"Niesamowity Spider-Man": W sieci pająka
Nowa obsada, nowy reżyser, nowa historia. Czy innowacyjne podejście do najbardziej kasowego komiksu wszech czasów mogło okazać się sukcesem?
Krytycy na całym świecie głoszą, że Hollywood opanowała obecnie epidemia wtórności. Objawy: atakujące zewsząd przeróbki, powtórki, rebooty i sequele. Zagrożenie: ogromne, praktycznie każdy klasyk kina można teraz odświeżyć, nakręcić od nowa lub dopisać mu kontynuację. Narażeni: cała populacja, ciężko się powstrzymać przed obejrzeniem kolejnej części ulubionej serii, nowej wersji ukochanego filmu. Lekarstwo: jak dotąd brak.
Nie sposób nie przyznać znawcom kina racji, rzeczywiście przeglądając listę tegorocznych premier, co rusz napotykamy na kolejną odsłonę znanego cyklu ("Mroczny Rycerz powstaje", "Niezniszczalni 2" "Madagaskar 3", "Epoka lodowcowa 4") lub próbę zmierzenia się z tym samym tematem jeszcze raz ("Pamięć absolutna", "21 Jump Street", "Dziedzictwo Bourne'a", "Niesamowity Spider-Man").
Dosyć niespodziewanie okazuje się jednak, że owa tendencja ma także zbawienny wpływ na niektóre tytuły - zamiast działać na nie destrukcyjnie, jest niczym serum dające nowe życie pogrążonemu w chorobie pacjentowi. Tak właśnie stało się w przypadku ostatniego z wymienionych przeze mnie tytułów, filmowy człowiek-pająk jeszcze nigdy nie prezentował się tak dobrze jak w rękach - noszącego znamienne w tym wypadku nazwisko - Marca Webba.
Jego Spider-Man dokonał takiego przeskoku, jaki kilka lat temu stał się udziałem Batmana Christophera Nolana. Reżyser znakomicie przyjętych "500 dni miłości" (2009) uwspółcześniając przygody człowieka-pająka nie tylko tchnął w tę postać nowe życie - tak jak twórca "Incepcji" stawiając na psychologię postaci i pogłębienie komiksowego klimatu zamiast na efekty specjalne i najnowsze zdobycze technologii - ale także skierował ją na zupełnie inne tory niż miało to miejsce dotychczas. Efekt? "Spider-Many" Raimiego były pompatycznymi widowiskami z wiecznie się marzącym Maguire'em (poziomem jedynie minimalnie przewyższały "Batmany" Joela Schumachera), ten w wydaniu Webba przywraca mojemu ulubionemu komiksowemu bohaterowi dawną świetność.
Fabularnie wszystko jest co prawda po staremu: Peter Parker znów jest samotnym nastolatkiem, unikającym szkolnych osiłków i z utęsknieniem wpatrującym się w piękną koleżankę, który w wyniku ukąszenia zmutowanego pająka zyskuje nadludzkie zdolności. Zamiast odpowiednio je wykorzystać przyczynia się do śmierci swojego wuja (wraz z żoną wychowującego go po tym jak w dzieciństwie stracił rodziców), w wyniku której dojrzewa do odpowiedzialności za mieszkańców Nowego Jorku, stając do walki ze złoczyńcami (tym razem jego głównym przeciwnikiem jest Jaszczur). Ale już sposób opowiadania tej historii - skupiający się raczej na bohaterach, niż na wydarzeniach - zupełnie odbiega od tego, do czego przywykliśmy śledząc komiksowe adaptacje.
Również nieodłączny w tym (już niemal filmowym) gatunku patos zostaje tym razem niezwykle umiejętnie przykryty niespotykanym w nim dotąd na tak dużą skalę komizmem. Śmieszni są już nie tylko bohaterowie (jak w "Kick-Ass"), zabawne są już nie tylko sytuacje, w jakich się znajdują (jak miało to miejsce w "Avengers"), tu wybitnie przyłożono się także do dialogów: bardzo naturalnych, pełnych celnych ripost, ale także znaczących pauz.
Najbardziej odczuwalne jest to zwłaszcza w czasie rozmów nieśmiałego, ale intrygującego Petera z bystrą Gwen Stacy, która w tej części zastąpiła standardową ukochaną Parkera - Mary Jane Watson. Nie bez wpływu na bijącą od tej pary chemię - jedna scena w ich wydaniu przewyższa wszystkie spazmy Keiry Knightley z "Niebezpiecznej metody" razem wzięte - jest dwójka wcielających się w główne role aktorów: Andrew Garfield ("Parnassus", "The Social Network", "Nie opuszczaj mnie") i Emma Stone ("Łatwa dziewczyna", "Służące", "Kocha, lubi, szanuje"). Stanowią duet tak kompletny, że ich ekranowy romans jest równie ciekawy co widowiskowe akrobacje Spider-Mana.
Po raz pierwszy zresztą każdy aspekt postaci człowieka-pająka jest równie znakomity. Z jednej strony osamotnienie sieroty, z drugiej przebłyski (nabytego/odziedziczonego?) geniuszu, z kolejnej nonszalancki luz i łobuzerski styl, z jeszcze innej przekleństwo superbohatera, który dla dobra innych musi poświęcić własne szczęście. Wszystko to Garfield - wymarzony odtwórca tej postaci - osiąga całkowicie rezygnując z wystraszonego oblicza i zapłakanego lica, jakie nieodmiennie było kojarzone z wspomnianym wcześniej Maguire'em.
Także pozostałe aspekty "Niesamowitego Spider-Mana" współgrają bez zarzutu (zwłaszcza efektowne sekwencje pojedynków i muzyczne interpretacje poszczególnych sekwencji), choć można nieco narzekać na nieco zbyt schematyczną sieć akcji, niemal zupełnie pozbawioną suspensów. Nie zmienia to jednak faktu, że film Webba to zdecydowanie jedna z najlepszych komiksowych adaptacji, dorównująca (a być może nawet przewyższająca) "Mrocznym Rycerzom" Nolana i "Avengersom" Jossa Whedona. Jej otwarte zakończenie powoduje, że ma się ochotę poddać wspomnianej epidemii i wręcz domagać się od Webba sequela.
9/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Niesamowity Spider-Man", reż. Marc Webb, USA 2012, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 4 lipca 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!