Oscary 2009
Reklama

Jak zdobyć Oscara?

"Często można przewidzieć wygranych, ale niekiedy po prostu wiesz, kto wygra" - pisze w "Variety" Timothy M. Gray i przedstawia listę kilku, czasem zaskakujących drobnostek, które zapewniły w ostatniej dekadzie statuetkę Oscara paru gwiazdom.

Każdego roku dziennikarze prześcigają się w pisaniu o typach ról, które mają największą szansę na nagrodę. W tym "niebiańsko-oscarowym" kręgu przeważnie królują alkoholicy, narkomani, ludzie na granicy szaleństwa, ułomni fizycznie czy mentalnie.

"Ostanie dziesięć lat udowodniło jednak, że są jeszcze pewne subtelne, ledwo dostrzegalne rzeczy, które pomagają aktorowi w drodze do nominacji, a może nawet wygranej" - pisze Gray.

Jakie to "subtelności"?

"Śmiesznie mówić".

Przykładem tegoroczna wygrana Daniela Day - Lewisa w "Aż poleje się krew".

Reklama

"To doskonały przykład długiej, szlachetnej tradycji mówienia dziwnym głosem, wykorzystywaniem specyficznego akcentu i charakterystycznego sposobu wysławiania się, najlepiej przy okazji zezując i mrugając".

Zasada jest prosta - jeśli komik prowadzący galę jest w stanie w kilku słowach spariodować cię tak, że publika rozpoznaje twojego bohatera w sekundę, statuetkę masz już w kieszeni. Tak było w przypadku Rene Zellweger we "Wzgórzu nadziei", ale i Anthony Hopkinsa w "Milczeniu owiec". Tom Hanks w "Forrescie Gumpie" jest tu ewenementem, bo Oscara zdobył bez elementu "zezowania".

"Charakterystyczna fryzura".

Kate Winslet w "Zakochanym bez pamięci", Meryl Streep w "Diabeł ubiera się u Prady", Saoirse Ronan w "Pokucie"... W tym przypadku należy pamiętać, że jeśli chociaż trzy osoby przebiorą się za twoją postać w czasie parady Halloween w Zachodnim Hollywood, członkowie Akademii z pewnością cię zapamiętają.

"Bądź przerażający i zabawny".

Gdy Forest Whitaker starł się z Jamesem McAvoyem w "Ostatnim królu Szkocji", wpierw go sterroryzował, a następnie udawał, że żartuje. Podobnie było w przypadku Joe Pesci i Ray Liotty w "Chłopcach z ferajny". Jak pisze Timothy Gray, wszystko polega na starej, szkolnej zasadzie: "O! On jest straszny!/Ojej, on jest zabawny/O nie, on jest naprawdę przerażający!".

"Zabij kogoś".

2007 rok był niemalże sztandarowym w tej kwestii czasem. Przede wszystkim dzięki Johnny'emu Deppowi (słynny golibroda) i Caseyowi Affleckowi. Ale wystarczy też spojrzeć na wcześniejszych zwycięzców: Catherine Zeta - Jones, Charlize Theron, Denzel Washington, Sean Penn i Tim Robbins. A wśród nominowanych: William Hurt ("Historia przemocy"), Mark Wahlberg ("Infiltracja"), Ben Knigsley ("Sexy Beast") czy Paul Newman ("Droga do Zatracenia").

Jednak największym wygranym jest w tym towarzystwie pewien przybysz z dalekiej i gorącej Hiszpanii. Nie wiadomo, czy dzięki intuicji czy wiedzy, to właśnie Javier Bardem odkrył owe jakże istotne "subtelności" i je wszystkie połączył. Nieustannie ma inne uczesanie, igra ze swoimi ofiarami, zabija całą rzesze ludzi, do tego specyficzny sposób mówienia, a żeby było tego mało - elektryzujące spojrzenie, z którego aż wieje grozą i śmiercią.

"To lepsze niż zezowanie!" - podsumowuje Timothy Gray.

A zatem, jeśli komuś marzy się mała przechadzka po oscarowy czerwonym dywanie w świetle reflektorów i statuetka w dłoni, niech zapomni o rolach alkoholików, szaleńców i narkomanów. Wystarczy trochę dziwnego akcentu, gdy mówimy po angielsku (Polacy w tę kwestię wiele wysiłku nie muszą wkładać). Krótko mówiąc, Anton Chigurh trzyma w ręku klucz do "oscarowego nieba".

Variety
Dowiedz się więcej na temat: Oscary | Po prostu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama