Kapitan Jack Sparrow spłaca dług, zaciągnięty w dawnych czasach u upiornego Davy’ego Jonesa, porywacza ludzkich dusz. Musi odnaleźć tajemniczą Skrzynię Umarlaka, wyrusza więc ze swoją wierną załogą na poszukiwania. Pomocą służą mu też młodzi zakochani: Elizabeth Swann i Will Turner. Czasu nie ma zbyt wiele, bo siejący popłoch Jones do cierpliwych nie należy. Jackowi zagraża także lord Cuttler, zaprzysięgły wróg wszystkich piratów.
Pierwsza część filmu o morskich zuchach czyli „Piraci z Karaibów. Klątwa Czarnej Perły” odniósł spektakularny sukces na całym świecie. W dodatku był to triumf dość niespodziewany. Specyficzny gatunek opowieści o piratach wydawał się pieśnią przeszłości, rodzajem kina nostalgicznie wspominanym, ale komercyjnie martwym. W Hollywood realizację tego typu opowieści o wielkim budżecie dość powszechnie uważano za przedsięwzięcie skazane na niewątpliwą porażkę, w najlepszym razie, spodziewano się zwrotu kosztów w wielkich bólach. Lecz obserwatorzy podejrzewający szefów studia Disneya o chwilę umysłowego zaćmienia, a słynnego producenta Jerry Bruckheimera o niebezpieczną ekstrawagancję i uleganie własnym dziecięcym fascynacjom bardzo się pomylili. Okazało się bowiem, że „Piraci ...” odnieśli oszałamiający sukces – przynieśli ponad 653 miliony dolarów dochodu tylko z kinowej eksploatacji. Doskonale sprzedawały się też trzy wersje filmu na DVD. W sumie zyski wyniosły ponad 1,2 miliarda dolarów! Publiczność pokochała ten film, a i krytyka była nadzwyczaj łaskawa.
Decyzja o kontynuacji tak lukratywnego rejsu była w tej sytuacji tylko kwestią czasu. Druga część była kręcona jednocześnie z trzecią (prace nad tą ostatnią ciągle trwają, premiera prawdopodobnie w przyszłym roku). Taki system produkcji spopularyzował i udowodnił jego skuteczność Robert Zemeckis, kręcąc „Powrót do przyszłości” numer dwa i trzy. Tym tropem poszli też bracia Wachowscy pracując nad trylogią „Matrix”.
Reżyser Gore Verbinski mówił, że główną przyczyną tej decyzji była możliwość zgromadzenia w jednym terminie niezwykle rozchwytywanych aktorów. Rzecz jasna, bardzo istotne były także oszczędności finansowe. Pierwsza część kosztowała 140 milionów dolarów, druga i trzecia odsłona morskich przygód – łącznie „tylko” 200 milionów. Na efekty specjalne i scenografię nie żałowano grosza. Bruckheimer wspominał, że triumf pierwszego filmu był tym większy, że sceptycyzm wobec projektu był powszechnie znany. Druga część filmu miała rozwinąć według niego to, co było w pierwszym filmie najlepsze. Dlatego osobiście zabiegał by nie zmieniać ekipy. Bardzo przy tym wychwalał Verbinskiego. Ma wielkie poczucie humoru, co było niezbędne, W dodatku jest reżyserem, który dobrze pamięta, że równie ważna jak piękne obrazy jest akcja oraz sprawne i emocjonujące jej opowiedzenie. A to, szczerze mówiąc, wcale nie jest cechą wszystkich reżyserów – tłumaczył słynny producent.
Scenarzysta Ted Elliott uważał, że kontynuacja dała szansę na rozwinięcie postaci. Byliśmy zdania, że nie można popełnić błędu i powtarzać tego, co zobaczyliśmy w pierwszej części. Raczej rozwinąć obecne już tam bogactwo postaci. Dlatego stawiamy Sparrowa w sytuacji, gdy musi dokonać naprawdę ważnych wyborów, a Willa i Elizabeth czeka prawdziwy egzamin z ich romantycznego uczucia. Postanowiliśmy też połączyć z filmem o piratach morskie legendy, co było już sygnalizowane w części pierwszej. Z drugiej strony pojawia się element realistyczny: działalność Kompani Wschodnioindyjskiej - imperialistycznego ramienia Anglii. Przypomina ona zachłanne współczesne korporacje, jest bezwzględna, wręcz okrutna. Piraci natomiast wyrażają dążenie do zachowania wolności jednostki.
Zdjęcia do części drugiej rozpoczęły się w marcu ubiegłego roku, zakończono je zimą. Do części trzeciej trwają nadal. W produkcję jest ściśle zaangażowane ponad 1000 osób, nie licząc czasowych współpracowników.