Reklama

Afgańskie limbo

"Wojna Restrepo", reż. Tim Hetherington, Sebastian Junger, USA 2010, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 18 lutego 2011

Położona w północno-wschodnim Afganistanie dolina Korangal to anus mundi, odbyt świata, gdzie nawet chwaccy emisariusze Wujka Sama najchętniej skuliliby się pod pryczami i ssali kciuki, słuchając przybliżających się z każdą chwilą wybuchów. Amerykański dziennikarz Sebastian Junger i brytyjski fotoreporter Tim Hetherington spędzili rok w tym zapomnianym zarówno przez Jahwe, jak i Allacha miejscu, unikając kul i przepytując stacjonujących tam żołnierzy. Stanowiący dokumentację ich przygody film "Wojna Restrepo" to próba dostrojenia się do rytmu zbrojnego konfliktu, próba pełna skupienia i hipnotycznej siły.

Reklama

Rzeczony obraz najlepiej określa nie to, co się w nim znajduje, lecz to, czego w nim zabrakło. Nie znajdziemy tutaj prób stworzenia szerszego kontekstu dla prezentowanych wydarzeń, płomiennych wypowiedzi polityków, montażówki telewizyjnych wiadomości, żaden narrator nie streści nam ze śmiertelną powagą kilku artykułów z Wikipedii. W tym filmie matki nie opłakują zabitych przez wroga synów, ojcowie nie wygrażają państwu, które wysłało tych synów na misję. Cichnie debata na temat amerykańskiej polityki, a widzowie wraz z dwójką dokumentalistów lądują w ograniczonej i cholernie nieprzyjaznej przestrzeni.

"Wojna Restrepo" to obraz pozornie nieatrakcyjny, wypłukany ze znaczeniowego tłuszczu i świecący nagim szkieletem. Składają się na niego na przemian zmontowane wypowiedzi żołnierzy, którzy mieli nieprzyjemność znaleźć się w dolinie Korangal i sceny zarejestrowane w ich obozie. W tym drugim przypadku nagranie jest niewyraźne i chaotyczne - bitewny spektakl sprowadza się tutaj w dużej mierze do roztrzęsionych obrazów ostrzeliwania górskich stoków, gdzie ukrywa się gdzieś anonimowy wróg. Czuć w tym coś straszliwie alienującego; rozwój przemysłu zbrojeniowego sprawił, że współczesna wojna przypomina krwawą grę w statki. Zawieszeni w wyblakłym i skalistym limbo bohaterowie bezradnie młócą pięściami powietrze. Ich walka wydaje się całkowicie bezsensowna.

Na pierwszy plan wysuwają się portrety żołnierzy. Jeden z nich opowiada, że jego matka była hipiską i nie pozwalała mu bawić się plastikową bronią oraz oglądać brutalnych filmów. Innym razem widzimy, jak grupa "jarheadów" pod wpływem piosenki disco odrzuca na bok hantle i zaczyna tańczyć. W wywiadach bohaterowie wydają się być sympatycznymi i wrażliwymi na cudzą krzywdę kolesiami. Co takie fajne chłopaki robią w Afganistanie? Posłano ich tam za karę, czy co? Trudno znaleźć tutaj znarkotyzowanych bitewną adrenaliną socjopatów rodem z "The Hurt Locker. W pułapce wojny" Kathryn Bigelow.

Obiektywizm to od dawna skompromitowane słowo i za każdym razem kiedy go używam, czuję się jak ostatni frajer, więc napiszę tak: "Wojna Restrepo" wydaje się być filmem uczciwym. Skupia się na ludziach i nie pozwala, aby medialny szum zakłócił opowiadaną historię. Proces tworzenia znaczeń zaczyna się już w momencie skierowania kamery na daną osobę, ale prostota i brak widocznego publicystycznego zacięcia pozwalają mi wierzyć, że celem Jungera i Hetheringtona była przede wszystkim rejestracja a nie interpretacja.

8/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Wojna Restrepo"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 18+ | USA | +18
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy