Reklama

"Marlena": O PRODUKCJI

"Pokazuję fascynującą kobietę, jej drogę na Olimp, hollywoodzki rozmach jej życia, ale także jej głęboką samotność" - tak opisuje swój najdroższy jak do tej pory projekt, film "Marlena", reżyser Joseph Vilsmaier. Film obejmuje 15 lat z życia aktorki, jej drogę do sławy.


Idea tego filmu zrodziła się w głowach Kathariny Trebitsch i Jutty Lieck-Klenke (TPI Trebitsch Produktion International). Zdecydowały się go wyprodukować wraz z Josephem Vilsmaierem (Perathon Film). Był to zamysł, z którym już wcześniej nosiło się wielu innych reżyserów. Tak opisuje to Katharina Trebitsch: "Wiadomo, że Louis Malle planował realizację tego projektu. Niestety wcześniej zmarł. Również w Niemczech byli producenci, którzy byli zainteresowani tym pomysłem, zaniedbali jednak kwestię praw autorskich, jakie należą się spadkobiercom." W Niemczech nie ma zakazu realizowania projektów poświęconych znanym osobom. Jednak z chwilą, gdy opowieść zawiera elementy z życia publicznego danej osoby, lub też dodane zostają fikcyjne wątki, wymagana jest zgoda spadkobierców.

Reklama

Na początku więc należało rozwiązać ten problem. Jutta Lieck-Klenke: "Naszą przewagę stanowił fakt, że od samego początku wiedzieliśmy, kto zagra rolę Marleny - Katja Flint. Mieliśmy jej pełną aprobatę i zdjęcia, na których była ucharakteryzowana na Marlenę, gdy wyruszyliśmy na pierwszą rozmowę z Peterem Riva, który jest wnukiem Dietrich, synem Maria Riva."

Z początku TPI zamierzało zrealizować wraz z ZDF serial dla telewizji, dla uczczenia millenium. "Chcieliśmy nakręcić biografię postaci - mówi Jutta Lieck-Klenke - która byłaby charakterystyczna dla minionego stulecia". Przyszli producenci szybko doszli do porozumienia z szefem telewizji i jej dyrektorem programowym Hansem Janke, że najlepszą tego typu osobowością będzie Marlena Dietrich. "To nazwisko przywołuje na myśl wszystko to, co stanowi materiał na prawdziwą filmową opowieść - mówi Janke. - Trzeba było opowiedzieć o jedynej niemieckiej diwie, gdyż samo jej życie stanowiło materiał na wielką i dramatyczną opowieść - tyle miłości i namiętności, tak dużo dramatyzmu, tak wiele splendoru i jego brak, tyle tajemnic i ta niesamowita aura! Jednocześnie ta biografia ukazuje kobietę, którą można by uznać za ucieleśnienie całej epoki. Wiele mówi o życiu naszego kraju, takich zjawiskach jak emancypacja czy też walka z reżimem. Jest w niej wiele różnych motywów, a jej przekaz nie mógł być silniejszy."

Mówią producenci: "Marlena Dietrich to jedyna wielka niemiecka aktorka dwudziestego wieku. Na zawsze przeszła do historii. Żyła jak współczesne kobiety; postanowiła sobie, że zrobi karierę i zostanie gwiazdą. Całe swe życie podporządkowała temu celowi. Nie przyjmowała jednak, co jest bardzo ważne, żadnych propozycji ze strony nazistowskich Niemiec. Marlena wyraźnie zdystansowała się od nazistowskiego systemu. Dla ludzi z zewnątrz była ona bardzo pociągającą kobietą. Miała też inną twarz. Stało się to oczywiste, gdy na ostatnie dziesięć lat życia zamknęła się w mieszkaniu, wycofując się z życia publicznego, z konsekwencją, na którą nie zdobył się nikt z jej pokolenia."

W chwili, gdy do projektu przyłączył się Joseph Vilsmaier, stało się jasne, że zamiast wieloodcinkowego serialu powstanie efektowny film kinowy.


31 sierpnia 1999 roku reżyser Joseph Vilsmaier dał sygnał rozpoczęcia zdjęć, które trwały 45 dni. Kręcono je w Gaschurn i Slazburga (Austria), potem w Berlinie - w prawdziwych teatrach i na terenie studio filmowych Babelsberg w legendarnej hali Marleny Dietrich. W hali tej, nagrodzony Oscarem scenograf Rolf Zehetbauer zbudował willę na wzór hollywoodzkiej willi aktorki. Z Berlina ekipa przeniosła się przez Hamburg do Los Angeles, gdzie w teatrach i studiach Paramount powstawały dalsze części filmu. Następnie filmowcy wrócili do Niemiec, by kręcić sceny występów Marleny przed żołnierzami we francuskich Ardenach. Po zdjęciach w Hamburgu przyszła kolej na Monachium, gdzie zainicjowano pracę nowej hali produkcyjnej na terenie studio Bawaria. Tu też nakręcono ostatnie kadry filmu.

Żadnych skandali, niewiele awarii i przestojów w pracy. Taki styl pracy charakteryzuje Josepha Vilsmaiera. Również w przypadku "Marleny" wszystko przebiegło zgodnie z planem, jak to zresztą przyznaje nie bez dumy sam reżyser: "Zawsze mnie pytają o negatywne strony mojej pracy. Chętnie bym się pożalił, ale naprawdę nie mam na co. Od samego rano aż do wieczora byliśmy na nogach, a po pracy spotykaliśmy się wszyscy w tej samej knajpie. Byliśmy jak duża zżyta rodzina." Również dla producentów praca z Josephem Vilsmaierem była przyjemnością. "To naprawdę niesamowite, że Jospeh Vilsmaier potrafi być jednocześnie reżyserem, operatorem i producentem, nie lekceważąc żadnej z tych ról. Tworzenie filmów postrzega jako twórczy proces. Jest przy tym jednak bardzo otwarty na dialog i dlatego nasza współpraca przyniosła tak wspaniałe owoce" - przyznają.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Marlena
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy