Reklama

"Rocky i Łoś Superktoś": Z KOMPUTERA NA TAŚMĘ

W poszukiwaniu specjalistów, którzy ożywiliby tytułowe postacie, producenci zwrócili się do największych mistrzów filmowej magii - Industrial Light & Magic.

„Z mojego punktu widzenia, kluczową kwestią było to, by wiewiórka i łoś wyglądali inaczej - mówi Ward. - Przyzwyczailiśmy się do nich jako do postaci dwuwymiarowych. Teraz jednak chcieliśmy, by nadal wyglądając jak postacie z kreskówki, mieli dodatkowy wymiar”.

To było zadanie dla Davida Andrewsa (nadzór nad animacją) i Rogera Guyetta (nadzór nad efektami wizualnymi). Ich praca zaczęła się jeszcze w okresie przygotowawczym, trwała w czasie zdjęć i rozwinęła się na dobre, gdy 15-tygodniowy okres zdjęciowy został już zakończony. „Zajęło nam to jakiś rok” - twierdzi Guyett. Andrews, weteran ILM, który pracował już nad „Małymi żołnierzami”, „Marsjanie atakują!”, „Jumanji” i „Casprem”, wyznaje: „Nie masz takich ograniczeń, jak w przypadku pracy nad kreskówką, ale brakuje ci takiej swobody jak w filmie aktorskim. Ten film można porównać z „Kto wrobił Królika Rogera?”, choć tam było dużo klasycznej animacji. Tu pracowaliśmy nad formami trójwymiarowymi”. Guyett dodaje: „Ludzie przywykli dziś do bardziej skomplikowanych form animacji. Dawne filmy rysunkowe mają swoją specyfikę, choćby dlatego, że rysowano i kolorowano je ręcznie. W przypadku animacji 3-D dysponujemy wirtualną kamerą w komputerze, która zastępuje tradycyjną kamerę filmową. Kiedy więc postacie obracają się, otrzymuje się pełniejsze odwzorowanie ruchu niż przy użyciu klasycznych środków, a na dodatek taki obiekt można wkopiować w dowolny fragment filmu”.

Reklama

„Animacja polega na komponowaniu obrazu i wpisywaniu w ten obraz konkretnego występu” - komentuje Andrews swoją współpracę z Guyettem, który ostatnio wykonywał podobne zadanie na planie „Szeregowca Ryana”. - „Efekty specjalne polegają przede wszystkim na połączeniu sfilmowanego tła i umieszczeniu animacji w kadrze. Aby osiągnąć sukces, Roger musi być cyfrowym operatorem, ja zaś cyfrowym aktorem”.

Kiedy Andrews ożywiał naszych rysunkowych bohaterów, Guyett koncentrował się nad sposobami łączenia filmu aktorskiego z animowanym: „Moja praca polegała na wpisaniu Rocky’ego i Łosia w kadr, na zbadaniu cienia, jaki rzucają i na tym, jak współgrają z otaczającym ich światem”.

„Wróciwszy do domu, do studia ILM w San Francisco, zaczęliśmy od stworzenia tła dla naszej animacji i poruszających się w nim postaci - kontynuuje Andrews. - W ten sposób otrzymaliśmy komputerowy model każdej sceny z trójwymiarowymi postaciami naszych bohaterów. Następnie techniką poklatkową spróbowaliśmy ich ożywić”.

„Pragnęliśmy, by Rocky i Łoś Superktoś nie stracili swego wdzięku, wdzięku kreskówek z lat 50. i 60. - dodaje Guyett. - Jednak w oryginale ich czas był ograniczony do kilku minut. Teraz musieliśmy podtrzymać ich atrakcyjność przez znacznie dłuższy okres. To było naprawdę bardzo interesujące zadanie. Chcieliśmy, by byli bardziej zabawni niż w kreskówkach Warda, co wcale nie musiało stać się kosztem wdzięku oryginalnych postaci”.

„Rocky i Łoś Superktoś to wspólne dzieło wielu artystów - dodaje McAnuff. - Nic więc dziwnego, że mają tak skomplikowaną osobowość. To zasługa scenarzysty, moja, ale również animatorów z ILM, zwłaszcza Dave’a Andrewsa. Na planie Dave często wcielał się w łosia, zaś Keith Scott podawał jego kwestie. To bardzo ułatwiało nam pracę”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rocky i Łoś Superktoś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy