Reklama

"Merida waleczna": Olimpiado, trwaj!

"Merida waleczna" trafia na polskie ekrany tuż po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Jeśli transmitowane w telewizji wyczyny łuczników i szermierzy was nie usatysfakcjonowały, to czym prędzej wybierzcie się do kina - Merida pokaże wam, co to znaczy władać mieczem i łukiem.

Nowy film ze stajni Pixara nosi wszelkie znamiona swojej marki, z kunsztem formalnym i atrakcyjną treścią na czele. Tym razem animatorzy zmieniają perspektywę i oddają głos tłamszonym przez kulturę kobietom. Mimo że akcja "Meridy" rozgrywa się w średniowiecznej Szkocji, jej problematyka wydaje się jak najbardziej aktualna - wszak księżniczki wciąż mają robić to, co przynależy księżniczkom. Rzecz w tym, że nie wszystkie mają na to ochotę.

Rozbrykana córka szkockiego władcy - Merida, w nosie ma suknie, dworskie bale i etykietę królewskiego stanu. W głowie siedzi jej łuk, a palce same układają się do strzału, nawet przez sen. Niestety, konserwatywna matka nie pochwala zainteresowań córki. Żeby wrócić ją z powrotem do szeregu, decyduje się wydać nastolatkę za mąż. W tym celu organizuje zawody strzelnicze, których zwycięzca otrzyma... rękę księżniczki.

Reklama

Do boju staje kilku potomków lokalnych możnowładców, ale z trafianiem w środek tarczy radzą sobie gorzej niż nasi łucznicy w Londynie. Merida przy nich jest jak tegoroczni medaliści w tej konkurencji - Oh Jin-Hyek i Takaharu Furukawa razem wzięci. Precyzją, z jaką strzela z łuku, dorównują jej jedynie pixarowscy graficy, ale w innej dziedzinie - w animacji.

To oni pod przewodnictwem Johna Lassetera spowodowali, że określenie "realistyczna baśń" nabiera zupełnie nowego znaczenia. Szkocja sprzed dziesięciu wieków zachwyca. Twórcy pieczołowicie przestudiowali mediewistyczne podręczniki, z których zaczerpnęli garść detali i szczegółów i starannie je w filmie odtworzyli. W połączeniu z niezwykle naturalnym wyglądem postaci (przyjrzyjcie się czuprynom Meridy i jej ojca!) znów podniosły one poprzeczkę w jakości animacji.

Również fabularnie "Merida" nie zawodzi. Konkurs o rękę księżniczki szybko okazują się jedynie przysłowiowym małym piwem. Odwrócenie magicznej metamorfozy - królowej w niedźwiedzicę, a książąt w małe miśki - jest bowiem o wiele bardziej zajmującą sprawą dla scenarzystów, a przeto i dla bohaterów filmu. Do ściągnięcia klątwy z królewskiej rodziny potrzebne będzie pojednanie córki z matką, które zaprowadzi widzów wprost do finałowego peanu na cześć rodziny. Chociaż takie zakończenie może wydawać się nieco zachowawcze, to nie spycha ogólnej wymowy filmu na konserwatywne tory.

"Merida" od początku do końca pozostaje naznaczona delikatnym feministycznym rysem, który młodym widzom uświadomi, że niektórym księżniczkom na ziarnach grochu śpi się lepiej niż w jedwabnej pościeli, a starszym z humorem przypomni, czym różni się chłopczyca od rewolucjonistki. Ci drudzy będą mieli także uciechę z dialogów. W oryginalnej wersji językowej bohaterowie chyżo wplatają do swoich wypowiedzi słowa w średniowiecznym szkockim - śmiech gwarantowany.

Pixar znów obdzielił atrakcjami po równo dzieciaki i dorosłych widzów. Dla jednych i drugich "Merida" mogłaby stać się czarnym koniem specjalnej olimpijskiej konkurencji - walki z nudą. Satysfakcja z kibicowania jej byłaby wliczona w cenę kinowego biletu.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Merida Waleczna", reż. Mark Andrews, Brenda Chapman, USA 2012, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 17 sierpnia 2012

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: olimpiady | co to znaczy?"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy