Reklama

"Sahara": NA PUSTYNI

„Słowo ‘Sahara’ oznacza pustynię – tłumaczy McConaughey - czyli burze piaskowe i upał. Otwarta przestrzeń i gdzie byś nie spojrzał, nic nie ma. Pustkowie”.

W Maroku zdjęcia odbywały się w kilku miejscach, min. nad jeziorem koło Marrakeszu i na pustyni koło Erfoud, małego miasteczka na brzegu Sahary, blisko granicy z Algierią.

„To niesamowite, jak rozwinął się tam przemysł filmowy – jeszcze 10 lat temu nikt tam nie jeździł, a teraz mają na koncie mnóstwo świetnych filmów – zauważa Breck Eisner. Są otwarci na współpracę, elastyczni i bardzo pomocni. Na przykład byliśmy w stanie wypożyczyć 3 czołgi, 10 pancernych wozów bojowych, helikoptery – właściwie całą dywizję pancerną. Ekipy były doświadczone i bardzo pracowite”.

Reklama

Centrum produkcji filmowej w Maroku jest Marrakesz, jednak wiele scen z „Sahary” wymagało plenerów oddalonych od miasta. Filmowcy wybrali miasteczko Erfoud, w północno-wschodniej części kraju, ulokowane na środku pustyni. Jak mówi scenograf Allan Cameron: „Nie można kręcić filmu zatytułowanego ‘Sahara’ nie odwiedzając pustyni”.

Trzeba pamiętać, że Maroko kompletnie się różni od Mali, w którym rozgrywa się akcja filmu. „Zajęliśmy mieścinę Rissani i zamieniliśmy ją w osadę malijską – wyjaśnia Cameron. Zmieniliśmy szyldy sklepów i rodzaj sprzedawanych towarów. Zmieniliśmy wygląd i kolory ciężarówek i taksówek. Maroko nie jest tak barwne jak Mali.”

Cameron zaprojektował także wielką elektrownię słoneczną, która jest przykrywką, która kryje mroczny sekret. Część luster zbudowano, a resztę wygenerowano komputerowo.

„W scenariuszu jest także fort legionistów, który znajduje się blisko elektrowni – tłumaczy Cameron. Mogliśmy wykorzystać fort Legii cudzoziemskiej koło Erfoud, który zaadaptowaliśmy dla potrzeb filmu: eksplodowały ściany i bramy – super zabawa!

„Największym wyzwaniem była jednak rzeka – zauważa reżyser. Według scenariusza mamy dwie rzeki: na pustyni i w dżungli. Po przeszukaniu regionu znaleźliśmy idealne plenery, które można było wzajemnie łączyć: w Azzemmour, przy zbiorniku koło Marrakeszu i w południowej Hiszpanii. Wspaniale się ze sobą wiązały.”

W Hiszpanii nakręcono również kilka scen w Barcelonie, która udawała nigeryjskie Lagos. Muzeum Historii Naturalnej zostało „przebrane” za muzeum w Nigerii. Wystąpiło 150 statystów w strojach tubylczych, a sale wypełnione zostały eksponatami kultury Tuaregów i Nigeryjczyków. Zadaniem Camerona było również zaprojektowanie jaskini ozdobionej rysunkami opowiadającymi historię plemienia Tuaregów.

Jednak największym wyzwaniem było zaprojektowanie scenografii do otwierającej film bitwy na rzece James w Wirginii oraz zbudowanie pancernika, który uczestniczy w bitwie, a potem zostaje przeniesiony na pustynię.

„Musieliśmy osadzić go na piaszczystej wydmie, co z pozoru wydawało się łatwe – wspomina Cameron. Ale kiedy zaczynasz przesuwać setki ton piachu i próbujesz uformować z nich wydmę, okazuje się, że to skomplikowana robota budowlana.”.

Chociaż wiosna na pustyni jest przyjemna, to jednak 12 tygodni produkcji w Erfoudzie obfitowało w różne komplikacje wynikające z klimatu i położenia.

Typowym problemem ekip filmujących na pustyni są nagłe burze piaskowe: „ O 8 rano witał nas piękny poranek – wspomina McConaughey – a w czasie lunchu była już burza piaskowa. Widzisz jak nadciąga na horyzoncie i błyskawicznie uderza”.

Cameron: „Budowaliśmy plan filmowy, a widoczność sięgała wielu mil. 10 minut później nie widziałem własnej ręki. A poza tym robi się piekielnie gorąco”.

Eisner: „Zawsze sądziłem, że w hollywoodzkich filmach efekt burzy piaskowej jest przesadzony. Muszę jednak przyznać, że widok takiej burzy jest imponujący i przerażający. Masz tylko 30 sekund na znalezienie schronienia. Potrafi zmarnować cały dzień zdjęciowy.”

Ekipa była przygotowana na takie trudności, jednak Sahara zafundowała dodatkowe, nieoczekiwane „atrakcje”.

Producent Howard Baldwin: „Wszyscy mówią, że na pustyni nigdy nie pada, że nie było tu deszczu od 40 lat. A nam przytrafiła się burza z prawdziwą ulewą.”.

A jeśli nie było burzy piaskowej lub ulewy, to była....szarańcza. Potężna plaga szarańczy zaatakowała plan, wciskając się wszędzie i uniemożliwiając pracę.

No i oczywiście był też zwykły wiatr... Pozornie nieszkodliwe podmuchy, które podnosiły piach, delikatny i drobny, jak talk.

„Jeden dzień był przepiękny, a następnego dnia w powietrzu unosiły się tumany kurzu, które uniemożliwiały zdjęcia”– wspomina producent Mace Neufeld.

Pomimo wszystkich niedogodności i przeszkód nastrój na planie był optymistyczny. Ekipa i aktorzy najmilej wspominają dni zdjęciowe na Saharze, kiedy musieli nocować w namiotach i co wieczór rozpalali ognisko.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sahara
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy