Dla wielu osób jestem zagadką
- W aktorstwie interesuje mnie coś, co jest chwilą nieokreśloną, dziwnym momentem z pogranicza ciszy, życia, coś co jest udawane, a wszyscy to wiedzą. Interesuje mnie w tym zawodzie coś, co umyka - mówi Mateusz Kościukiewicz, z pewnością jeden z najciekawszych aktorów młodego pokolenia w Polsce.
Mateusz Kościukiewicz jest studentem krakowskiej PWST, który podbił serca nastolatek brawurową kreacją aktorską w filmie Jacka Borcucha "Wszystko co kocham". Za tę rolę otrzymał nagrodę w kategorii "Odkrycie Roku" na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Filmowej "Prowincjonalia" w 2011 roku.
Na dużym ekranie zadebiutował w 2007 roku w filmie Petera Greenawaya "Nightwatching", następnie pojawił się w filmie Magdaleny Piekorz "Senność" oraz "Tataraku" Andrzeja Wajdy. W 2010 roku za kreację w filmie "Matka Teresa od kotów" Pawła Sali otrzymał, wspólnie z partnerującym mu Filipem Garbaczem, nagrodę aktorską na festiwalu w Karlowych Warach. W tym samym roku został laureatem prestiżowej Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego.
Jego najnowszym filmem jest obraz Filipa Marczewskiego "Bez wstydu", opowiadający o rodzeństwie, które czuje do siebie więcej, niż powinno. Obraz walczy w tym roku o Złote Lwy w Konkursie Głównym Gdynia Film Festival.
Na festiwalu w Gdyni z aktorem rozmawiała Emilia Chmielińska.
Reżyser filmu "Bez wstydu" Filip Marczewski mówił, że bardzo zależało mu, żeby pokazać tym obrazem, że często zbyt pochopnie i za łatwo oceniamy innych ludzi i to było dla niego najistotniejsze. A dla ciebie, jako odtwórcy jednej z głównych ról, co jest najważniejsze w tej historii?
- Dla mnie najważniejszy wydaje się pewien wątek rodzinny. Zastanawiałem się nad problemem jaki w tej historii, gdzieś głęboko spoczywa i próbuje być przekazany. Po namyśle doszedłem do wniosku, że ten problem tkwi w relacjach, które charakteryzują główne postaci. Dla mnie bardzo ciekawy wydaje się wątek rodziny i relacji rodzinnych między ludźmi. W sytuacji opisanej w filmie nie ma rodziców, w tej historii oni nie istnieją. I problemem tu jest podstawowa relacja w rodzinie - czyli relacja między rodzicami i dziećmi i konsekwencje pewnych wyborów, które prowadzą potem do sytuacji, jakie się dzieją w życiu. Bohater, którego gram o wdzięcznym imieniu Tadek, jest obarczony pewną odpowiedzialnością, poczuciem winy i traumą spoczywającą gdzieś głęboko na dnie relacji rodzinnych. Tadek jest pozbawiony rodziców, pozbawiony miłości, skazany na wygnanie, samotność, zostawiony w rękach jakieś ciotki, nie wiadomo gdzie, pozbawiony wszelkich wzorców, jakich uczymy się w dzieciństwie, żeby potem w dorosłym życiu z nich korzystać. On nie ma tego wszystkiego, co potrzebne jest każdemu z nas do normalnego funkcjonowania. A potrzeba takiej głębokiej bliskości, miłości siedzi w każdym człowieku i również w tym bohaterze próbuje się jakoś objawić.
Przy pracy nad rolą w twoim poprzednim filmie "Matka Teresa od kotów" podobno bardzo pomógł ci Dostojewski. Jak było przy "wgryzaniu się" w postać Tadka?
- Określić to można najprościej w ten sposób, że "wgryzałem się" w nią poprzez różne sytuacje z mojego życia. Pochodzę z małego miasta i tam odbywa się takie klasyczne katolickie wychowanie, wpajane są jedne zasady, drugie są pomijane. Główną inspiracją przy tworzeniu tej postaci były drobne wspomnienia związane ze sposobem wychowania, jakie moi rodzice mi wpajali. To nie były katastroficzne rzeczy, po prostu musiałem dodatkowo także pracą wyobraźni pewne kwestie wyolbrzymić.
Mieliście ten komfort, że mogliście długo pracować nad dialogami, długo próbować, żeby ten język filmowy był autentyczny.
- Rzeczywiście przy pracy nad tym filmem mieliśmy tę okazję i przyjemność, że mogliśmy prowadzić bardzo elastyczną pracę. W czasie prób patrzyliśmy na tekst, na to, czy on oscyluje wokół prawdy, która jest spotykana na co dzień. Na planie też mieliśmy sporo swobody improwizacyjnej i to nam bardzo pomagało. Nie byliśmy mocno ograniczeni sztywnymi dialogami, zapisanymi w scenariuszu. I to na pewno też miało wpływ na efekt końcowy naszej pracy.
Skoro mowa o pracy na planie. W jaki sposób budowaliście relacje z Agnieszką Grochowską? Jednak aktorska chemia między aktorami, którzy wspólnie mają udźwignąć cały film, musi być. Agnieszka Grochowska zapytana o ciebie powiedziała, żeby byłeś dla niej w jakimś sensie zagadką.
- Pewnie dla wielu osób jestem jakąś zagadką (śmiech). Nasza relacja aktorska odbywała się bardzo profesjonalnie. Stanęliśmy oboje na planie, przygotowani do tego filmu, każdy z nas wykonał jakąś pracę i po prostu skonfrontowaliśmy się - nie w taki sposób, jak dzieje się to na ringu bokserskim - bo i tak bywa między aktorami, że toczą między sobą jakiś pojedynek - tylko w myśl relacji, która nas łączy w tym obrazie, relacji bratersko-siostrzanej. I to jakoś zadziałało.
To był trudny film ze względu na problem, który porusza? Kazirodztwo to jednak ciągle temat, o którym niewiele się mówi.
- Na pewno temat jest bardzo trudny, ponieważ jest najczęściej przemilczany, to tabu. Jednak, czy praca właśnie ze względu na poruszaną tematykę była trudna? Nie sądzę. Po prostu wykonywaliśmy film, jakieś wyobrażone zadanie. A to, że to zadanie odnalazło się w sytuacji życiowej, w sytuacji która może dotyczyć widza i widz może się z nią zidentyfikować wydaje mi się, że tylko sprzyja temu filmowi.
Twoi bohaterowie, zarówno we "Wszystko, co kocham", "Matce Teresie od kotów", jak i w "Bez wstydu" - są w jakieś kontrze, tacy młodzi gniewni. To twój świadomy wybór? Takie postaci najbardziej ci odpowiadają, czy po prostu reżyserzy widzą cię w takich kreacjach?
- Reżyserzy faktycznie jakoś widzą mnie w takich postaciach, które wpisują się w nurt nowoczesnej romantyczności. Ja staram się jednak po prostu grać w takich filmach, które nie są jednoznaczne i ich bohaterowie również. Nie dostaję też za wielu propozycji, pewnie z racji tego, że trochę zobligowałem się do tego, żeby nie uczestniczyć w tym, nazwijmy to - ruchu komercyjnym czy też mainstreamowym, czyli głównym obiegu. A co za tym idzie - wyboru za dużego nie mam. Ale jeżeli już dostaję propozycje - to ten wybór jest zazwyczaj dla mnie przyjemny. Te trzy filmy, które wymieniłaś zamykają dla mnie w jakimś sensie pewien etap grania. Myślę, że już takich młodzieńczych postaci w moim wykonaniu nie zobaczymy.
Dwa nowe filmy, w których zagrałeś, czyli "Nowhere" Gośki Szumowskiej i "Baby blues" Kasi Rosłaniec to zupełnie nowe otwarcie? A klamrą zamykająca poprzedni etap jest film "Bez wstydu"?
- Można tak powiedzieć. Ja do tej klamry oczywiście zaliczam główne kreacje, które miałem okazje wykonać. I tak naprawdę przyszłość pokaże, co będzie. W filmie Kasi Rosłaniec gram rolę drugoplanową. Wydaje mi się, że jest to postać charakterystyczna, dosyć grubo zarysowana, dosyć jednoznaczna. W tej konstrukcji ma określać pewien punkt i pewien schemat, który możemy odnaleźć też na co dzień.
- Jeśli chodzi o "Nowhere" to dla mnie bardzo ważna rola. Po tych trzech filmach to dla mnie kolejna postać, która rzutuje na moje przyszłe poszukiwania. Jest to rola bardzo charakterystyczna, związana bardzo z physis, pewnym odrealnieniem i jakąś fantazją, związaną z polską plebejskością i z pewnym połączeniem postaci, które gdzieś przemykają na prowincji niezauważone. Akurat miałem okazję przebywać dosyć długo takim w środowisku i obserwować takich ludzi. I to było niezwykle ciekawe.
Można więc powiedzieć, że zagranie tej postaci, to pewnego rodzaju przełamanie dotychczasowego schematu?
- Główną różnicą jest to, że ja nie czuję się już młodzieńcem. Jest to dla mnie dojrzała praca, która pierwszy raz doprowadziła mnie do takiej świadomej kreacji czystej postaci, w której czerpanie gdzieś ze swojej biografii, ze swojej przeszłości nie jest aż tak bardzo istotne. O wiele bardziej istotna jest obserwacja i praca nad stworem czy tworem, który w tym filmem się pojawia.
Kiedyś mówiłeś, że w aktorstwie nie szukasz luzu, tylko sensu. Dalej tak jest?
- Po pracy przez ostatnie lata odnalazłem brak sensu właśnie (śmiech). Moje poszukiwania sensu nie kończą się, odnalazłem sens w innych sprawach.
A tak naprawdę o jaki sens chodzi - sens życia, poczucia własnego ja?
- Mam głębokie poczucie, że życie nie ma sensu, takiego jakiego szukamy. Ja teraz w aktorstwie poszukuje innych rzeczy niż te, które oscylują wokół imperatywu do życia. Bardziej interesuje mnie coś, co jest chwilą nieokreśloną, dziwnym momentem z pogranicza ciszy, życia, coś co jest udawane, a wszyscy to wiedzą. Interesuje mnie w tym zawodzie coś co umyka, jakaś chwila, która gdzieś tam za każdym razem odchodzi.
Nie pojawiasz się produkcjach komercyjnych, nie grasz w serialach. To twój świadomy wybór, takie wyrażanie siebie nie jest dla ciebie interesujące?
- Pilnuję też swoich interesów, oczywiście. Zobligowanie się w naszym kraju do grania w telewizji nie jest niczym złym, tyle że są też tego konsekwencje. Potem to utrudnia pracę w filmach, w których chciałoby się zagrać albo marzy się, żeby zagrać. W filmach, które może nie mają szerokiej widowni, ale są jakimś wyzwaniem artystycznym. Ja kiedyś potępiałem granie w serialach i krzyczałem, że to jest straszne, że to nie jest sztuka. Mój stosunek do tego jednak zmienia się, ponieważ dla mnie samo aktorstwo przestało być dziedziną sztuki, dziedziną tworzenia.
- Granie dla mnie nie jest aktem twórczym, jest jakimś takim przebywaniem. Niczym innym nie różni się od zwykłej pracy, tyle tylko, że pracuje się w innych warunkach, bardziej cieplarnianych. A granie w serialach? Jak ktoś ma rodzinę, jest za nią odpowiedzialny, ma wiele zobowiązań - wiadomo , że musi jakoś zarabiać. Ja sam odczuwam w swoim budżecie, że granie tylko w filmach to jest trochę za mało. Jak ktoś osiąga pewien poziom życia i przyzwyczaja się do pewnych rzeczy, to potem ciężko się z tego rezygnuje. Więc rozumiem, jak ktoś gra w serialach, nie mam nic przeciwko. Każdy ma swoją wolę i swój wybór.
A ty zagrasz kiedyś w serialu?
- Nie wykluczam tego. Jeśli kiedyś będę miał "nóż na gardle" to pójdę i poproszę o rolę. Jak mi ktoś ją da, to będę szczęśliwy z tego powodu. Ale póki nie mam takiej sytuacji, żebym był zmuszony walczyć o przetrwanie, to wolałbym tego nie robić.
Na czym teraz się skupiasz, jakie projekty masz przed sobą?
- Długo nie miałem żadnej propozycji, ale nie byłem tym zmartwiony , zająłem się innymi sprawami. Tak się składa, że potrafię robić inne rzeczy.
Jakie?
- Konstruuje różne przedmioty z drewna, to takie przyjemne sprawy. Nie chcę mówić na ten temat więcej - wolałbym pod jakimś pseudonimem określać się w tej sprawie, bo jednak moja kariera aktorska jakoś rzutuje na moje życie, a imię i nazwisko jednoznacznie się z tym łączy.
Wracajmy więc do filmów.
- Teraz na szczęście pojawiło się sporo propozycji. Mam za parę dni - jeśli wszystko się dobrze powiedzie - stanąć na planie u Andrzeja Wajdy w filmie "Wałęsa" . Czeka mnie tam drugoplanowa rola, skromna, ale wydaje mi się, że znacząca, która ma szansę gdzieś się zapisać. Aczkolwiek zapisać się obok Roberta [Więckiewicza - red.] nie będzie proste. W tym wypadku jakieś sceny bokserskie mogą zaistnieć (śmiech). Są także inne projekty, o których na razie wolałbym jednak nie mówić.
Jednym słowem dużo będzie się działo?
- Tak. I bez wstydu.
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!