Reklama

"Uczeń czarnoksiężnika": GOETHE, DISNEY, CAGE

Tytuł filmu i zarazem inspiracja do jego powstania pochodzą z utworu wielkiego niemieckiego poety Johanna Wolfganga von Goethe, "Uczeń czarnoksiężnika" ("Der Zauberlehrling"), ogłoszonego w roku 1797. Była to żartobliwa opowiastka o adepcie czarów, który, pod nieobecność swego mentora, stosując bez namysłu magiczne zaklęcia, w trakcie przygotowań do kąpieli wpędza się w nie lada kłopoty, z których uwalnia go dopiero mistrz. Równo sto lat później francuski kompozytor Paul Dukas na podstawie ballady Goethego stworzył niezwykle popularne scherzo symfoniczne "L'apprenti sorcier", będące przykładem utworu programowego, czyli środkami muzycznymi oddającego treść fabuły i charakteryzujące bohatera. Ta wersja "Ucznia czarnoksiężnika" została wykorzystana jako jedno z dzieł zilustrowanych w słynnym filmie animowanym "Fantazja" (Fantasia, 1940) wyprodukowanym przez Walta Disneya. Był to pierwszy komercyjny pełnometrażowy film wykorzystujący dźwięk stereofoniczny, który nagrano w systemie ośmiokanałowym nazwanym Fantasound. W tym wykonaniu Orkiestrą Filadelfijską kierował legendarny dyrygent Leopold Stokowski, którego do współpracy zaprosił Disney osobiście w 1937 roku. Wtedy to król animacji planował serię krótkich filmów "Silly Symphonies"; z czasem pomysł przekształcił się w pełnometrażową "Fantazję". U Disneya jako tytułowy uczeń pojawiła się Myszka Mickey. Dziś ten film uważany jest za jedno z największych artystycznych osiągnięć studia Disneya, a wielu krytyków i komentatorów uważa "Ucznia czarnoksiężnika" za najbardziej błyskotliwy i brawurowy jego fragment.

Reklama

Nowy, aktorski "Uczeń czarnoksiężnika" to także rodzaj hołdu dla dawnych osiągnięć, tym bardziej, że Cage jest wielkim wielbicielem klasycznych dokonań disnejowskich. Reżyser Jon Turteltaub miał nadzieję, że będzie to utwór zabawny, o prostym, jasnym przesłaniu, niepozbawiony jednak pewnej głębi. - To rzecz o przyspieszonym dojrzewaniu - tłumaczył. - O tym, że gdy wszystko przychodzi niespodziewanie łatwo, jak za pomocą magicznej różdżki właśnie, to łatwo o lekkomyślność i przeoczenia.

Nicolas Cage, który jest także współproducentem filmu, tak wspominał jego genezę: - Wpadliśmy na ten pomysł z moim przyjacielem, producentem Toddem Garnerem. Od dawna miałem ochotę zanurzyć się w świat magii, a także zagrać bohatera, który ma niezwykłe moce. Rozmawiałem o tym z Toddem i już następnego dnia mieliśmy doskonale zapowiadający się projekt - "Ucznia czarnoksiężnika". Legendarny producent Jerry Bruckheimer, który już po raz siódmy współpracuje z aktorem, zareagował wręcz entuzjastycznie: - Uwielbiam świat magii, myślę, że należy go przybliżać współczesnej publiczności. Uważam, że "Uczeń..." to jedna z najważniejszych opowieści na ten temat. Nie wzbudzał wątpliwości także wybór reżysera. Cage zna doskonale Turteltauba, wspólnie uczyli się w Beverly Hills High School, a potem spotkali się na planie obu "Skarbów narodów". Aktor wielokrotnie z najwyższym uznaniem wyrażał się o profesjonalnych umiejętnościach swego dawnego druha: - Myślę, że Jon jak rzadko kto potrafi łączyć elementy komediowe z dynamiczną akcją - mówił. To właśnie trio Bruckheimer-Cage-Turteltaub wspólnie stworzyło wspomniane dwa kasowe filmy z cyklu "Skarb narodów", planowana jest zresztą część trzecia. - Jestem przekonany, że to doskonały reżyser, nie tylko dlatego, że łączy go długoletnia przyjaźń i współpraca z Nikiem i ze mną, lecz także dlatego, że ma w sobie radość i entuzjazm - twierdził producent.

Twórcy nowego filmu nie kryli wielkiego podziwu dla swych wspaniałych poprzedników. Wspominał Cage: - "Fantazja" to najpiękniejszy film, jaki widziałem w życiu. To był w ogóle pierwszy film, jaki rodzice pozwolili mi obejrzeć, moje wtajemniczenie w świat filmu, a także muzyki klasycznej. Myślę, że ten utwór, jak i wizyty w Disneylandzie, miały duży wpływ na moje życie i wyobraźnię. Co roku oglądam "Fantazję" i zanurzam się całkowicie w jej świecie. Choć nowy film nie jest rzecz jasna remakiem "Fantazji", reżyser nie uciekał przed tropami, które wiodły ku temu klasycznemu utworowi. Turteltaub komentował: - Ta fenomenalna ośmiominutowa część "Fantazji" była czymś, o czym cały czas pamiętaliśmy. Ale nie krępowało nas to, nie obezwładniało - przeciwnie, pobudzało twórczą inwencję. Matt Lopez ("Opowieści na dobranoc" z Adamem Sandlerem, "Góra czarownic"), młody autor, który zaczął współpracować ze studiem Disneya dzięki programowi dla scenarzystów, stworzył opowieść o uczniu college'u, Davie Stutlerze, który marzy o randce z dziewczyną o imieniu Becky. W jego życie niespodziewanie wkracza tajemniczy Balthazar Blake. Okazuje się on potężnym czarnoksiężnikiem, który chce uczynić młodego człowieka swym uczniem. - Jest to opowieść o poszukiwaniach - wyjaśniał producent. - Balthazar szukał przez całe stulecie odpowiedniego asystenta, natomiast Dave odkrywa swój potencjał. Dave jest poważnym studentem i nie chce mieć nic wspólnego z Balthazarem i jego światem. Ale ten krąży wokół niego niczym natrętna mucha i w końcu Dave ulega. Z czasem pojawia się między nimi zaufanie. Blake ufa swemu uczniowi nie tylko jako czarnoksiężnikowi, ale i w prywatnym życiu. Lopez komentował: -Największym wyzwaniem było dla nas sprawić, by widzowie zobaczyli na ekranie magię, jakiej jeszcze nie widzieli. Dave wierzy w naukę, studiuje z wielkim zapałem fizykę. Jest racjonalistą, stara się objaśniać wszystkie, nawet najbardziej niezwykłe wydarzenia, których jest świadkiem, w "naukowy" sposób. Zderzyliśmy go z Balthazarem, który postrzega wszystko w kategoriach magii. Kluczowe jest zdanie, które wypowiada Blake w rozmowie ze swym niechętnym uczniem - iż magia zamyka się w prawach fizyki, tyle że on jeszcze ich wszystkich nie zna. To sedno naszego pomysłu. Myślę, że to raczej niespodziewane rozwiązanie.

Warto napomknąć, iż Lopez kończył pracę nad tekstem w budynku w Burbank Walt Disney Studios, gdzie pracowano nad "Fantazją". Scenarzysta zauważył, że u Goethego uczeń, po swych nieodpowiedzialnych wyczynach, zostaje zdegradowany do roli stróża. Natomiast w filmie rzecz ma się całkiem inaczej. - W wierszu nigdy nie zobaczymy, jak uczeń stopniowo dojrzewa. Oraz tego, jak mistrz go uczy. To zobaczymy w naszym filmie. A jest to tym ciekawsze, że towarzyszą temu dramatyczne okoliczności. Dave musi się nauczyć w trzy dni tego, co normalnie musiałby studiować dziesięć lat - opowiadał scenarzysta.

Reżyser podkreślał, że ta opowieść ma także psychologiczny podtekst i potężny komediowy potencjał: - Balthazar potrzebuje ucznia, ale wcale nie marzył o takim jak Dave. Z kolei Dave czuje wielki opór przed tym dziwacznym osobnikiem, który wdziera się w jego życie. Drażnią się nawzajem, ale w końcu zaczną współpracować. Dave to typ intelektualisty, który chce na chłodno analizować to, co mu się przydarza. Gdy znajdzie się w obcym świecie, którego istnienia nawet sobie nie wyobrażał, zaczyna odkrywać nieznane do tej pory możliwości i cechy swego charakteru.

Oto więc podróż Dave'a. Scenarzyści Carlo Bernard i Doug Miro tak tłumaczyli swe zamiary: - Naszym zdaniem to klasyczna opowieść o przemianie bohatera. Dave to ktoś, kto nie wierzy w siebie. Nie wierzy też, że może dokonać czegoś znaczącego. Jest sceptyczny wobec misji ratowania świata, o której mówi mu Blake. Z czasem jednak przechodzi znaczącą ewolucję.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Uczeń czarnoksiężnika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama