James Bond
Reklama

Seksowna mieszanka uroku i siły

Zgodnie z 50-letnią już tradycją, "Skyfall" - nowy film o przygodach Jamesa Bonda - z pewnością przyniesie międzynarodową sławę nowej dziewczynie 007. W ukochaną najbardziej pożądanego mężczyzny świata wcieliła się tym razem francuska aktorka Bérénice Marlohe.

Premiera "Skyfall" już niedługo, musisz być bardzo podekscytowana.

Bérénice Marlohe: - O tak! Zwiastuny zrobiły na mnie ogromne wrażenie, więc bardzo się cieszę na pierwszy seans. Nie mogę się go doczekać!

Jak zareagowałaś, gdy zaproponowano ci tę rolę?

- To dziwne, ale jeszcze zanim trafiłam na casting, już pojawiły się pewne znaki. Od samego początku czułam silną więź z bondowską serią. Od zawsze kocham filmy o Jamesie Bondzie! Poszłam na casting bardzo pewna siebie. Wiadomość, że dostałam rolę, przyjęłam ze spokojem, choć byłam oczywiście bardzo szczęśliwa. Cieszyłam się, że otrzymałam szansę wzięcia udziału w tym niesamowitym filmie. Ze swojej strony zrobiłam wszystko, by pomóc w uczynieniu go najlepszym Bondem w historii.

Reklama

Jak wyglądał twój pierwszy dzień w Pinewood? To miejsce jest ściśle związane z bondowskim cyklem.

- Pinewood to mistyczne miejsce, cudownie było tam pojechać. Byłam bardzo zaskoczona i zachwycona scenografiami, które przygotowano do 'Skyfall'. Były niesamowite. Czułam się jak dziecko w ogromnym wesołym miasteczku.

Jak według ciebie ewoluowała rola dziewczyny Bonda?

- Od wielu lat, właściwie od samego początku, dziewczyny Bonda są bardzo wyraziste. To jeden z powodów, dla których zawsze uwielbiałam te filmy. Weźmy na przykład 'Dr. No' - Ursula Andress (grająca Honey Ryder - przyp. red.) jest pełna siły i niebywale uwodzicielska. Według mnie na tym polega istota dziewczyn Bonda. Stanowią seksowną mieszankę uroku i siły. Zawsze emanują zmysłowością, ale jest to zmysłowość podszyta stalą. Mają też bardzo mocne osobowości. To niesamowite, jakiego kalibru aktorki wystąpiły w filmach o 007! Dlatego uwielbiam dziewczyny Bonda. Byłam ogromnie podekscytowana szansą stworzenia własnej kreacji w tym duchu.

Co możesz nam powiedzieć o twojej bohaterce, Sévérine? Jaką jest kobietą?

- Sévérine jest ściśle związana zarówno z Bondem (po raz trzeci wciela się w niego Daniel Craig), jak i z Silvą (szwarccharakter grany przez Javiera Bardema), stanowi istotne, łączące ich ogniwo. Podczas pracy nad rolą czerpałam inspirację z postaci mitycznej chimery, która jest czymś na kształt smoka, pantery i węża jednocześnie. To potężne stworzenie o wielu obliczach. Było dla mnie prawdziwym natchnieniem.


Masz w filmie wiele scen z Danielem i Javierem. Jak się z nimi pracowało?

- Fantastycznie, bo są niesamowicie utalentowanymi aktorami. I też bardzo przyjemnie, bo to przemili ludzie. Zdolni, wielkoduszni i bardzo skromni. Praca z nimi była czystą radością.

Oprócz producentów Barbary Broccoli i Michaela G. Wilsona, duża część ekipy "Skyfall" pracowała już przy poprzednich filmach o Bondzie. Jak wyglądała atmosfera na planie?

- To prawdziwa rodzina. Często już słyszałam ten tekst, ale i tak nie byłam na to przygotowana. Te sześć miesięcy na planie było naprawdę cudowne - przede wszystkim dlatego, że Barbara i Michael są przemiłymi ludźmi. Miałam wrażenie, że wszyscy świetnie się rozumieją. Są prawdziwymi profesjonalistami, ale oprócz tego doskonale znają się nawzajem. Wiedziałeś, że możesz cieszyć się każdą chwilą, bo jesteś w dobrych rękach. Bardzo ciepło mnie przywitali i dzięki nim całkowicie się rozluźniłam. Choć to naprawdę duży film, nigdy nie czułam się tym przytłoczona. Na planie panowała intymna, koleżeńska atmosfera.

Pamiętasz pierwszego Bonda, jakiego widziałaś?

- Pierwszym filmem o Bondzie, jaki pamiętam, jest 'Zabójczy widok' z Rogerem Moorem, Christopherem Walkenem (w roli Maxa Zorina) i Grace Jones (May Day). Byłam zachwycona. Francuska telewizja emitowała wiele Bondów, więc dużą część z nich obejrzałam już jako dziecko. Gdy dorosłam, na każdy nowy film serii chodziłam do kina.

Jak zareagowała twoja rodzina i znajomi na wieść, że dostałaś tę rolę?

- Moja rodzina jest ogromnie szczęśliwa i bardzo dumna. Naprawdę nie posiada się ze szczęścia.


W jaki sposób przygotowywałaś się do roli?

- Trenowałam strzelanie z broni palnej. Było to dla mnie bardzo ważne - chciałam poczuć, jak to jest mieć w ręku prawdziwą broń, by móc dać swojej bohaterce poczucie władzy i pewność siebie prawdziwego mafiosa (śmiech). Bo to jedna z jej cech. Dlatego bardzo mi zależało na tym, by nauczyć się sprawnie strzelać.

Spodobało ci się?

- Bardzo. To jak zabawa w kowbojów i Indian. Było świetnie.

Czy gdy już zdobyłaś rolę, powróciłaś do wcześniejszych filmów i poprzednich dziewczyn Bonda w poszukiwaniu inspiracji?

- Nie. Chciałam stworzyć coś własnego - wyjątkową postać noszącą moje cechy i wywodzącą się ze świetnego scenariusza. Potraktowałam tę postać jak prawdziwego człowieka, którego trzeba uformować od zera. Ale odświeżyłam też sobie starsze filmy o Bondzie, by uszanować tradycję. Dużo słuchałam Shirley Bassey (walijska piosenkarka, nagrała piosenki do takich bondowskich filmów, jak: "Goldfinger", "Diamenty są wieczne", "Moonraker" - przyp. red.). Dla mnie jest ona uosobieniem dziewczyny Bonda. Sprawia wrażenie seksownej, silnej kobiety, więc szukałam u niej natchnienia. Jest fantastyczna, a ten jej głos - dobry Boże!

Czy ta rola zmieniła twoje życie?

- Wszyscy mi mówią, że tak będzie... Staram się nacieszyć tym, że nadal mogę spokojnie przejść ulicą i nikt mnie nie rozpoznaje. Premiera tego filmu na pewno wiele zmieni w moim życiu.

Jak to się stało, że zostałaś aktorką?

- Zawsze kochałam sztukę. Przez osiem lat grałam na fortepianie, a do tego uwielbiam rysować i malować. Aktorstwem zainteresowałam się nieco później. Dawno temu zwróciła na mnie uwagę pewna agentka i to ona pchnęła mnie na tę drogę. Potem poznałam cudownego nauczyciela aktorstwa. Dzięki niemu zakochałam się w tej pracy. Zaczynałam w wieku 23 lat i nadal chodzę do tego samego nauczyciela, bo jest świetny. Ma obecnie 80 lat i znał Marlona Brando. To fantastyczny człowiek, uwielbiam ćwiczyć z nim od czasu do czasu, bo bardzo zależy mi na rozwijaniu umiejętności.

Jakie masz plany na przyszłość? Chciałabyś zagrać w kolejnych anglojęzycznych filmach?

- Od lat miałam nadzieję, że odniosę na tyle duży sukces we Francji, żeby zostać zauważoną w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Zawsze marzyłam o karierze międzynarodowej, więc z pewnością będę grała w kolejnych angielskich i amerykańskich filmach - zwłaszcza, że je uwielbiam. Kocham grać po angielsku. Nawet wolę to od gry po francusku.

Jak podsumowałabyś swoje wrażenia z pracy przy "Skyfall"?

- To było wyjątkowe doświadczenie. Poznałam cudownych ludzi i nauczyłam się czegoś o sobie. Jestem pewna, że już nigdy nie będzie mi dane wziąć udział w tak niesamowitej przygodzie. To było magiczne przeżycie.

Rozmawiał Martyn Palmer.


50 lat Jamesa Bonda - zobacz nasz raport specjalny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Bérénice Marlohe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy