Reklama

Podziemna rzeka Glassa

Scott Hicks wie, jak dotrzeć do duszy muzyka. Jego wielokrotnie nagradzany "Blask" (Oscar w 1997 roku) opowiadał historię inspirowaną życiem wybitnego australijskiego pianisty - Davida Helfgotta. Teraz proponuje zajrzeć pod fortepian Philipa Glassa w dokumencie "Glass: portret Philipa w 12 częściach".

Dokument Scotta to przykład dobrze przemyślanego projektu. Przez rok reżyser towarzyszył swojemu bohaterowi: w czasie pracy, w domu, w podróżach. Osiągnął to, co najistotniejsze w tego typu dokumentalnych portretach - oswoił z kamerą i swoją obecnością nie tylko Glassa, bo ten do kamer z pewnością już przywykł, ale jego rodzinę i przyjaciół. Z ich opowieści powoli wyłania się Glass - człowiek i niezwykła osobowość. Bo w gruncie rzeczy to właśnie osobowość kompozytora niesie film. Niezwykle dowcipny, otwarty, ujmuje dystansem, z jakim podchodzi do siebie i własnej twórczości.

Reklama

Scott unika jednak tworzenia laurki na cześć wielkiego artysty. Poprzez postać Glassa i jego kolegów, stara się zarysować burzliwe czasy lat 60., awangardowy żywioł. Z tego też powodu to właśnie pierwsza część dokumentu wydaje się znacznie lepsza, by pod koniec, w czasie premiery jego opery "Waiting for the Barbarians" wytracić swój dynamizm. Widok Glassa przygotowującego pizzę wciąga bardziej niż na scenie za fortepianem.

Philip Glass to legenda muzyki klasycznej. Twórca kompozycji filmowych ("Godziny", "Notatki o skandalu", "Koyaanisqatsi"), oper, symfonii, a przede wszystkim muzycznego minimalizmu, stylu, który w swoim czasie wywoływał oburzenie. Przejrzysta rytmika, melodyka, nieustanne powtarzane frazy, która nagle się urywają.

"Nie wiem, skąd bierze się muzyka. Ona jest jak podziemna rzeka, nie wiadomo skąd wypływa i nie wiadomo, dokąd zmierza" - mówi kompozytor.

12 części dokumentu, budowanego na wzór kompozycji Glassa, stara się pokazać różne sfery życia artysty. Jego dzieciństwo, edukację, fascynacje filozofią Wschodu, miłości, życie rodzinne, pracę. A Glass to tytan pracy. W czasie roku, w którym towarzyszył mu Scott pisał operę, przygotowywał symfonię i zaangażował się w kilka filmów, a także koncertował.

"On potrafi sprawić, że na ekranie widzimy muzykę i słyszymy obrazy" - opowiada Godfrey Reggio, z którym Glass współpracował przy trylogii "Koyaanisqatsi".

Kolejny ważny dla Glassa reżyser - Errol Morris opowiada o unikalności stylu kompozycji Glassa.

Glass złamał tradycyjny podział na słuchaczy elitarnych, zamkniętych w budynku opery i tych zasłuchanych w muzyce, granej gdzieś na placach. Po dokumencie Scotta można podejrzewać, że nie był to tylko zamysł artystyczny. Taki jest po prostu Glass. I choć Scott urywa swój film, podobnie jak nagle kończą się kompozycje jego bohatera, to pozostaje jednak pewien niedosyt, jakiegoś mocnego akcentu na koniec.

Film "Glass: portret Philipa w 12 częściach" jest pokazywany w ramach sekcji filmów o muzyce. Dokument Scotta można zobaczyć jeszcze w najbliższy weekend. W ramach przeglądu znalazły się filmy m.in. o Joy Division, Patti Smith czy Arthurze Russelu.

Martyna Olszowska, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: portret | film | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy