.

7,5/10

"Czasem myślę o umieraniu" (Sometimes I Think About Dying), reż. Rachel Lambert, dystrybucja: Aurora Films, premiera kinowa: 1 marca 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Daisy Ridley
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy