Reklama

"Mała Wielka Miłość": MÓWI JOSHUA LEONARD

- W Polsce jest Pan znany głównie z filmu "Blair Witch Project". Jak to się stało, że przyjął Pan główną rolę w polskim filmie?

- Cieszę się, że nadal jestem kojarzony z tamtym filmem, ale osobiście pociągają mnie różne gatunki filmowe. Tymi, którzy decydują o przyjęciu danej roli, są ludzie - zarówno postaci ze scenariusza, jak i ci, z którymi przyjdzie mi pracować. Staram się wybierać te oferty, które przyniosą mi satysfakcję na obu tych poziomach. A poza tym naprawdę nie mam ulubionych gatunków filmowych, uwielbiam kino w całej jego różnorodności.

Reklama

- Czy wierzy Pan w "siłę" miłości? Czy gotów byłby Pan poświęcić swą karierę w Kalifornii lub Nowym Jorku dla miłości w jakimś odległym zakątku świata?

- To podchwytliwe pytanie, ale spróbuję na nie odpowiedzieć. Czy wierzę w "siłę" miłości? Całkowicie. Czy gotów byłbym dla uczucia poświęcić swoją amerykańską karierę? Pewnie tak, wierzę, że wszystko może się zdarzyć. Tym niemniej jestem po uszy zakochany w tym, co robię. I to bynajmniej nie dla kariery czy pieniędzy, ale dlatego, że po prostu aktorstwo daje mi mnóstwo szczęścia i satysfakcji. Dlatego wkładam w nie tyle serca: to ono sprawia, że codziennie rano wstaję z łóżka. Trudno byłoby mi się z nim rozstać, nie wiem zresztą, co mógłbym innego robić. Chociaż z drugiej strony moje serce jest otwarte na różne miłości: miłość do kobiety, do przyjaciół czy rodziny. Być może nie jest to do końca uzasadniony optymizm, ale mam nadzieję, że można to wszystko pogodzić i nadal pozostać sobą.

Kiedy więc spotkam kobietę, z którą zechcę spędzić resztę życia, postaram się móc kontynuować swoją pracę. Zresztą zawsze będę gotów pójść na koniec świata, by walczyć o coś, w co naprawdę wierzę.

- Jest Pan znany ze swego zamiłowania do przygody. Czy przyjazd do Polski, by w filmie MAŁA WIELKA MIŁOŚĆ zagrać kalifornijskiego prawnika w pełnej niespodzianek Warszawie, był dla Pana pociągającą przygodą?

- To była przygoda pełna zaskoczeń. Wprawdzie zdarzało mi się już pracować poza Stanami, ale zazwyczaj z amerykańską ekipą. Ciekawiło mnie, jak będzie wyglądać moja praca na planie w sytuacji, kiedy - przez większość czasu - będę jedynym Amerykaninem w ekipie. Te doświadczenia pomogły mi w zbudowaniu postaci mojego bohatera. Na początku było trudno. Przystępowaliśmy do pracy pełni wzajemnej nieufności, ale z czasem poczułem się, jakbyśmy z aktorami i ekipą tworzyli jedną rodzinę. Wprawdzie w ekipie niewiele osób mówiło tak płynnie po angielsku jak ja (a i mój polski jest bardzo kiepski) i bywały chwile, kiedy nie potrafiliśmy się porozumieć, ale czułem, że się świetnie znamy i lubimy. To była wspaniała jazda!

- Jak Pan wspomina współpracę z Agnieszką Grochowską?

- Bardzo dobrze, to świetna aktorka. Mamy bardzo podobny styl gry i podobne podejście do naszego zawodu. Obydwoje bardzo serio traktujemy pracę, a znacznie mniej serio myślimy o sobie.

- Czym różni się praca z Łukaszem Karwowskim od pracy z realizatorami amerykańskimi?

- Każdy reżyser jest inny, każdy ma własny styl. Sądzę, że bardziej zależy to od osobistej wizji czy osobowości niż od tego, skąd się pochodzi. Od pierwszego naszego spotkania z Łukaszem zawiązała się między nami nić porozumienia. Siedzieliśmy w restauracji w Los Angeles, rozmawiając o filmie, i zanim skończyliśmy lunch, wiedziałem, że jest to facet, z którym chciałbym pracować. Łukasz wzbudza zaufanie i potrafi okazać sporo zrozumienia, co u reżyserów zdarza się rzadko, choć może być niezwykle owocne. Doskonale wie, co chce osiągnąć, ale jednocześnie jest otwarty na propozycje innych. Potrafi stworzyć na planie taką atmosferę współpracy, że każdy daje z siebie wszystko. A poza tym Łukasza cechuje poczucie humoru i znakomity nastrój, którego nie potrafiły zepsuć nawet największe przeciwności losu, jakich nie brakuje podczas realizacji filmu. Potrafił zachować go w najtrudniejszych chwilach, z pogodą znosząc niepowodzenia. Śmieliśmy się na planie, że komentując ujęcia jako "najlepsze w moim życiu" czy - przeciwnie - "najbardziej koszmarne w karierze", wypowiadał swoje opinie zawsze z uśmiechem na ustach i dokładnie tym samym tonem. To naprawdę wspaniały facet!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mała Wielka Miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy