Reklama

"Miłość": Nie mogę patrzeć na twoje umieranie

Georges i Anna dobiegają osiemdziesiątki. Przeżyli razem wiele lat i wciąż świetnie się rozumieją. Problemy zaczynają się dopiero, gdy kobieta po wylewie traci kontakt z rzeczywistym światem.

"Miłość" to jeden z najbardziej wymagających, ale pierwszy prawdziwie uniwersalny film Michaela Haneke. To film, któremu trzeba się poddać, jakiemu trzeba zaufać i z jakim należy zostać do końca. Monotonia prowadzi w nim do dramatu, tragedia do osobliwego katharsis. Nie skrywa się za nim jednak teatralna emfaza. Używając minimalnych środków filmowych austriacki reżyser opowiada historię starszego małżeństwa, które zostaje wystawione na największą w swoim wspólnym życiu próbę. Zdaje się, że widzów spotyka podobny los.

W prologu poprzedzającym właściwą akcję Anna (Emmanuelle Riva) i Georges (Jean-Louis Trintignant) idą do opery. Nie widzimy spektaklu, nie słyszymy spektaklu. Jesteśmy oszołomieni tym, że Haneke każe nam patrzeć na operową publiczność. Sprawia, że obserwując wielki, kinowy ekran czujemy się jakby ktoś postawił nad przed oczami gigantyczne lustro i z perwersją kazał się w nim przeglądać. To trwa chwilę, wrażenie pozostaje jednak nienaturalnie długo. Nie możemy przewinąć niewygodnej dla nas sekwencji jak zrobiliby to bohaterowie "Funny Games" (1997/2007), nic nie dzieje się za zamkniętymi drzwiami jak w "Białej wstążce" (2008). Zamknięta jest tylko przestrzeń, w której rozegra się dramatyczny spektakl rozpisany głównie na dwoje aktorów. Po wielkiej operowej fecie w świecie przedstawionym zapada spokój. Anna i George wracają do domu, Anna i George jedzą śniadanie, Anna i George wymieniają grzecznościowe uwagi przy stole, Anna dostaje udaru.

Reklama

George stara się sobie poradzić z faktem, że staje się bezwolnym świadkiem powolnego umierania ukochanej kobiety. Wylew sprawia, że Anna traci kontakt z rzeczywistością, dziecinnieje, nie reaguje na pytania, bezrefleksyjnie słucha tylko opowieści, które od czasu do czasu snuje nad jej łóżkiem George. W oczach mężczyzny jego kobieta jest skazana na upokorzenie. Dzień za dniem ich, dawniej ułożony i wypielęgnowany świat, zaczyna się rozpadać. Emocje rozbijają się o brak zrozumienia, zniecierpliwienie i złość negują akceptację tego, co nieuniknione. A może wcale nie? Może jest odwrotnie? Może prawdziwa miłość, (bo niezaprzeczalnie o takiej opowiada Haneke) nie pozwala na cierpienie, nie uznaje wstydu? Może prawdziwa miłość nie wszystko znosi, nie wszystkiemu wierzy, nie we wszystkim pokłada nadzieję i nie wszystko przetrzyma? Czy kochając, patrzymy na siebie i "widzimy się jakby w zwierciadle, niejasno"? Czy przychodzi moment, kiedy widzimy wyraźnie, że nie ma innego sposobu na zachowanie duchowej więzi, niż zerwanie fizycznej?

Michael Haneke śpiewa hymn o miłości, jakiej nie znamy, na jaką nie jesteśmy gotowi, do której wstydzimy się przyznać, ale o jakiej marzymy. O miłości bezwarunkowej i bezkompromisowej, która ani nie uznaje typowej moralności ani nie akceptuje (nie)ludzkich zasad.

9/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Miłość" ("Amour"), reż. Michael Haneke, Francja, Niemcy, Austria 2012, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 2 listopada 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: twoje | umieranie | Haneke Michael | Cannes | film | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy