Reklama

Inny rodzaj kina

Telewizyjna widownia pewnie pamięta ją jeszcze jako bohaterkę "Barw szczęścia" - Julię Marczak-Zwoleńską. Od kiedy jednak aktorka podjęła decyzję o odejściu z obsady produkcji TVP, rozpędu nabrała jej kinowa kariera. Najpierw zagrała główną rolę w filmie Anny Jadowskiej "Z miłości" (2011), w tym roku za kreację w "Płynących wieżowcach" Tomasza Wasilewskiego otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej na festiwalu w Gdyni.

O tym, jak czuje się w zespole Starego Teatru, gdzie pracuje właśnie nad "Nie-boską komedią" (premiera 7 grudnia); o doświadczeniu, które wyniosła z planu debiutu Tomasza Wasilewskiego "W sypialni", gdzie pełniła funkcję asystentki reżysera; oraz o sposobie na zrozumienie bohaterki "Płynących wieżowców" Marta Nieradkiewicz opowiedziała w rozmowie z Tomaszem Bielenia.

Jesteś nowa w Starym...

Marta Nieradkiewicz: - We wrześniu podpisałam umowę.

Stary Teatr, bo Klata?

- Kiedy się dowiedziałam, że Jan Klata został dyrektorem Teatru Starego, zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy możemy się umówić na rozmowę a on mi powiedział, że tak - zaprasza mnie do współpracy... Tak to wyglądało. Znaliśmy się wcześniej, robiliśmy razem spektakl ["Szwoleżerowie" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy - przyp.red.].

Reklama

Współpraca z tymi wszystkimi słynnymi krakowskimi aktorami działa nobilitująco na młodą aktorkę?

- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie. Wydaje mi się, że każda zmiana teatru to jest, jak w życiu, rodzaj przeprowadzki. Pakujesz walizkę i wprowadzasz się do innego mieszkania. Spotykasz tam innych lokatorów i jakoś musisz się w tym miejscu odnaleźć. Ludzie się tam już dobrze znają, musisz dołączyć do komórki, która już jakby żyje swoim życiem. To jest zarówno stresujące, jak i trochę zawstydzające. Spotkanie z tymi wielkimi nazwiskami z jednej strony bardzo cieszy, z drugiej jednak mocno stresuje; staram się o tym co dzień nie myśleć, ale nie zawsze się to udaje. Przyjęto mnie tu jednak bardzo ciepło, z zaciekawieniem, więc jest ok, ale trochę nerwów mnie to kosztuje.

Zanim porozmawiamy o "Płynących wieżowcach", wróćmy na chwilę do reżyserskiego debiutu Tomasza Wasileskiego "W sypialni". Nie zauważyłem tego w trakcie seansu, ale twoje nazwisko pojawiło się w napisach końcowych. Pełniłaś tam dwie funkcje - asystentki reżysera i kierowniczki planu.

- Tomek był asystentem Oli Koniecznej przy filmie "Pajęcza sieć" na podstawie Agathy Christie, który robiłam w szkole w Łodzi. Tak się poznaliśmy. Kiedy skończyłam szkołę i okazało się, że przeprowadzam się do Warszawy, był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam. Zaczęliśmy się widywać i w ten sposób zaprzyjaźniliśmy. Tomek od zawsze chciał robić filmy i zawsze o tym mówił, często o tym rozmawialiśmy. Ja wtedy też nie grałam w filmach. Pewnego dnia przyszedł i powiedział, że ma taki scenariusz do zrealizowania, zapytał, co o tym myślę i czy nie chciałabym mu pomóc. Dodał, że to jest taka praca za 0 zł, bo on nie ma pieniędzy, ma tylko producenta. Bardzo mi się podobał ten tekst i tak zrobiliśmy ten film, w mocno zaprzyjaźnionej ekipie, gdzie każdy trzymał "tyczkę", każdy trzymał "klaps"... Taki był początek.


Czego nauczyłaś się będąc asystentką reżysera?

- Że to jest cholernie ciężka praca. Kierownik planu to także ciężka robota, naprawdę. Bardzo duża lekcja pokory... Zwróciłam uwagę na rzeczy, których zazwyczaj - będąc po drugiej stronie kamery - nie mam możliwości zobaczyć. Od tego momentu czasem oglądam swoje duble. Kiedyś ich nie oglądałam, zaczęłam dopiero po "W sypialni". Nie robię tego po to, żeby zobaczyć, czy dobrze wyglądam albo czy pięknie gram, tylko po to, by wyciągnąć wnioski.

Nie miałaś zagrać w filmie "W sypialni"?

- Nie. Od samego początku wiadomo było że Tomek robi to z Kasią [Herman], dobrał do tego Agatę Buzek. To była dla mnie od samego początku oczywista sprawa. Mało tego, jak przymierzał się do "Płynących wieżowców", myślałam, że znów będę jego asystentką. W ogóle nie przyszła mi taka myśl przez głowę, że on może mi zaproponować tę rolę... Byłam bardzo zdziwiona.

Żadnych oporów? Od razu się zgodziłaś?

- Tak. Nie miałam takiej sytuacji, że mogłam przebierać w rolach, ale wiedziałam też, że Tomek nie zrobi mi krzywdy, wierzę w niego. Ten scenariusz był naprawdę ciekawy, wiedziałam, że będzie dużo czasu, żeby się do tego filmu przygotować. Poza tym to jest mój przyjaciel. Chyba nie potrafiłabym mu odmówić.

Porozmawiajmy o twojej bohaterce. Domyślam się, że to była postać, którą trzeba było zrozumieć, żeby ją obronić na ekranie. Widz może mieć z tym pewien problem - chłopak zdradza ją z innym facetem, a ona ciągle stoi u jego boku. Od początku jej uwierzyłaś? Jak przebiegał ten proces?

- Opornie. Wydawało mi się na początku, że taka dziewczyna jest albo nierealna, albo naiwna. Kompletne nie potrafiłam zaakceptować pozycji, w której ona się znalazła i to że, pozwala sobie na życie w takim związku, kiedy udaje, że czegoś nie widzi. Kompletnie nie potrafiłam zaakceptować tej sytuacji. Starałam się jej znaleźć jakieś usprawiedliwienie albo tak ją prowadzić, żeby ją wydobyć z tej sytuacji. Długo się na ten temat z Tomkiem spieraliśmy. On optował za swoją wizją, ja próbowałam przeforsować swoje zdanie, obronić ją. W końcu chyba znaleźliśmy taką odpowiedź - najprostszą na świecie - że ona go kocha. Kiedy człowiek kocha, to robi rzeczy, które mogą wydawać się irracjonalne. Dopiero później myśli się o konsekwencjach. Ta decyzja otworzyła drzwi na tę postać; sytuacje, które wydawały mi się banalne, nagle stały się bardzo emocjonalne i prawdziwe, jeszcze bardziej prawdziwe.


Żeby relacje między bohaterami wyglądały na prawdziwe, musieliście się chyba lepiej poznać, prawda?

- Tomkowi zależało na tym, żebyśmy się siebie nie wstydzili, nie bali, żebyśmy poznali się na tyle, by znikło uczucie skrępowania. Chodziło chyba tak naprawdę o to, żebyśmy zaczęli się ze sobą kumplować, co w wielu przypadkach ułatwia pracę, choćby na poziomie dialogu. Jak sobie z kimś porozmawiasz o różnych, nawet banalnych i błahych sprawach, to przestajesz się bać, otwierasz się na drugą osobę. Oni chodzili jeszcze na basen. Ja nie chodziłam. Jak raz poszłam i Banasiuk zrobił 60 basenów bez zatrzymania, to powiedziałam, że więcej nie idę. Integracja integracją, ale ja nie dam rady przepłynąć 60 basenów!

Palisz papierosy?

- Palę, lubię.

W tym filmie jest dużo papierosów, prawda? Dawno nie widziałem filmu, w którym tak często się pali....

- No tak, na przykład w telewizji nie wolno palić, no nie? Ale teraz ostatnio widziałam jakiś serial, palili papierosy i były nawet gołe piersi. Co to było? "Lekarze"! Tylko o której to leci? Przecież to jest niemożliwe chyba...

Możliwe, o godz. 21.30 to puszczają. W "Barwach szczęścia" byłoby trudniej... Wróćmy do twojej kariery kinowej. Najpierw "Z miłości" Anny Jadowskiej, teraz "Płynące wieżowce"... Żadnych błahostek, same poważne i odważne role. To jest świadomy wybór, czy po prostu nikt inny się po ciebie nie zgłosił?

- Nie, to nie jest tak, że ja wybieram takie role. Ania złożyła mi jedną propozycję, Tomek złożył drugą.

Od czasu, gdy odeszłaś z serialu "Barwy szczęścia" minęły już ponad 3 lata. Pojawiasz się jednak epizodycznie w innych telewizyjnych produkcjach. Takie role się bierze, żeby nie wypaść z obiegu?

- Z różnych powodów. Nie chciałabym już wchodzić w takie tasiemcowe rzeczy, przekonałam się na własnej skórze, że dla młodego aktora bez dorobku może być to niebezpieczne. Może zamknąć kilka innych drzwi. Jakby się jednak trafiła jakaś fajna rzecz w zamkniętym serialu - chętnie bym zagrała. Zdarzyło mi się też zrobić świetne rzeczy w telewizji, np. "Glina" Pasikowskiego, serial "Naznaczony", czy teraz w "Bez tajemnic".

Pamiętasz, jak media zareagowały, kiedy ogłoszono, że zagrasz w filmie "Z miłości"? "Aktorka 'Barw szczęścia' zagra w filmie o porno"... Zabolało?

- "O porno" to by było jeszcze w porządku. Było znacznie gorzej, pisali ,że zagram "w porno". To jest takie przykre.... Wiadomo, po co wymyśla się takie nagłówki - żeby kogoś zszokować i zainteresować. Tylko że ja wychodzę z założenia, ze mądrzy ludzie raczej tak nie robią. To nie jest łatwe, kiedy czyta się o sobie takie rzeczy. Teraz jestem już trochę starsza, przestałam się przejmować. Jakbym się dalej przejmowała, to bym chyba musiała wyjechać na Madagaskar i przestać uprawiać ten zawód.

Czego nauczył cię film "Z miłości"? Nie miał najlepszej prasy...

- Przeczytałam nawet, że to najgorszy film 2011 roku... Bardzo wierzę w Anię, lubię z nią pracować. Pokazała mi inny rodzaj kina, Jak przygotowywałyśmy się do kręcenia "Z miłości", Ania dała mi setki filmów do obejrzenia, które miały bardzo duży wpływ na to, jakie kino zaczęło mnie interesować. Nauczyła mnie dużej wrażliwości. Trochę mnie ukierunkowała.


W tej chwili pracujesz na planie kolejnej kinowej produkcji - debiucie Dariusza Glazera "Mur". Główna rola?

- Nie, pierwszy plan gra Tomek Schuchardt. W obsadzie jest też Ola Konieczna, która gra jego mamę. Ja gram dziewczynę głównego bohatera.

Zdjęcia w Warszawie, trzeba ciągle jeździć z Krakowa?

- No właśnie... Myślę, że to nieustanne kursowanie tam i z powrotem sprawiło, ze podupadłam trochę na zdrowiu...

Do Krakowa się nie przeprowadziłaś?

- Nie. Chciałabym zostać w Warszawie. Po prostu wracam na weekendy do domu.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy