Mamo, znalazłem zombie w ogrodzie
"Kieł" ("Dogtooth"), reż. Yorgos Lanthimos, Grecja 2009, dystrybutor Against Gravity, premiera kinowa 10 czerwca 2011 roku.
Według niektórych teorii, świat poznajemy przede wszystkim za pośrednictwem języka. Nazywać rzeczy ich właściwym imieniem - to umiejętność, do której dorasta się latami. "Zombie to mały, żółty kwiatek" - tłumaczy matka synowi. Uczy go rozpoznawania świata, który nie istnieje. Ojciec ogradza dom wysokim murem. Dzieci będą mogły go przekroczyć, kiedy dorosną - w chwili, gdy wypadnie im pierwszy kieł.
Reżyser "Kła", Yorgos Lanthimos ma za sobą doświadczenia w awangardowym teatrze i pracę ze scenariuszem "Sinobrodego" w adaptacji Dei Loher. Lubi zamykać swoich bohaterów w czterech ścianach, odcinać ich od świata, zagęszczać atmosferę, podsycać tajemnicę i łechtać oczekiwaniem na krwawe rozwiązanie. Kobiety w zamku Sinobrodego miały dostęp do wszystkich komnat, prócz jednej. Dzieci w "Kle" mogą robić wszystko, prócz jednego. Nie wolno im wyjść na zewnątrz. Są tresowane jak psy. Szczekają na kota, bo to potwór, który grasuje za murami. Wieczorami słuchają nagrań dziadka, Franka Sinatry. Ojciec tłumaczy im tekst piosenki, amerykański jazzman śpiewa o moralności, wierności i posłuszeństwu. Dzieci tańczą. Poziom groteski wzrasta.
Milan Kundera pisał, że prawdziwy totalitaryzm zaczyna się w domu. Yorgos Lanthimos nie polemizuje z tym przekonaniem. Mamy przed sobą patriarchalny model rodziny w pełnym wymiarze. Ojciec pracuje w fabryce, jest jedynym żywicielem rodziny, tylko jego polecenia mają rację bytu, tylko jego urodziny są powodem do święta. Reżyser portretuje rodzinę, w której wychowanie zastępuje tresura, a dziwne tajemnice ludzkiego gatunku wyjaśnia sprawnie przeprowadzony proces zatajenia prawdy. Cóż nią jest? Trójka dorosłych dzieci wierzy, że morze znaczy krzesło, autostrada to silny wiatr, a mama urodzi prawdziwego psa, jeśli nie będą posłuszni. Językiem w tak brutalny, alegoryczny sposób do tej pory potrafiła się bawić niemal tylko Elfriede Jelinek.
Bohaterowie Lanthimosa reagują na komendy. Na żądanie uprawia się nawet seks. W domu regularnie pojawia się dzięki temu element obcy. Ojciec sprowadza dla syna kobietę. Co interesujące, pracującą w ochronie w jego fabryce, zawsze pojawiającą się w mundurze. Pod nim jest jednak żywe ciało. Ciało, które poddaje się manipulacji kulturowej w znacznie mniejszym stopniu niż umysł. Poprzez rozluźnienie ciała, wolności dostąpi dusza... To teoria charakteryzująca kontestatorów systemu z lat siedemdziesiątych. Kobieta staje się katalizatorem swoistej rewolucji. Jej ciało służy nie tylko zaspokojeniu potrzeb chłopca. Zaczyna fascynować także jego dwie siostry. Uwięzione w narzuconym odgórnie schemacie, zaczyna go przerastać.
"Kieł" to wielka metafora dotycząca społeczeństwa? Metafora zrealizowana w bardzo dobrym, chłodnym stylu, nawiązującym do twórczości Michaela Hanekego? Bez wątpienia, choć filmu nie sposób zamknąć w tak ograniczonych ramach. Film Yorgosa Lanthimosa jest niezwykle gęsty, śledzenie teorii zagrzebanych pod warstwą fabularnych wydarzeń, zdaje się nie mieć końca. Jeśli się jednak z tego rezygnuje, film i tak trzyma w napięciu, jak świetny thriller, zachwyca niczym najlepszy dramat, bawi na sposób, w jaki zachwycał nas teatr absurdu, burzący oswojone przez lata konwencje.
10/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!