Reklama

"Les Miserables: Nędznicy": Zwycięstwo na barykadach

Popularność musicalowej wersji "Nędzników" Viktora Hugo, z muzyką Claude'a-Michela Schönberga, spokojnie przyrównać można do "Upiora w operze". Od czasów premiery w 1980 r. spektakl wystawiano prawie 40 tysięcy razy na całym świecie. Nie jest zaskoczeniem zatem, że w końcu o musical upomniało się kino. Dziwi jedynie, że tak późno. Widowisko Toma Hoopera rekompensuje jednak wszelkie oczekiwanie i przywraca zarazem blask filmowego musicalu.

Prawdopodobnie większość z nas kojarzy historię "Nędzników" raczej z libretta Alaina Boublila i Herberta Kretzmera niż z literackiego pierwowzoru. Monumentalna powieść Victora Hugo jest osiągnięciem niezwykłym, z przewodnim motywem niemal mitycznej walki między byłym skazańcem Jeanem Valjeanem i policjantem Javertem. W tle rozgrywa się dramat paryskiej biedoty upominającej się o "wolność, równość, braterstwo" oraz rozwija miłość między zaadaptowaną przez Valjeana po śmierci matki Cosette i młodym rewolucjonistą Mariusem. Z kolei jeśli nawet nie przepadamy za musicalami, to mimowolnie kojarzyć będziemy utwór "I dreamed a dream" (choćby nawet z brytyjskiego "Mam talent!" w wykonaniu Susan Boyle).

Reklama

Wspominam o tym, by wszystkim, nie gustującym w gatunku reprezentowanym przez najnowszy film twórcy "Jak zostać królem", zarysować przyczyny rozgłosu, jaki towarzyszył produkcji "Nędzników". Dyskusje na temat wyboru reżysera, obsady, najdrobniejszych zmian wprowadzanych w libretcie wywoływały burzę na internetowych forach.

Hooper osiągnął jednak sukces, bo odnalazł odpowiednią stylistyczną tonację dla swojego filmu i sposób na wyjęcie historii ze scenicznych ram. Wizualnie "Nędznicy" olśniewają. Spektakl teatralny zamienia się na naszych oczach w filmowe widowisko w starym stylu. W musical sięgający do najlepszych tradycji, jak na przykład "Skrzypek na dachu".

Zdjęcia Danny'ego Cohena stają się raz obrazową impresją wokół słynnego obrazu Delacroix "Wolność wiodąca lud na barykady", innym razem - są patetyczne i pełne rozmachu. Raz zamaszyste ruchy kamery i komputerowa grafika, kiedy indziej niezwykle dramatyczne, doskonale wykadrowane ujęcia, skupione na twarzach bohaterów. Wyczuwalna jest jednak harmonia - muzyka nie dominuje nad warstwą wizualną i na odwrót. Obie dobrze się uzupełniają.

Zamysł filmu doskonale obrazuje scena ze wspomnianym utworem "I dreamed a dream" w wykonaniu Anne Hathaway (nominacja do Oscara zasłużona, mimo jedynie 20-minutowego występu). Z pewnością trudno jej głos porównywać do Elaine Page (autorki jednej z najbardziej znanych wykonań), niemniej siłą staje się gra aktorska i możliwość, jakiej nie daje teatr - zbliżenie. Wypełniająca kadr twarz wychudzonej Fantine, matki Cosette, łamiącym się głosem śpiewającej o "życiu, jakie kiedyś sobie wymarzyła" autentycznie wzrusza. Hooper kazał śpiewać aktorom na planie do akompaniamentu fortepianu. Orkiestra muzykę nagrała dopiero w postprodukcji. Była to chyba jedna z najlepszych decyzji Hoopera. W ten sposób pozbawił swój film zbytniej teatralność. Surowość wykonań sprawiła, że tym mocniej one wybrzmiewają i nie ograniczają aktorów w interpretowaniu roli.

Osobiście zaskoczył mnie wokalnie Eddie Redmayne w roli Mariusa. Amanda Seyfried jak zwykle ma być blond-uroczo-słodko i taka jest. Wśród młodych aktorów (pomijając świetny występ dzieci) najlepiej radzi sobie młoda Samantha Barks jako Eponine. Wybór dwóch Australijczyków (każdy z jako takim wokalnym doświadczeniem), choć początkowo kontrowersyjny, obronił się. Russell Crowe jest w roli Javerta uroczo niepewny, lekko wycofany, ale w tym tkwi siła konstruowanej przez niego postaci. I tak jednak widowisko kradnie Hugh Jackman jako Valjean. Ciekawym epizodem ubarwiającym w lekko komediowej tonacji całość filmu jest Sacha Baron Cohen i Helena Bonham Carter, perfekcyjnie dograny duet.

Ponad dwie godziny widowiska chwilami nużą. W kinie trudno wszak o antrakt. Niemniej "Nędznicy" również swoim tempem sięgają do tradycji. Hooper pozwala wybrzmieć poszczególnym scenom. I dobrze. Dzięki temu stworzył musical, który spokojnie będzie można zaliczyć w przyszłości do klasyków gatunku.

9/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Les Miserables: Nędznicy" ("Les Miserables"), reż. Tom Hooper, Wielka Brytania 2012, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 25 stycznia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy