"Mecz życia" [recenzja]: Sparing okręgówki

Kadr z filmu "Mecz życia" /materiały dystrybutora

W "Meczu życia" stawką faktycznie jest ludzkie życie. Mimo to potyczka nie wywołuje spodziewanych emocji. To bardziej sparing okręgówki niż mecz wysokiej ligi.

A szkoda, bo to kolejny film, choćby po nieudanym "Gwiazd naszych wina", skierowany do młodzieży z tematem nowotworu w tle.

Dobrze, że kino stara się ten temat ujarzmić. Opowiadać o nim z perspektywy innej niż wyroku, którego nie da się cofnąć. Nie jest przy tym oszukańcze - twórcy nie starają się nam wmówić, że wszystko skończy się dobrze. Zamiast tego skupiają się na zmotywowaniu, by właściwie czas, który pozostał, wykorzystać. Oczywiście, w przypadku tematu tak trudnego nie może być mowy o zgodzie na definicję terminu "dobrze wykorzystać". To zawsze sprawa indywidualna, trudna, budząca kontrowersje i polemiki.

Reklama

I pewnie dlatego takie filmy, jak właśnie "Mecz życia", cierpią na zachowawczość i nieumiejętnie balansują między mocnym przesłaniem a polityczną poprawnością. Początek zapowiada się dobrze i może przyprawić o zawał tych, którym na słowo "gender" pot występuje na twarz. Anja, główna bohaterka tego dramatu, za nic ma role społeczne. Nie przyjmuje do wiadomości, że piłka nożna to sport dla chłopców, w czym próbuje uświadomić ją zakochany w dziewczynie Jonas. O tym, że kto się czubi, ten się lubi, Anja jeszcze nie wie, ale i tak nie pozwala chłopcu zabić w niej futbolowej pasji. I kiedy wydaje się, że wszystko pójdzie po jej myśli i uda jej się wystąpić w szkolnym turnieju, niespodziewanie życie zadaje jej cios. Diagnoza lekarzy jest jednoznaczna: białaczka.

A więc wiadomość, która dla otoczenia, zwłaszcza rodziców, jest końcem świata. Najczarniejsze myśli głębią się wszystkim w głowie, nie widać światełka w tunelu. Siłą tego filmu jest jednak to, że wszędobylskie strach i pesymizm nie udzielają się samej Anji. Dla bohaterki wciąż, jakby miała klapki na oczach, najważniejszy jest sport. Niestety, w ślad za jej nieoczywistą konstrukcją nie idą inni bohaterowie, którzy tworzą galerię stereotypowych postaci. Powoduje to niemożliwy do zaakceptowania dysonans i cisnące się na usta pytanie, jak to możliwe, że film wymierzony w stereotypy zaczyna je replikować?

Jest to rozczarowujące tym bardziej, że "Mecz życia" jest remakiem holenderskiego przeboju "Ósmoklasiści nie płaczą", który od początku do końca zwalczał klisze i oczywistości. Czyżby norwescy twórcy chcieli tak bardzo uciec od powtarzania za oryginałem, że wpadli we własne sidła i powtórzyli za wszystkimi innymi?

5/10

"Mecz życia" (Kule kidz gråter ikke), reż. Katarina Launing, Norwegia 2014, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 13 maja 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy