Reklama

"Mała Miss": TWORZENIE NIEUDACZNEJ RODZINY

„Wypisuję się z tej rodziny! Nienawidzę was! Nienawidzę! Rozwód! Bankructwo! Samobójstwo! Jesteście skończeni!”

– Dwayne

Od początku kluczem do sukcesu MAŁEJ MISS było znalezienie takiej obsady, która – przy całej śmieszności dysfunkcji rodziny Hooverów – uprawdopodobniłaby ich istnienie. Dayton i Faris mieli świadomość, że to szczególnie trudne dla debiutujących reżyserów: „Potrzebowaliśmy szóstki aktorów, którzy nie tylko sprostaliby rolom, ale i nie zabijali się wzajemnie na ekranie, a nawet stworzyli na planie coś w rodzaju rodziny – mówi Dayton. – Potrzebowaliśmy takich wykonawców, którzy byli zarazem zabawni i wiarygodni”.

Reklama

Ze scenariuszem w dłoni filmowcy zaczęli stukać do drzwi swojej wymarzonej obsady – i spotykali się z natychmiastowym odzewem. „We wszystkich rolach zagrali ci, do których zgłosiliśmy się najpierw” – potwierdza producent Peter Saraf.

Zaczęło się od wyboru głowy rodziny Hooverów – Richarda, który będąc nieudanym terapeutą ds. motywacji sam nie potrafi nikogo przekonać, by go zatrudnił. Tym nie mniej Richard zawsze potrafi znaleźć błyskotliwe określenie na opisanie każdej sytuacji, w jakiej znajdzie się jego rodzina. Do roli Richarda, pod którego manifestacyjnym optymizmem kryje się lęk przed życiem, nie było lepszego kandydata niż nominowany do Oscara Greg Kinnear, który zaczynał jako aktor komediowy, a obecnie dzięki rolom w takich filmach jak „Lepiej być nie może”, „Byliśmy żołnierzami” czy „Kumple na zabój” uważany jest za jednego z najbardziej wszechstronnych aktorów w branży. „Greg potrafi przekonać do każdej, nawet najbardziej nieprawdopodobnej postaci – wyjaśnia Saraf. – Był doskonałym wyborem do roli Richarda”.

Dodaje David Friendly: „Od dawna przyjaźnię się z Gregiem i wiedziałem, że ma tak wielkie poczucie humoru, że wydobędzie z tej postaci wszystko, co tylko można”.

Scenariusz wręcz pochłonął Kinneara. „Myślę, że każdego z nas uwiódł ten scenariusz – mówi. – Wydaje się, że ta rodzina wybiera się na zwykłą wycieczkę, gdy nagle okazuje się, że wszystko popycha tę rodzinę do zmiany. To prawdziwie czarna komedia, choć z drugiej strony jest w niej coś krzepiącego. A zwroty akcji autentycznie zaskakują”.

Przymierzając się do roli Richarda i jego filozofii „unikania strat” Kinnear dostrzegł w nim jakiegoś taniego Tony Robbinsa [amerykański specjalista od tzw. psychologii zmian] – faceta, który pragnie uwierzyć w największą, najjaśniejszą, właściwą dla zwycięzców wizję Amerykańskiego Marzenia, ale częściej odnajduje siebie po drugiej stronie życia. „Richard jest pełny fałszywych wyobrażeń – śmieje się Kinnear. – Wierzy, że zawsze trzeba próbować wygrać w każdej sytuacji, ale kiedy nadchodzi konkurs piękności, w którym startuje jego córka, wszystko w co wierzy obraca się przeciwko szczęściu jego córki”.

Dla Kinneara jednym z najbardziej ekscytujących doświadczeń w trakcie pracy nad MAŁˇ MISS była praca z Alanem Arkinem jako będącym jego całkowitym przeciwieństwem ojcem. „Alan jest bardzo dowcipnym człowiekiem i znakomitym aktorem – przyznaje. – To była bardzo ciekawa relacja – z jednej strony stary, spontaniczny ekscentryk uzależniony od heroiny, z drugiej zaś człowiek spięty, zaradny i odpowiedzialny, którego postawa może być wyrazem buntu. Kluczem było balansowanie między ekscentrycznością postaci i jej akceptowaniem”.

Zapewne najmniej ekscentryczną postacią w rodzinie Hooverów jest Sheryl – rozwódka, desperacko usiłująca sprawić, by jej druga rodzina funkcjonowała na przekór dziwaczności poszczególnych jej członków. Rolę zaproponowano australijskiej aktorce Toni Collette, która otrzymała nominację do Oscara za rolę w „Szóstym zmyśle” i zgrała szereg ról w tak odmiennych filmach jak „Godziny”, „Był sobie chłopiec”, „Miłość po japońsku” czy „Siostry”. Faris i Dayton wybrali Collette ze względu na jej vis comica – a także na jej zdolność oddania rzeczywistej głębi takich amerykańskich matek z klasy średniej jak Sheryl. „To aktorka światowej klasy, która posiada zdolność nadania rangi wszystkiemu co robi” – mówi David Friendly.

Podobnie jak Kinnear, Colette była urzeczona rodziną Hooverów wraz z jej próbami osiągnięcia czegokolwiek. „Polubiłam zarówno scenariusz, jak i tę dysfunkcjonalną rodzinę od pierwszego wejrzenia – mówi. – Wpadłam po uszy. Ich frustracje i tęsknoty wydały mi się bardzo autentyczne i uniwersalne. Przy lekturze śmiałam się i płakałam na przemian”.

Collette także odnosi się do trudności, na jakie napotyka Sheryl próbując być nieustannie dyplomatą, rozjemcą i wesołą gosposią, by jej rodzina nie rozleciała się na kawałki. „Dla Sheryl rodzina znaczy wszystko – zauważa. – Toteż czuje, że musi próbować absolutnie wszystkiego, aby załagodzić sprawy i każdy mógł poczuć się szczęśliwy – niezależnie od kosztów”.

Dotyczy to także brata Sheryl, który podjął próbę samobójczą w efekcie splotu wydarzeń, który zaczął się pragnienia zaznania miłości, odrzucenia przez MacArthura „Geniusza” Granta i utraty ustalonej przez siebie samego pozycji najpilniejszego badacza Prousta w Ameryce. Szczęście nigdy nie spadnie na Franka, ale popularny komik Steve Carell nakreślił swój portret melancholika bagatelizując jego sytuację.

Dziś Carell jest jednym z ulubionych komików Hollywood, ale w trakcie realizacji filmu był niemal całkowicie nieznany. „Steve jako wykonawca ujął nas swoją inteligencją – mówi Dayton o Carellu. – Jest zabawny, ale stać go na coś całkowicie odmiennego – i to jest zadziwiające”. Dodaje producent Albert Berger: „Mieliśmy naprawdę mnóstwo szczęścia. Kiedy obsadzaliśmy go w roli Franka, był nieznany publiczności, ale „40-letni prawiczek” odmienił ten stan. Pod każdym względem był to nasz znakomity wybór”.

Carell czuje, że Hooverowie – niezależnie od ich fobii i upadków – nie różnią się specjalnie od innych rodzin. „Jest między nimi podskórne uczucie – zauważa – które zespaja ich i trzyma razem. Sądzę, że w każdej rodzinie zdarza się tak, że kogoś nie znosisz, ale przecież nie odrzucasz go, bo jesteś z nim związany więzami krwi i staniesz obok niego w momencie kryzysu, tak jak Hooverowie w swej podróży do Kalifornii”.

Nawet kiedy rodzinna wyprawa gwałtownie skręca na południe, Frank z ociąganiem dołącza do reszty rodziny. „Początkowo Frank żyje bzdurami – śmieje się Carell. – Najpierw ogłasza się ekspertem od Prousta i myśli o sobie jako o wielkim intelektualiście, ale gubi się, gdy staje wobec autentycznych relacji międzyludzkich”.

Na tym polega transformacja Franka – od karmiącej się obsesjami depresji do niepewnej próby zbudowania właściwych relacji, co stanowiło dla Carella fascynujące zadanie. „Zaczyna w bardzo mrocznym miejscu swego życia, ale w ciągu kilku dni – i to najbardziej lubię w tej roli – podnosi się, odrzuca swą mroczną skorupę i zacieśnia swoje więzy z rodziną – mówi. – Widać, jak prześwieca tu miłość, chociaż film nigdy nie staje się sentymentalny bądź głupi. Nie traci na lekkości i swej komediowości”.

Perspektywa współpracy z grupą tak utalentowanych aktorów była dodatkowym argumentem dla Carella. „Kiedy dowiedziałem się, z kim będę pracował, byłem zmieszany i pełen obaw – wyznaje. – Pytałem siebie, co ja tutaj robię? Jak wypadnę na ich tle? Już samo spotkanie z tymi ludźmi było ekscytujące, a co dopiero wspólna praca na planie”.

Aktorem, z którym spotkania Carell obawiał się najbardziej, był Alan Arkin – weteran sceny, ekranu i telewizji, który tu zmienił się w najbardziej niezwykłego dziadka ekranu – wygadanego siedemdziesięciolatka ze skłonnością do heroiny i pornografii, który mimo to pozostawał inspiracją dla swej nieprzystosowanej do życia wnuczki.

„Obsada tej roli była wspaniałą zabawą” – wyznaje Dayton. A Farris dodaje: „Kochamy Alana od zawsze. Pracować z nim to tak jakby pracować z Beatlesami”.

Podobnie jak w przypadku innych aktorów, tym co przyciągnęło Arkina, był zjednujący uwagę komiczny scenariusz Michaela Arndta. „Podoba mi się, że nie wykłada wszystkiego kawa na ławę – przyznaje aktor. – Zostawia miejsce na własne przemyślenia widza”.

Grając prowokująco zakręconego dziadka Arkin radował się wolnością przekraczania granic, jakie zwykle nakłada na aktora podeszły wiek postaci. „To wspaniała rola, ponieważ dziadek na nic nie zważa. Nie pasuje ani do wnętrza, ani do zewnętrza, nie ma nic do ukrycia – zauważa. – I co podobało mi się najbardziej: że zawsze mówi to, co czuje, a to, co czuje, co chwila się zmienia”.

Arkin kontynuuje: „Cała rodzina jest niezwykła i zadziwiająca. Ale mimo wszystko, co ich dzieli, jest między nimi prawdziwa miłość, która ich spaja”.

Po dobraniu dorosłych aktorów ekipa skupiła się na znalezieniu młodych Hooverów – dwójki aktorów, którzy byli równie zabawni jak przyciągający uwagę. Do roli nastoletniego Dwayne’a filmowcy potrzebowali wykonawcy, który skupiłby na sobie uwagę nie wypowiadając ani słowa – wszak porozumiewa się z otoczeniem za pośrednictwem uwag w notatniku. Wybrano Paula Dano, mającego zadatki na gwiazdę. Już zdążył zwrócić na siebie uwagę dynamicznymi rolami w serialu „Rodzina Soprano” i filmach „L.I.E.” oraz „Ballada o Jacku i Rose”, gdzie partnerował Davidowi Day-Lewisowi, a filmowców zaskoczył umiejętnością porozumiewania się z widzem w sposób właściwy gwiazdom niemego kina.

„Paul zrobił wrażenie, bowiem uciekł od stereotypu zbuntowanego nastolatka – mówi Jonathan Dayton. – I był przy tym autentyczny”.

Dano polubił scenariusz, ale dział w filmie przypieczętowało coś innego. „Kiedy dowiedziałem się, że to właśnie Dayton i Faris kręcili moje ulubione klipy The Smashing Pumpkins, wiedziałem, że chcę z nimi pracować” – przyznaje.

Wkrótce Dano przekonał się, że ta rola milczka i nihilisty była najtrudniejsza w jego dotychczasowej karierze. „To było trudniejsze niż myślałem – przyznaje Dabo. – Trzeba było nauczyć się wyrażać siebie w całkowicie nowy sposób. Gdybym tylko siedział bez ruchu – byłbym zwyczajnie nudny”.

Aby przekonać się, jak mogło płynąć milczące życie Dwayne’a, Dano spędził wiele dni dotrzymując narzuconych sobie ślubów milczenia. „To było wyjątkowo ciężkie – przyznaje. – Było to trudne zwłaszcza w obecności mojej rodziny, która próbowała czasem doprowadzić mnie do szału, ale jednocześnie pomogło mi zrozumieć, jak frustrujący to był stan”.

Niezależnie od osobliwości Dwayne’a, Dano przekonał się jak typowy amerykański nastolatek próbuje określić siebie i swoje miejsce w otaczającej rzeczywistości. „Myślę, że wielu ludzi może identyfikować się z Dwayne’em – mówi. – Każdy ma w swoim życiu okres, kiedy autentycznie nie znosi swojej rodziny, a jednocześnie czuje z nią silną więź. Kiedy ma się 15 lat, chce się przede wszystkim stracić swoją niewinność, a ludzie wokół wydają się szaleni i nie ma pewności, czy warto w tym uczestniczyć, co w przypadku Dwayne’a skończyło się ślubowaniem milczenia. Ale kiedy przychodzi moment załamania, moment najbardziej bolesny, będzie miał przy sobie rodzinę”.

W końcu przychodzi pora na postać, która sprawiła, że Hooverowie nieoczekiwanie zbliżyli się do siebie, by wesprzeć ją w spełnieniu marzenia o zostaniu Małą Miss: Olive. Do roli potrzebna była nad wiek dojrzała siedmiolatka z talentem komediowym, od którego zależy powodzenie filmu, - a przy tym całkowicie normalna dziewczynka. Zarządzono poszukiwania w całym kraju i po długotrwałym castingu zdecydowano się powierzyć rolę Abigail Breslin, która miała już za sobą obiecujący debiut w filmie „Znaki” jako córka Mela Gibsona.

„Najpierw zobaczyliśmy Abigail na zdjęciach próbnych a potem w programie Jaya Leno” – przypomina Valerie Faris. – Zwróciło naszą uwagę, że w ogóle nie przejmuje się publicznością. A przy tym tak skupiała uwagę, że zobaczyliśmy w niej doskonałą Olive”.

W rozmowie z Abigail szybko wychodzi na jaw, że mimo swego młodego wieku, doskonale orientuje się w sytuacji rodzinnej Hooverów. „To nie jest zwykła rodzina – mówi siedmiolatka. – To nie też taka rodzina jak w kolorowych pismach i na ekranie. Ale sądzę, że podczas tej podróży dowiedzą się o sobie rzeczy, o jakie siebie nie podejrzewali. A film opowiada, że nie tylko w rodzinie doskonałej, ale i w tak niedoskonałej jak ich wszyscy mogą się mocno wzajemnie pokochać”.

Aby oddać pulchność Olive, Breslin musiała założyć specjalny strój pogrubiający, szczególnie przydatny w scenie, kiedy dziewczynka konfrontuje swoją sylwetkę z kandydatkami na królowe piękności podczas konkursu w Kaliforni. Tym nie mniej Breslin wskrzesiła w sobie wiele sympatii, by nie powiedzieć podziwu dla swojej bohaterki, tworzącej własny intymny świat. O Olive mówi, że „jest naprawdę dzielna”. „Nikt nie oczekuje od niej, że wygra, ale według mnie to naprawdę fajna dziewczynka, bo uwierzyła w siebie” – mówi mała aktorka.

Sposób, w jaki Breslin ożywiała swoją postać, był inspiracją dla całej ekipy. O jej występie mówi Greg Kinnear: „Idealnie. Wyglądało, jakby nie musiała grać. A przecież była autentyczna i szczera w każdej scenie – niczego więcej tu nie trzeba”.

Kiedy już znana była obsada, Faris i Dayton zaczęli szukać sposobu na stworzenie z aktorów prawdziwej rodziny wraz z jej spięciami i konfliktami. Zespół spędził mnóstwo czasu na próbach. „Zanim zaczęliśmy kręcić, spędziliśmy wspólnie cały tydzień, aranżując rozmaite sytuacji i improwizując między sobą – wspomina Arkin. – Dopiero wówczas zyskaliśmy pojęcie o miejscu naszych bohaterów w rodzinie i ich samopoczuciu”.

Częścią tych wspólnych zajęć była „wycieczka za miasto”, która dała aktorom przedsmak tego, co miało nastąpić. „Załadowaliśmy się do busa, pojechaliśmy kawałek i zjedliśmy lunch cały czas pozostając postaciami z filmu – wyjaśnia Steve Carell. – Alan Arkin siedział za mną i cały czas jęczał „aj, aj, muszę do łazienki”. Trudno było nie wypaść z roli, kiedy co pięć minut zaczynał to swoje „aj, aj” – pękaliśmy ze śmiechu. Musiałem w końcu odwrócić wzrok i nie patrzyć na niego, bo tak był zabawny”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mała Miss
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy