"The Raid": Aż poleje się krew
Oto hit, na który wszyscy czekaliście: zrealizowany przez Garetha Evansa indonezyjski film akcji. Grupa policjantów wchodzi do budynku zamieszkałego przez gangsterów, dealerów i ćpunów, a tam czeka na nich rzeź, rzeź i rzeź.
"The Raid" to nie jest film, który się recenzuje. To nie jest film, który się streszcza, analizuje i interpretuje. "The Raid" to pozycja tak jednowymiarowa, bezczelna i jaskrawa, że trudno chociażby na milimetr wznieść się przy niej ponad własne, skrajnie subiektywne upodobania. Obraz Evansa nakręcono dla jasno określonej grupy ludzi i jedyne pytanie, jakie trzeba sobie zadać w kolejce po bilet, brzmi: kto był największym reżyserem w historii kina akcji i dlaczego akurat John Woo?
"The Raid" powstał na fali sentymentu do czasów, kiedy VHS stanowił główny nośnik dla filmów i kiedy Chuck Norris pozostawał przede wszystkim bohaterem b-klasowych hitów, a nie czerstwych dowcipów. W przeciwieństwie jednak do Sylvestera Stallone'a i jego "Niezniszczalnych", obrazu jawnie dyskontującego ów sentyment, Evans nie puszcza do widza oka. Nie ma tu grama zgrywy, humoru, pastiszu. Indonezyjski przebój wygląda dokładnie tak, jakbyśmy kupili go na giełdzie, nagranego na jednej kasecie z "Dziećmi Triady" lub "Płatnym mordercą". Jest równie śmiertelnie poważny, co bezdennie głupi.
Wszystko, czego spodziewaliście się po "The Raid", okazuje się prawdziwe: bohaterowie to tylko mięsne kukły, który mają zadawać lub przyjmować ciosy, fabuła ogranicza się do prologu i epilogu, a to, co znajduje się między nimi, to sztorm krwi, żelaza i ołowiu. Gdzieś na obrzeżach jatki zaplątały się szczątki tradycyjnego scenopisarstwa - ktoś zostawił w domu żonę, ktoś ma brata, a ktoś kogoś zdradził - ale to tylko krótkie przerywniki, które pozwalają na chwilę odetchnąć oczom od przemieszczających się po ekranie kształtów.
Prawdziwe jest również to, że film Evansa dostarczy złotego strzału każdemu uzależnionemu od adrenaliny widzowi. Po stosunkowo krótkiej strzelaninie bohaterowie odkładają na bok broń palną i stają do pojedynków na gołe pięści, maczety, kije oraz noże. Choreografia scen walki jest dynamiczna i ciężka. To nie kolejna pozycja z kategorii wuxia, gdzie wojownicy są niesionymi energią ki motylami, balansującymi na ostrzach katan i wznoszącymi się ponad linię horyzontu. Ciosy mają swój impet, dudniący pod czaszką z siłą dolby surround, a ludzkie ciało okazuje się równocześnie wytrzymałe i kruche. Protagoniści mogą nie posiadać żadnej osobowości, jednak magazynują w sobie naprawdę pokaźną ilość krwi.
Trudno się tu z kimkolwiek identyfikować, ale i tak "The Raid" ma w sobie coś posępnego i fatalistycznego. Szare, obdrapane ściany, wieczny półmrok, grzyb na ścianach bloku oraz mieszkający w zapyziałych pokojach degeneraci budują sugestywną atmosferę osaczenia. Czuje się ją również, patrząc, jak kolejni policjanci są eksterminowani, jak coraz bardziej zakrwawieni, połamani i kulawi przemieszczają się pomiędzy piętrami bloku. Gdyby pominąć fakt, że nie było to raczej intencją twórców, można by pokusić się nawet o egzystencjalną interpretację - oto darwinowska dżungla, gdzie anonimowe istoty wydzierają sobie kawałki pożywienia.
"The Raid" to nie jest film, który się recenzuje. Jak nikt wie o tym amerykański krytyk Roger Ebert, który określił obraz Evansa mianem "brutalnie cynicznego", a jego fanów porównał do kotów z tępą fascynacją wgapionych w tajemniczy ruch na kineskopie telewizora. Wszystko się zgadza, ale nie zmienia to faktu, że bycie otępiałym zwierzęciem od dawna nie wydawało się tak wciągające.
7,5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"The Raid", reż. Gareth Evans, USA/Indonezja 2011, dystrybutor M2Films, premiera kinowa 18 maja 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!