Reklama

"Życie jak dom": NASTOLATKI I RODZICE

„Życie jak dom” dotyczy w pierwszym rzędzie odbudowy relacji między bliskimi. Wznoszenie wymarzonego domu nad Pacyfikiem jest tu tylko pretekstem. George nakłania do pomocy syna. Sam, któremu właśnie zaczęły się wakacje, ani myśli pomagać ledwie tolerowanemu ojcu. Nie chce mieć nic wspólnego ani z ojcem, z którym nie mieszka, ani ze swą matką i ojczymem, u których mieszka. W wolnych chwilach zażywa narkotyki, jakie mu tylko wpadną w ręce, słucha gotyckiego rocka, dorabia prostytucją i jest absolutnie nieszczęśliwy. Swoją samoocenę zamyka w dwóch słowach – „chodzący trup”. Sam nie budzi współczucia. Wręcz przeciwnie. W kilku scenach widz może mieć ochotę chwycić go za kolczyk w wardze i rzucić do morza. Podobne myśli muszą przychodzić do głowy jego rodzicom. Robin pyta pewnego razu: „Co to za matka, która nie może znieść własnego syna?” Tak postawione pytanie prowokuje dyskusję o tym, że nie wszyscy rodzice, którzy kochają swoje dzieci, także LUBIˇ swoje dzieci.

Reklama

Kiedy George prosi Sama o pomoc przy rozbiórce rudery, ten mówi: „Właśnie próbujesz ‘zburzyć’ swojego ojca” (George odziedziczył posesję po swoim znienawidzonym ojcu). George odpowiada: „Ty też spróbuj”. Tak zaczyna się praca – nad domem i nad związkiem. Sam, i w jednym, i w drugim przypadku, nie jest świadom przyczyny determinacji ojca, George bowiem utrzymuje wiadomość o swej chorobie w tajemnicy.

W miejscu rudery George chce wznieść dom wzorowany na jednym ze swych modeli. Sam nie pali się do pomocy, ale po ciężkich „negocjacjach” (brawa dla scenarzysty za zabawne i ostre zarazem dialogi) godzi się przynajmniej zostać i patrzeć. Bez dostępu do komputera, telewizji kablowej, internetu i narkotyków Sam jest kompletnie zagubiony. U George’a nie ma nawet prysznica. Daje to Samowi pretekst do odwiedzania dziewczyny z sąsiedztwa, która ma prysznic i która chętnie się nim dzieli. Alyssa, bo tak ma na imię uczynna sąsiadka, dzieli się chętnie nie tylko prysznicem. Którejś nocy pozwala Samowi przenocować w swoim łóżku. Rano, na uwagę matki, że lepiej by było, gdyby Sam spał w pokoju gościnnym, Alyssa odparowuje, że ona z kolei czułaby się lepiej, gdyby jej matka nie sypiała z jej chłopakiem (nie Samem, lecz Joshem). Relacja matki i córki, choć nie tak napięta, jak relacja ojca i syna z sąsiedztwa, również nie należy do łatwych. Partia matki – Coleen, zagrana przez Mary Steenburger – należy do najlepszych w filmie.

George’a i Sama zaczyna odwiedzać na budowie Robin (Kristin Scott-Thomas). Ucieka do nich od swego drugiego męża. Jej relacja z Peterem jest martwa. Peter to typ zimnego kontrolera, przekonanego, że miłość żony kupuje się drogimi prezentami. Wznoszenie domu zbliża Robin do George’a i Sama.

Tylko największych cyników nie poruszy przemiana, jaką przechodzą główni bohaterowie.

„Życie jak dom” jest historią optymistyczną niemal tak dobrą, jak pesymistyczna historia z „American Beauty”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Życie jak dom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy