Kryminalne zagadki... Krakowa
"Uwikłanie", reż. Jacek Bromski, Polska 2011, dystrybutor ITI Cinema, premiera kinowa 3 czerwca 2011 roku.
Polscy reżyserzy wyraźnie stronili w ostatnim czasie od tak szlachetnego gatunku filmowego, jakim jest kryminał. Było to o tyle dziwne, że mieli niemal gotowe scenariusze w postaci wydawanych licznie rodzimych powieści spod tego znaku. W dodatku w odróżnieniu od naszego kina, prezentujących poziom co najmniej przyzwoity. Ale w końcu musiał nadejść czas, gdy któryś z nich zaryzykuje...
Tym odważnym okazał się nie byle kto, bo Jacek Bromski, od ponad 20. lat prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a przy okazji jeden z niewielu w naszym kraju twórców, który ma już na swoim koncie nieźle zrealizowany kryminał. Co prawda rozwiązania zastosowane w jego "Zabij mnie glino" z 1987 roku, nie były w pełni klasyczne dla tego gatunku, ale jak mawiają w kraju nad Wisłą - lepsze to niż nic.
Traf chciał, że za sprawą innego tuza rodzimego kina - Juliusza Machulskiego, w ręce Bromskiego trafiła bestsellerowa powieść Zygmunta Miłoszewskiego, "Uwikłanie", która zrobiła na nim tak duże wrażenie, że postanowił przenieść ją na ekran. Panowie wspólnie napisali scenariusz, zaangażowano rodzime gwiazdy (nawet w rolach drugo- i trzecioplanowych), a całość sfilmował jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich operatorów - Marcin Koszałka. Efekty? Niestety mizerne.
Film Bromskiego, podobnie jak literacki oryginał, jest opowieścią o policyjno-prokuratorskim śledztwie, dotyczącym zabójstwa 50-letniego mężczyzny, Henryka Telaka (Krzysztof Globisz), który zginął od ciosu szpikulcem, gdy przebywał na weekendowej sesji psychoterapeutycznej prowadzonej metodą Hellingera w zamkniętym pałacu w krakowskich Przegorzałach.
Śledztwo w sprawie mordu zostaje powierzone komisarzowi Smolarowi (Marek Bukowski) z Komendy Wojewódzkiej i prokurator Szackiej (Maja Ostaszewska), dla której jest to pierwsza tego typu sprawa. Okazuje się, że tych dwoje łączy wspólna przeszłość - na studiach mieli romans - która daje o sobie znać w trakcie dochodzenia. Zwłaszcza policjant chce na nowo zbliżyć się do, obecnie zamężnej, byłej kochanki.
Smolar i Szacka przesłuchując kolejnych świadków (żonę denata, współuczestników terapii oraz prowadzącego ją psychologa) i stawiając hipotezy, wnikają w świat, którego istnienia nie podejrzewali, a w którym rządzą władza, pieniądze i dawne układy. Okazuje się, że ich sprawa związana jest z innym mordem popełnionym kilkanaście lat wcześniej, a klucz do zagadki mają tajemniczy Witold (Andrzej Seweryn) i Igor (Krzysztof Pieczyński), których z denatem łączyły wspólne interesy.
Obraz Bromskiego przede wszystkim zagubił gdzieś napięcie, tak mocno obecne w literackim oryginale. Interesująca zagadka, kolejne tropy, poboczne do głównego śledztwa wątki - to wszystko łączy film z powieścią, ale polski reżyser, bardzo luźno wzorując się na dziele Miłoszewskiego (co sam podkreśla!), nie potrafił zainteresować widza toczonym śledztwem, a to w wypadku kryminału grzech niewybaczalny.
Filmowe "Uwikłanie" nie zyskało też nic na wprowadzonych przez prezesa SFP zmianach - dwie najważniejsze to przeniesienie miejsca akcji z Warszawy do Krakowa, a także "zmiana płci" głównego bohatera - Teodor zamienił się w Agatę Szacką. Kraków w tej produkcji jest jedynie pocztówkowo piękny, nie ma w nim żadnej tajemnicy, dekadencji, mistyki, a już na pewno nie urasta do rangi jednego z bohaterów tego obrazu, na czym najbardziej zależało reżyserowi. Żadnych walorów nie przynosi też uczynienie głównej bohaterki kobietą, powiem więcej, film na tym traci.
I to wcale nie dlatego, że Maja Ostaszewska słabo zagrała. Przede wszystkim do grania tu nic nie było, bo zarówno jej, jak i Bukowskiego postaci są pisane tak grubą kreską, że mogą funkcjonować co najwyżej na zasadzie pastiszu, np. amerykańskiego kina akcji lat 90. W dodatku dialogi ich bohaterów są tak sztuczne, że widza aż mierzi, gdy słyszy kolejne kwestie. Całość ratują nieco obsadzeni w rolach drugoplanowych wspomniani Seweryn, Pieczyński oraz Olgierd Łukaszewicz (gra psychologa Rudzkiego), ale nawet ich talentu nie starcza na ten 125-minutowy film.
Doceniam próbę Bromskiego, nikt inny nie odważył się choćby podjąć próby realizacji kryminału, mimo że na przykład o ekranizacjach kolejnych powieści Marka Krajewskiego mówi się od wielu lat, ale niestety jego produkcja nie okazała się godna literackiego oryginału, talentu grających w niej gwiazd czy choćby podpisywania się pod nią samego Bromskiego czy Juliusza Machulskiego.
Kryminał dla widzów bardzo inteligentnych - jak reklamowała "Uwikłanie" Ostaszewska - okazał się w efekcie jedynie słabym, zrealizowanym bardzo klasycznie, "zbyt po bożemu", jak powiedział do mnie po premierze nieco podchmielony starszy pan, filmem, który niczym nie wyróżnia się na tle innych współczesnych polskich obrazów. A szkoda, bo potencjał był spory.
4/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!