Reklama

"Kołysanka": REŻYSER O FILMIE

Fragmenty wywiadu, którego Juliusz Machulski udzielił Konradowi Zarębskiemu dla magazynu "Kino".

Fragmenty wywiadu, którego Juliusz Machulski udzielił Konradowi Zarębskiemu dla magazynu "Kino".

- Zacznijmy tradycyjnie: fajny film wczoraj widziałem...

- Jaki?

- Nazywa się "Kołysanka", to taka historia rodziny polskiego Nosferatu, która zamieszkuje na Mazurach i...

- Nie zdradzajmy przedwcześnie za dużo...

- Przyznam, że nie spodziewałem się po panu filmu grozy.

- Komedii grozy.

- Zawsze uzyskuje pan najlepsze rezultaty, kiedy wprowadza pan świeże powietrze do najbardziej skonwencjonalizowanych gatunków. Do tego stopnia, że jest pan zakładnikiem "Vabanku"...

- Nie czuję obroży na nodze...

- ...ale na życzenie widzów nakręcił pan "Vabank III", czyli "Vinciego". Z kolei odświeżając konwencję science fiction naraził się pan w świecie na zarzut antyfeminizmu. I chociaż nadal odnosi pan sukcesy, tak skonwencjonalizowanego - i jednocześnie precyzyjnie zrealizowanego - filmu jak "Kołysanka" od dawna brakowało w pańskiej filmografii.

Reklama

- Kiedy zaczynałem kręcić filmy, miałem ambicję, żeby sprawdzić się w każdym gatunku, jaki mnie interesował - w science fiction, kryminale, także w horrorze. Tyle, że dobrego pomysłu na horror długo nie miałem. Podejmowałem kilka prób, ale dopiero materiał "Kołysanki" okazał się pomysłem akurat dla mnie: były w nim dystans, groza, ironia i przede wszystkim potencjał komediowy. Połączenie grozy z komedią jest ciekawym wyzwaniem, bo kiedy się śmiejemy, to się nie boimy, a przecież horror jest po to, żeby się bać.

- I dlatego w polskim kinie nie było udanej komedii grozy od czasów "Ja gorę" Janusza Majewskiego.

- Adam Dobrzycki (autor scenariusza) miał w swoim projekcie kilka pomysłów, których jeszcze nie widziałem na ekranie. To mnie zachęciło, by ten film nakręcić. Choć potrzebna była bardzo głęboka adaptacja. Trzeba było ograniczyć zarówno ilość postaci, jak i liczbę wątków. No i trochę zmienić konwencję - na zabawniejszą. Michał Lorenc napisał muzykę, która wyznaczyła rytm całego filmu. Do tej muzyki trzeba było dostroić resztę - kostiumy, scenografię i same postaci. Moja żona Ewa Machulska, autorka kostiumów, zasugerowała, że główne postacie - powinni to być ludzie, którzy mogliby żyć zawsze i nigdzie by się nie wyróżniali. I takie są te kostiumy - charakterystyczne dla pewnego typu ludzi, mogących żyć w każdym okresie od XIX wieku. Tym bardziej inni powinni być na wskroś współcześni - na przykład, policjantów ubraliśmy w takie mundury, które dopiero teraz wchodzą na wyposażenie.

- To kostiumy, a otoczenie?

- Od dawna cenię Arka Tomiaka za umiejętność opisywania prostych spraw językiem niezwykle plastycznym. Już kiedyś przymierzaliśmy się do pewnego horroru, więc wydawało mi się naturalne, że teraz będziemy pracowali razem.

Z uwagi na to, że dziś nie można znaleźć ładnej wsi, tym bardziej nie da się jej wybudować, zdecydowaliśmy się na zdjęcia w skansenie w Olsztynku. To była komfortowa sytuacja - mieliśmy tylko trzy obiekty zdjęciowe: skansen, posterunek policji w Konstancinie i scenografię wybudowaną w hali w Warszawie, przez scenografa Wojciecha Żogałę. A że sprzyjała nam pogoda, wszystko poszło sprawnie i bez opóźnień.

- Zwłaszcza jeśli się ma takiego aktora jak Robert Więckiewicz.

- Jeśli tylko mam rolę dla niego, dzwonię do Roberta. Ale chcę zwrócić także uwagę na Janusza Chabiora w roli dziadka: w scenariuszu dziadek ma 80 lat, Janusz jest o połowę młodszy. Pomógł nam charakteryzator Tomasz Matraszek. Chciałbym także zwrócić uwagę na Małgorzatę Buczkowską, jedną z najzdolniejszych aktorek swojego pokolenia, a na pewno z największymi oczami, na Michała Zielińskiego - aktora, który zasługuje, by specjalnie dla niego napisać scenariusz. No i na Jacka Komana, który zagrał w moim telewizyjnym debiucie z 1979 roku "Bezpośrednie połączenie", a potem wyjechał do Australii i słuch o nim zaginął. Grywał wprawdzie później z jakąś Nicole Kidman, ale wreszcie zechciał zagrać w Polsce, za co jestem mu wdzięczny. Wszyscy aktorzy zresztą zagrali tak jak to sobie wyobrażałem. To w ogóle była bardzo udana produkcja, najsprawniejsza od czasów moich pierwszych filmów.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kołysanka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy