Reklama

"Kobiety pragną bardziej": KOMEDIA INACZEJ

Liczba przeplatających się relacji postawiła przed filmowcami wyzwanie nakręcenia komedii romantycznej, która odbiegała od tradycyjnych filmów tego gatunku.

"Kobiety pragną bardziej różni od typowej komedii romantycznej to, że w większości takich filmów bohaterami są jedna kobieta i jeden mężczyzna. Pytanie nie brzmi, czy będą oni ze sobą, tylko jak do tego dojdzie" - stwierdza Kwapis. "W tym filmie postaci jest dziewięć, a pytanie brzmi: 'Czy którakolwiek z par będzie razem?'".

Odpowiedź na nie wymaga zrozumienia jednej z kluczowych kwestii poruszanych zarówno w książce, jak i w filmie: "zasady bez wyjątków".

Reklama

"Jeśli facet ciągle nie dzwoni, zasada jest taka, że on nie chce do ciebie zadzwonić" - wyjaśnia Kwapis. "Wyjątek stanowią sytuacje, gdy jest obłożnie chory i przykuty do łóżka i nie dzwoni, bo nie ma siły nawet sięgnąć po telefon. To są jednak rzadkie przypadki. Reguła stanowi, że facetowi, który zachowuje się tak, jakby mu nie zależało, rzeczywiście nie zależy. Gigi zaś kurczowo trzyma się myśli, że być może ona jest wyjątkiem".

Juvonen podchwytuje temat: "Sednem filmu jest to, że każda kobieta wierzy, że stanowi wyjątek od reguły. Myśli sobie: 'Ze mną jest trochę inaczej.' W większości przypadków to oczywiście nieprawda".

Producentka uśmiecha się. "Każdy z nas jest dla kogoś wyjątkiem, ale nie jesteśmy wyjątkowi dla wszystkich. Gigi, szukając uczucia, zawęża obszar poszukiwań w nadziei, że trafi na właściwego faceta i w ten sposób stanie się wyjątkiem. Krótko mówiąc, stajemy się wyjątkowi, gdy w końcu znajdujemy odpowiednią osobę. Taką, dla której będziemy stanowić wyjątek, a ona będzie wyjątkiem dla nas. To jest jednak możliwe tylko pod warunkiem, że najpierw będziemy myśleć o sobie w kategoriach reguły".

Nie jest to jednak proste. "Gdy ktoś nam się podoba, najtrudniej jest rozgryźć, w jakim stopniu ta osoba interesuje się nami. Następnie musimy zdecydować, czy tej osobie zależy na nas na tyle, żebyśmy mogli zrobić pierwszy krok" - stwierdza Kwapis. "Wiele zachowań bohaterów stało się tematem naszych dyskusji, nawet w trakcie kręcenia filmu. Nigdy przedtem nie słyszałem, żeby ludzie z ekipy gadali o związkach tak, jak podczas omawiania relacji między bohaterami filmu. Mężczyźni zazwyczaj tego nie robią, ale w tej ekipie tak właśnie było".

Reżyserowi wyraźnie spodobały się dialogi z filmu. "Wszyscy znamy produkcje, w których bohaterowie są czarno-biali. Za to ich kochamy: w naturalny sposób nienawidzimy czarnego charakteru i dopingujemy bohatera pozytywnego. Ten film jest inny - odkrywa obszary życia emocjonalnego o różnych odcieniach szarości".

Ekipa rozważała kręcenie filmu Kobiety pragną bardziej w Nowym Jorku lub Los Angeles. Wybór padł jednak na mniejsze i bardziej kameralne Baltimore.

"Baltimore to cudowne miasto. Ma jedyną w swoim rodzaju atmosferę i własną kulturę" - mówi z podziwem Kwapis. "Jest wyjątkowe, a jednocześnie sprawia wrażenie typowego przemysłowego miasteczka, w jakiś sposób swojskiego. Zachwyca mnie jego architektura, te wszystkie budynki z cegły".

"Ken pracował już kiedyś w Baltimore. Podobała mu się jego struktura i barwy" - mówi scenografka, Gae Buckley. "Zależało nam też na tym, żeby akcja rozgrywała się wczesną jesienią. Jesienna kolorystyka Baltimore nadawała się do tego idealnie".

Nie wszystkie sceny dało się jednak nakręcić na miejscu. Buckley stanęła więc przed wyzwaniem przekształcenia części Los Angeles tak, by wyglądała jak wschodnia część Baltimore, w której znajdują się budynki z początku XVIII wieku.

"W filmie jest wiele postaci. Każda z nich gdzieś mieszka, pracuje, chodzi na randki" - wyjaśnia. "Znaleźliśmy kilka lokalizacji i ustaliliśmy, co możemy zrobić, aby upodobnić je do Baltimore, które jest miastem zbudowanym głównie z cegły. Musieliśmy też uważać, by w kadrze nie było widać palm".

Do ulubionych miejsc scenografki należy biuro gazety Baltimore Blade. "To urocze pomieszczenie z mnóstwem okien, zbudowane z piaskowanej cegły. Mary jest interesującą, trochę ekscentryczną postacią, z przyjemnością umieściłam ją więc w takim właśnie miejscu".

Pozostałe scenerie zaprojektowano również z myślą o tym, żeby odzwierciedlały cechy charakteru postaci, które w nich przebywają. "Beth i Neil mieszkają na poddaszu. On jest artystą, więc ich lokum stworzyliśmy w autentycznym studiu fotograficznym" - mówi Buckley. "Za nim znajdowało się jednak drugie studio, więc wstawiliśmy tam okno, za którym umieściliśmy panoramę Baltimore z reklamą firmy cukierniczej Domino Sugar". Jak stwierdziła Buckley, billboard znalazł się tam jak najbardziej umyślnie.

"Wybrałam się na rekonesans po mieście wraz z Debbie Dorsey z Baltimore Film Commission, która zauważyła, że logo tej firmy widać w całym Baltimore. Pomyślałam więc, że musimy pokazać to też w naszym filmie".

Nie był to jedyny znak rozpoznawczy miejscowości, jaki znalazł odbicie w produkcji. "Wykorzystaliśmy też logo browaru National Bohemian Brewery - ludzika z kreskówki z wielkimi, czarnymi wąsami, którego można zobaczyć we wszystkich zakątkach miasta. Oczywiście nie mogło też zabraknąć pomnika Waszyngtona w Mount Vernon".

"To urokliwe miejsce" - zauważa Juvonen. "W Baltimore są fantastyczne restauracje, przystań, wiele rozrywek, a mimo wszystko pozostaje ono małym miasteczkiem. Odnosi się wrażenie, że naprawdę można tu mieszkać we własnym domu lub mieszkaniu i nie trzeba w tym celu napadać na bank ani odnosić spektakularnego sukcesu komercyjnego. Są tu okazałe szeregowce, które właśnie przechodzą renowację. To prawdziwe amerykańskie miasto. Wydawało się idealnym miejscem do przedstawienia tak życiowych historii".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kobiety pragną bardziej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy