Reklama

"Załoga G": Świnki w trzech wymiarach

Hoyt H. Yeatman junior nie bez powodu znalazł się za kamerą. Ten wielce ceniony spec od efektów specjalnych od lat współpracował z Bruckheimerem. - Zaczęło się od "Karmazynowego przypływu". Razem zrobiliśmy "Twierdzę", "Armagedon" i "Kangura Jacka". Jerry zawsze lubił działać na krawędzi, przekraczać ograniczenia i bariery. Nigdy nie poprzestawał na tym, co znane i sprawdzone.

- Decyzją Hoyta było, by nasze komputerowo animowane zwierzaki wyglądały jak prawdziwe, a nie jak umowne stworki. Hoyt zdobył Oscara - otrzymał techniczną nagrodę od Akademii, a za "Wielkiego Joe" dostał nominację - mówił producent. - Bardzo słusznie, bo udało mu się tam stworzyć najbardziej wiarygodne, wygenerowane w komputerze zwierzęta. Zawsze idziemy dalej, więc ośmieliłem Hoyta, by szedł pewnie drogą, którą obraliśmy.

Reklama

Yeatman postawił sobie za cel, by wykorzystać najnowocześniejsze techniki komputerowe, ale nie w sposób mechaniczny. - Miały służyć naszym postaciom, a głównym celem było to, by widzowie nie odróżniali świata wykreowanego w komputerze od tego sfilmowanego w sposób tradycyjny - tłumaczył swą koncepcję reżyser. Nawiązano więc owocną współpracę ze słynną z zaawansowanych technik grafiki komputerowej firmą Sony Pictures Imageworks. Zdaniem Yeatmana osiągnięto efekty tak naturalne, jakich do tej pory w kinie jeszcze nie było. - Uważam, że naszym wielkim osiągnięciem jest to, że nasze postaci naprawdę sprawiają wrażenie, że wychodzą z kadru, nie są w nim uwięzione, jak bywało dotąd - mówił reżyser. - Trafiają niemal na kolana widzów.

Scott Stokdyk, ze wspomnianej firmy, odpowiadał za efekty specjalne. - Nasza firma pracowała nad takimi animowanymi filmami jak "Sezon na misia", "Ekspres polarny" czy "Beowulf". Tym razem jestem przekonany, że mamy do czynienia ze zdecydowanym skokiem jakościowym. Harmonijne połączenie filmu aktorskiego i animacji trójwymiarowej to zupełnie inne wyzwanie.

Jeden z szefów wspomnianej firmy, Buzz Hays, mówił: - Technika trójwymiarowa rozwija się w Hollywood od lat 50., ale w ciągu ostatnich lat dokonała prawdziwego skoku, pokonała kolejne technologiczne bariery. Bez fałszywej skromności przyznam, że mieliśmy w tym swój całkiem spory udział. Rob Engle z tejże firmy dodawał: - Impuls do rozwoju kina trójwymiarowego dały zaawansowane techniki komputerowe oraz cyfrowy sposób projekcji. Mówiąc w uproszczeniu, trójwymiarowość polega na tym, że kręcimy jeden film dla lewego, a drugi dla prawego oka. Wspomniane nowinki powodują, że jak nigdy dotąd otrzymujemy naprawdę przekonujący efekt. Mamy na to wiele przykładów w naszym filmie: chociażby w scenach, gdy zwierzaki jeżdżą na swych kulach czy otrząsają futerka z wody. Wrażenie jest naprawdę takie, jakbyśmy znaleźli się tuż obok nich.

Stokdyk dodawał: - Cały czas pamiętaliśmy, że kluczową kwestią jest to, by nasze świnki i reszta zwierzaków wyglądały jak najbardziej naturalnie, a jednocześnie miały bardzo silnie podkreślone indywidualne, niepowtarzalne cechy. Mieliśmy po prostu stworzyć osobowości nie do podrobienia.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Załoga G
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy