Reklama

"Obce ciało" [recenzja]: Bez przebaczenia

W filmie Krzysztofa Zanussiego kolejny raz następuje wojna światów. Tym razem nie ma jednak mowy o pięknym filozoficznym traktacie, w którym tradycyjne wartości sygnowane imieniem Boga są konfrontowane z postępem i amoralnością. "Obce ciało", w którym korporacja ściera się w walce o władzę z klasztorem, przypomina raczej sensacyjny thriller klasy C - kiczowaty i śmieszny, bo nakręcony na poważnie.

Nie wybaczam mistrzom. Łatwiej mi przymknąć oko na błędy popełniane przez młodych filmowców, którzy dopiero się uczą - życia i techniki filmowej. Krzysztof Zanussi nazywa siebie starym rzemieślnikiem, a takowych rzekomo nie powinno się pouczać.

Jakby w odwecie na atak, który jeszcze nie nastąpił, reżyser znakomitych "Barw ochronnych" (1976) w swoim najnowszym filmie postanawia jednak pouczyć publiczność. Polski widz jednak dojrzewa i wyczuwa, kiedy reżyser odnosi się do niego bez szacunku. A Krzysztof Zanussi, który na rozmaitych spotkaniach autorskich utyskuje na poziom współczesnej kultury i konsumujący ją motłoch, nakręcił film, w którym szacunku do widza nie ma za grosz.

Reklama

W karykaturalny sposób reżyser pięknej "Iluminacji" (1972) w "Obcym ciele" podzielił rzeczywistość na tę niebiańską (klasztor) i tę diabelską (korporacja). Na drodze między bielą a czernią rozciąga się jednak pas szarości, który od wieków jest zarezerwowany dla człowieka. O nim Zanussi jednak zapomniał w trakcie projektowania ludzkich kukieł, jakie wykorzystał do stworzenia spektaklu o filozoficznych pretensjach. Jedynie jego tytuł ociera się o doskonałość, bo ciało jest temu filmowi obce, jak wszystko, co ludzkie.

Tragi-komedia jest rozpisana na czwórkę aktorów - trzy kobiety i jednego biednego mężczyznę. Zaczyna się od fatalnej pomyłki. Włoskie krajobrazy, słońce, plaża i rowerowe wycieczki nie zwiastują wielkiej miłości między parą głównych bohaterów. Kasia (Agata Buzek) już wie, że małżeńskie życie nie jest dla niej. Pakuje walizkę i wyjeżdża. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby zamknęła się w klasztorze we Włoszech, a nie na polskiej prowincji. Gdybanie nie ma jednak sensu w kontekście filmu, w którym wszystkie karty są wyłożone na stół, a odpowiedzi na zadane pytania skrzętnie udzielone.

Goniąc za anielską dziewczyną Angelo (Riccardo Leonelli) wpada w ramiona diablicy - bezwzględnej Kris (Agnieszka Grochowska), szefowej korporacji, w jakiej Włoch znajduje przystań. Nietypowa z niej samica Alfa - nieumalowana, zgryźliwa, nieatrakcyjna, desperacko domagająca się uwagi. Będzie walczyć o duszę Angelo, choć mężczyzna kierujący się silnymi zasadami i chrześcijańską moralnością oddał swoje serce przyszłej zakonnicy.

Angelem panie w korporacji będą się bawić, będą go kusić, testować i wystawiać na próbę - jak zdaniem Zanussiego współczesny świat wystawia na próbę każdego katolika. Od obecnej rzeczywistości reżyser jest jednak nieco oderwany; nie podoba mu się strona, w jaką zmierza cywilizacja. W jednym z drugoplanowych wątków analizuje korzenie dzisiejszej sytuacji. Wyzwoloną Kris czyni przybraną córką stalinowskiej prokuratorki. Podobnie jak matka szefowa korporacji jest bezczelna, agresywna, nieskłonna do refleksji. Nie liczy się z ludźmi i dba tylko o własne interesy. Bez mrugnięcia okiem pozbywa się tych, którzy są niewygodni, niebezpieczni lub bezużyteczni. Niedaleko pada jabłko od jabłoni i feministka od zbrodniarki, zasługującej wyłącznie na lincz.

Feminizm w pojęciu Zanussiego to choroba społeczna, epidemia przed którą można uciec tylko robiąc gwałtowny zwrot w stronę tradycyjnych, ale pokracznie pojętych wartości. Przed złem kobieta może się uchronić tylko w klasztorze o zaostrzonym rygorze, inaczej zostanie zmanipulowana, wciągnięta w świat rozpusty i - raz wykorzystana - nauczy się wykorzystywać innych do własnych celów - tak jak nauczyła się filmowa Mira (Weronika Rosati). Najciekawsza i jedyna zasługująca na uwagę postać kobieca w nowym filmie Zanussiego odnosi się sceptycznie zarówno do religii, jak i do nowego stylu życia. Zdaje się być skomplikowana na tyle, by to jej mógł dotyczyć główny fabularny konflikt. Zanussi nie daje jej jednak szansy, spycha na drugoplanową pozycję i zajmuje się dramatem postaci prostych, jak konstrukcja cepa.

Mniejsza o wymowę ideologiczną. "Obce ciało" jest filmem kiepsko napisanym i zrealizowanym po najmniejszej linii oporu - bez pomysłu, stylu, wyrazu. Gdzie estetyczne wyrafinowanie "Struktury kryształu" (1969)? Gdzie atmosfera tajemnicy i niejednoznaczny, pełnokrwisty bohater podobny temu, który napędzał narrację "Spirali" (1978)? Gdzie talent, który rozmienił się na drobne? W najnowszym filmie Zanussiego pada ocierający się o manifest monolog, w którym Kris mówi o postępie, nowym wspaniałym świecie i transgresji. Jeśli ktoś dokonał tu jednak przekroczenia, zrobił to sam Krzysztof Zanussi - przekroczył granice dobrego smaku i osunął się w rzeczywistość pełną frustracji, niespełnień i goryczy. Nic dziwnego, że poczucie głębokiej obcości jest mu dziś najbliższą z emocji.

2/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Obce ciało", reż. Krzysztof Zanussi, Polska 2014, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 5 grudnia 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy