Reklama

"Snowpiercer. Arka przyszłości" [recenzja]: W epoce lodowcowej

W 2014 roku globalne ocieplenie stało się największym wrogiem cywilizacji ludzkiej. Jedynym ratunkiem dla ludzkości było ochłodzenie klimatu. Niestety, doszło do katastrofy klimatycznej i na Ziemi zapanowała wieczna zima. Z tragedii uratowali się tylko nieliczni, którym udało się trafić do pociągu - tytułowego "Snowpiercera - arki przyszłości".

Na jej czele stał "szalony budowniczy", innowator Wilford. Nie wszystkim jednak udało się "wykupić" bilety na wieczną podróż machiną Wilforda. Pasażerowie na gapę, na zasadzie przeciwwagi dla świata "cywilizowanego", pozostawiono na pokładzie, ale bez jakichkolwiek praw. Ich istnienie miało być warunkiem spokojnego funkcjonowania tego specyficznego ekosystemu społecznego. Względny porządek trwał do roku 2031, kiedy na czele kolejnej rewolucji stanął Curtis - nadzieja ludzi z ostatnich wagonów.

Historia powstania filmu "Snowpiercer. Arka przyszłości" rozpoczyna się w Seulu. Jak to w baśniach bywa, wszystkiemu winny był przypadek. Joon-ho Bong, reżyser m.in. genialnego "The Host: Potwór" z 2006 roku trafia do sklepu z komiksami. Zainteresuje go francuska powieść obrazkowa "Le Transperceneige" autorstwa Jeana-Marca Rochette'a (rysownik), Jacquesa Loba i Benjamina Legranda (scenarzyści) z 1982 roku. Od tamtego momentu rozkochany we francuskim komiksie koreański reżyser próbował zrealizować film na jego podstawie. Angielska wersja "Le Transperceneige" pod tytułem "Snowpiercer" została wydana dopiero na początku tego roku - ponad trzydzieści lat po francuskiej premierze.

Reklama

Filmowa wersja "Snowpiercera" autorstwa Joona-ho Bonga to dość klasyczna narracyjnie opowieść o świecie przyszłości, w którym rządzi garstka bogatych, a uciskane klasy niższe próbują wywalczyć sobie wolność. Podobnie jak w niezwykle popularnych ostatnio "Igrzyskach śmierci", czy "Elizjum" nowoczesny świat potrzebuje sfrustrowanych buntowników i nowych mesjaszy kuszonych przejściem na drugą stronę. W "Snowpiercerze" ważny jest jeszcze motyw biblijnej arki pomieszany z bardzo określonymi odwołaniami holokaustowymi. Świat "ostatnich wagonów" jest skonstruowany niczym nowoczesny obóz koncentracyjny, w którym bardzo mocno oddziałują łatwo rozpoznawalne klisze scenograficzne i kostiumowe. Podobnie wykorzystano niektóre wątki, szczególnie finałowy monolog Curtisa, który "rozpamiętuje" początki historii - powstanie systemu i kreację społeczności.

Jednocześnie wybrana przez ogół "drużyna" odpowiedzialna za ogień rewolucji ma typologicznie reprezentować różne postawy i czasami sprzeczne interesy. Każdy kolejny wagon to dla "wojowników" próba sił, bardzo podobnie jak w już odrobinę zapomnianym "The Cube" (reż. Vincenzo Natali) z 1996 roku, w którym o życiu i śmierci bohaterów decydowały kolejne komory początkowo niezidentyfikowanej bryły. W "Snowpiercerze" liczy się jednak cel - lokomotywa - perpetum mobile - serce całego systemu. To właśnie tam pragną dotrzeć "nowi rewolucjoniści".

Rozwiązanie dramaturgiczne przygody mesjasza przypomina raczej naiwny sen kilkulatka, który mimo katastrofy marzy o powrocie do natury. Rozwinięta technika ustępuje przyrodzie. Świat wraca do początku - klasycznie i cyklicznie. Próżno zatem liczyć, że w filmie Joona-ho Bonga pojawi się jakaś nowatorska koncepcja rozwiązania tej dystopijnej wizji przyszłości. Zresztą wymowne monologi Wilforda (Ed Harris) przy soczystym steku, w sterylnym, eleganckim wnętrzu lokomotywy to nic nieznaczące, przewidywalne schematy "z życia nowoczesnego, filmowego szaleńca".

W "Snowpiercerze" można również odpuścić sobie głównego bohatera - Chris Evans w roli Curtisa to totalne nieporozumienie - bohater zupełnie innej historii. Sytuację ratuje fantastyczna para koreańskich spiskowców - ojca i córki (Kang-ho Song i Ah-sung Ko), którzy oprócz tego, że mają własną - ekstrawagancką wizję walki z systemem, to są całkowicie uzależnieni od nowoczesnych narkotyków. Równie zaskakująco wypada Tilda Swinton w roli pani neurotycznej urzędniczki Mason - trybiku w machinie z zupełnie surrealnego świata, która ślepo wierzy w swojego mistrza - wielkiego innowatora. Każdy kolejny wagon to zamknięty mikrokosmos - wizualizacja pragnień o luksusie i wysokiej pozycji społecznej, co momentami bywa ironiczne, szczególnie jeśli nawet bogaci mogą zjeść swoje sushi tylko dwa razy w roku. Nawet w ich świecie nie wolno łamać praw natury.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Snowpiercer. Arka przyszłości" (Snowpiercer), reż. Joon-ho Bong, USA, Francja, Korea Południowa 2014, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 11 kwietnia 2014

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy