Reklama

"Ostatnia miłość na Ziemi": WIZJA REŻYSERA

Zdjęcia do Ostatniej miłości na Ziemi realizowane były przez pięć tygodni głównie w okolicach Glasgow, a także w Kenyi, Meksyku i Indiach. Od samego początku producent Gillian Berrie i reżyser David Mackenzie postanowili, że choć to film science-fiction to w jego centrum powinna znaleźć się podróż przez emocje.

- Zgodziliśmy się, że zależy nam na stworzeniu odpowiedniego klimatu dla tej miłosnej historii, a nie odwróceniu od niej uwagi masą efektów specjalnych - tłumaczy reżyser. - Mogliśmy zaprojektować to jako wielkie widowisko za 80 milionów dolarów, z wybuchami i całą resztą. Tylko w ogóle nas to nie interesowało. My chcieliśmy opowiedzieć historię o końcu świata poprzez obserwowanie codziennego życia bohaterów, chcieliśmy opisać wielką katastrofę koncentrując się na pozornie błahych detalach. Interesowało nas, jak bohaterowie poradzą sobie z nieuniknionymi zmianami w ich życiu, jakie wymusi na nich ta sytuacja. To było prawdziwe wyzwanie.

Reklama

Choć ekipa zamykała na czas zdjęć całkiem spore obszary Glasgow, to Mackenzie koncentrował się raczej na zbliżeniach na bohaterów niż na szerokich planach pokazujących postępujący chaos i rozpad świata, jaki znamy. - Starałem się nie przesadzić z tymi widowiskowymi ujęciami. Sama historia jest tak mocna, że czułem potrzebę sprowadzenia jej na ziemię. Chciałem pozwolić przemówić jej bardziej przez emocje dwójki bohaterów niż obrazy spanikowanego tłumu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Ostatnia miłość na Ziemi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy