"Jestem mordercą" [recenzja]: Do ostatnich minut niejednoznaczny
W 1998 roku Maciej Pieprzyca zrealizował film dokumentalny "Jestem mordercą...". Przybliżał on śledztwo i proces sądowy w sprawie seryjnego zabójcy zwanego wampirem ze Śląska. Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku przypisano mu zabójstwo czternastu kobiet. Prawie dwie dekady po realizacji dokumentu reżyser postanowił powrócić do podjętego w nim tematu.
"Jestem mordercą" jest luźno oparte na polowaniu na szaleńca sprzed kilkudziesięciu lat. Owa historia idealnie nadaje się na dobre kino gatunkowe. Na szczęście Pieprzyca wyciska z niej jeszcze więcej.
Fabuła skupia się na losach Janusza Jasińskiego (Mirosław Haniszewski), młodego milicjanta, któremu zostaje niespodziewanie przydzielone dowództwo nad grupą poszukującą zabójcy. Mający być kolejnym kozłem ofiarnym w beznadziejnej sprawie, nieoczekiwanie znajduje on podejrzanego w postaci Wiesława Kalickiego (Arkadiusz Jakubik) - wytypowanego przez komputer, idealnie pasującego do profilu psychologicznego mordercy i w dodatku widzianego w miejscu jednej ze zbrodni. Brak jednoznacznych dowodów nie przeszkadza nikomu w okrzyknięciu aresztowania sukcesem milicji. Z kolei Jasiński otrzymuje niezliczone pochwały i niewyobrażalne na tamte czasy luksusy z kolorowym telewizorem na czele. Sam nie jest jednak pewien winy Kalickiego, a strach przed skazaniem niewinnego człowieka na śmierć szybko ustępuje obawie o utratę wszystkich przywilejów. Także jego przełożeni ani myślą przyznawać się do ewentualnej pomyłki.
Pieprzyca udowodnił swoim poprzednim filmem, nagrodzonym Srebrnymi Lwami "Chce się żyć" z 2013 roku, że potrafi zręcznie manewrować emocjami widowni. Sytuacja powtarza się w jego najnowszym filmie. Zamiast mnożyć tajemnice i sensacyjne zwroty akcji, reżyser skupia się na portretach psychologicznych swoich bohaterów. Wiarygodnie zarysowuje dylematy targające początkowo prawym i nieprzekupnym Jasińskim oraz stoicko oczekującym wyroku Kalickim. Reżyser "Jestem mordercą" nie boi się także wychodzić poza ramy filmu kryminalnego, bawiąc się tonacjami filmu. Pieprzyca w jednej scenie ukazuje z przymrużeniem oka paradoksy PRL-u, by w następnej bez krzty przerysowania przedstawić odkrycie zwłok kolejnej ofiary szaleńca. Niestety, owa żonglerka nie zawsze wychodzi mu sprawnie. Na szczęście nigdy nie przekracza ona granicy dobrego smaku.
Poziom filmu podbijają także bardzo udane występy większości członków obsady. Agata Kulesza w roli prostej i niewiernej żony Kalickiego kradnie wszystkie swoje sceny, po raz kolejny udowadniając, że potrafi ona uwiarygodnić każdą, nawet najmniejszą, rolę. Zaskakująco dobrze w roli cynicznego przełożonego Jasińskiego wypada także Piotr Adamczyk, przez wielu wciąż kojarzony z rolą papieża Jana Pawła II sprzed ponad dekady. Jednak największą gwiazdą filmu Pieprzycy jest Arkadiusz Jakubik w roli Kalickiego. Wśród wielu charakterystycznych i czasem rozmyślnie przerysowanych postaci drugoplanowych jako jedyny pozostaje on do ostatnich minut niejednoznaczny. Z jednej strony cieszący się z małych przyjemności i nie bojący się ukazywać swych uczuć, z drugiej kategorycznie nie zaprzeczający postawionym mu zarzutom.
Jakubik uwiarygadnia także relację podejrzanego z Jasińskim, najmniej udany punkt scenariusza Pieprzycy. Niestety, nie pomaga mu grający milicjanta Mirosław Haniszewski, gubiący się między kolejnymi pamiętnymi epizodami i bohaterami pobocznymi. Nie zmienia to jednak faktu, że "Jestem mordercą" jest sprawnie zrobionym kinem gatunkowym z autorskim sznytem. Pod płaszczykiem rasowego kryminału Pieprzyca przemyca smutny obraz PRL-u przywodzący na myśl obraz świata znany z współczesnego kina rumuńskiego. Każdy sukces podbudowany jest kłamstwem, za pozornie spontanicznym aktem dobrej woli idzie walka o własny interes, a szczerość jest największą słabością.
7/10
"Jestem mordercą", reż. Maciej Pieprzyca, Polska 2016, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 4 listopada 2016 roku.