Reklama

"Strefa ciszy": KARATE (I NIE TYLKO) PO POLSKU

Przez wiele lat w filmie polskim formuła psychologicznego thrillera była martwa, a refleksja na temat przemocy ograniczała się do uspokajających ogólników. Z pewnością jednym z pionierskich filmów było „Przepraszam, czy tu biją?” (1971) Marka Piwowskiego, gdzie granice etyczne pomiędzy przestępcami, a tropiącymi ich milicjantami zostały niejednokrotnie zatarte. A przemoc, pomimo ewidentnej w tym przypadku stylizacji, nabrała niepokojącej realności.

Do formuły opowieści o odwecie dość zręcznie odwołał się Wojciech Wójcik kręcąc „Karate po polsku” (1982), a potem „Prywatne śledztwo” (1985). Wyzyskał on klasyczny schemat narastającej konfrontacji ludzi stroniących od używania siły i rozchwianej psychicznie grupy społecznych wyrzutków. W roli jednego z nich bardzo wiarygodną kreację dał Zbigniew Buczkowski. Udało się też ze sporym powodzeniem, unikając zbytniej sztuczności, wpisać formułę „psychologicznego thrillera odwetu” w swojskie realia.

Reklama

Oczywiście eksplozja podobnych tematów nastąpiła po 1989 roku wraz ze zwiększonym wzrostem przestępczości i z wielkimi przemianami społecznymi, także przemianami w powszechnej mentalności. O ile jednak w filmach chociażby Władysława Pasikowskiego triumfowali konwencjonalni dość bohaterowie – bezwzględni, lecz w końcu dokonujący słusznych wyborów, o tyle próby pogłębionej refleksji na temat przyczyn agresji zdecydowanie rozczarowywały. Tak było zwłaszcza w przypadku „Gniewu” (1997) Marcina Ziembińskiego. W przypadku tego pierwszego filmu raziła nadmierna, nużąca stylizacja i pretensjonalna chęć „powiedzenia czegoś istotnego”. Banalne przesłanie mówiące o tym, że ludzka natura jest mało odporna na zło, a eskalacji gwałtu trzeba się przeciwstawić, nie przekonywało mistyczną filmową formą. Dużo cenniejszy wydawał się „Poniedziałek” (1999) Witolda Adamka, który w sposób chwilami bardzo przenikliwy przedstawiał „przemoc codzienną”, w dość realistyczny sposób, choć też odwołując się - ale dyskretnie - do poetyki thrillera.

„Strefa ciszy”, utwór cenionego dokumentalisty, który nie raz już udowodnił, że jest wrażliwy na rzeczywistość i jej gwałtowne przemiany, ma szansę wpisać się w podobną formułę, łączącą ogólniejszą refleksję na temat gwałtu z próbą wiarygodnego oddania naszego „tu i teraz”.

Krzysztof Lang, bez uciekania się do łatwych chwytów zbudował klimat zagrożenia i psychicznego napięcia. Także postaci młodych gangsterów potraktował w przeciwieństwie do tak zwanego „kina bandyckiego” jako pełnowymiarowych bohaterów. Jego zamiarem było

uniknięcie doraźnej publicystyki. Dał ty samym poruszający portret ludzi uwięzionych w matni przemocy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Strefa ciszy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy