Reklama

"Amerykanin": DŁUGA DROGA NA EKRAN

Powieść, o której mowa to "A Very Private Gentelman" i została opublikowana w 1990 roku. Jej autor, angielski pisarz Martin Booth (1944-2004) był autorem cenionych antologii poetyckich, pisał książki dla dzieci i młodzieży (kilka z nich przeniesiono na mały ekran), a także biografie (m.in. Arthura Conan-Doyle'a) i książki podróżnicze. Właśnie w swoich ukochanych Włoszech, gdzie często przebywał, umieścił akcję swego bestsellerowego thrillera, który wkrótce zdobył zainteresowanie filmowców.

Powieść, o której mowa to "A Very Private Gentelman" i została opublikowana w 1990 roku. Jej autor, angielski pisarz Martin Booth (1944-2004) był autorem cenionych antologii poetyckich, pisał książki dla dzieci i młodzieży (kilka z nich przeniesiono na mały ekran), a także biografie (m.in. Arthura Conan-Doyle'a) i książki podróżnicze. Właśnie w swoich ukochanych Włoszech, gdzie często przebywał, umieścił akcję swego bestsellerowego thrillera, który wkrótce zdobył zainteresowanie filmowców.

Carey tak opowiadała o długich i dość krętych drogach do ekranizacji: -Angielskie producentki Anne Wingate i Jill Green sfinalizowały właśnie zakup praw do powieści. Pomyślałam, że lepiej będzie połączyć siły, niż współzawodniczyć. Wingate wspominała: - Już w latach 90. podjęłam starania o przeniesienie powieści na ekran, początkowo z udziałem BBC Films.

W końcu niewiele z tego wyszło, ale namówiłam Jill do kontynuacji pracy nad tym projektem, bo bardzo podobała mi się ta opowieść o człowieku, który ucieka przed swoim życiem i musi w rezultacie stawić czoło temu, kim był. Współpraca Carey z Wingate była tym łatwiejsza, że obie podzielały zainteresowanie materiałem literackim i głównym bohaterem utworu Bootha. - Chce on znaleźć miłość i odkupienie, niejako ignorując swój wewnętrzny niepokój - tłumaczyła Wingate. - Pod pewnymi względami przypominał mi on bohatera "Dnia szakala". Martin Booth wtedy jeszcze żył i bardzo nalegał, by film był wspólną produkcją amerykańsko-europejską. I w ten sposób spędziłyśmy z Anną blisko siedem lat, niczym szczęśliwe międzynarodowe małżeństwo, próbując znaleźć odpowiednie środki i ludzi, by film, taki jak sobie wymarzyłyśmy, powstał.

Reklama

Carey tak wspominała ten proces: - Trochę czasu zabrało nam znalezienie odpowiedniego reżysera. Już podczas pierwszego spotkania okazało się, że wizja Antona jest bardzo bliska powieści, spodobała nam się też przemyślana i precyzyjna koncepcja wizualna, jaką nam przedstawił. Wingate dodawała: - Przez te wszystkie lata do scenariusza wprowadzono sporo poprawek. Co ciekawe, sprawiły one, że opowieść stała się mocniejsza, bardziej przejrzysta, a także bardziej zbliżona do ducha literackiego oryginału. Carey podkreślała rolę reżysera w tych zmianach: - Anton był bardzo zaangażowany w te wszystkie poprawki. Stało się dla nas jasne, że ma wizję filmu klasycznie sfotografowanego i opowiedzianego, a jednocześnie stylistycznie nowoczesnego.

W 2008 roku pojawiła się na horyzoncie kolejna ważna postać - producent Grant Heslov, stale współpracujący z Clooneyem. - Ponieważ Anton przyszedł ze świata fotografii, ma zdolność komponowania niezwykle ekspresyjnych kadrów - to umiejętność, do której niektórzy reżyserzy dochodzą przez całe życie - mówił. - Ale nie oglądamy tu nic w sposób całkowicie zwyczajny, lecz zawsze z nieco dziwnego punktu widzenia. Następnie mocno zaangażował się w produkcję scenarzysta Rowan Joffé, syn słynnego reżysera Rolanda Joffé ("Misja").

Wspominał: - Gdy rozpocząłem pracę przy "Amerykaninie", byłem mocno podekscytowany. Powieść ogromnie mi się spodobała. Bardzo pragnąłem się zmierzyć z prozą poruszającą kwestie moralne i wizualnie inspirującą. Przedtem istniało już kilka wersji scenariusza. Postanowiłem rozpocząć pracę zupełnie na nowo, kierując się błyskotliwym konceptem Antona, by uczynić z naszej opowieści rodzaj współczesnego westernu. Starałem się mocno zaakcentować moje ulubione fragmenty powieści, upraszczając jej strukturę i podkreślając fakt, że jest to przede wszystkim thriller i zarazem studium charakteru. Pamiętałem także o osadzeniu akcji w dzikim i zarazem melancholijnym włoskim pejzażu, i o ścisłym zgraniu go ze stanem ducha bohatera w jego drodze ku odkupieniu. Pierwszą roboczą wersją mojego scenariusza zainteresował się George Clooney; kolejne wersje powstawały już z myślą o nim jako odtwórcy głównej roli. Moim zdaniem to jeden z najwybitniejszych żyjących filmowych aktorów.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Amerykanin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy