Jak to się robi, najnowszy film nominowanego do Oscara reżysera, Marcela Łozińskiego, to prowokacyjny obraz nadwiślańskiego modelu demokracji, ironiczny a zarazem przerażający portret polskiej sceny politycznej. Łoziński przez trzy lata przyglądał się realizacji eksperymentu, zorganizowanego przez znanego polskiego specjalistę od marketingu politycznego, Piotra Tymochowicza i mającego udowodnić, że każdego można doprowadzić na szczyty władzy.
W epoce kiedy skład polskich elit politycznych pozostawia wiele do życzenia, Marcel Łoziński z gorzkim uśmiechem na twarzy pokazuje, że „rząd dusz” to jedynie parę zgrabnych socjotechnicznych tricków. Łoziński opowiada o świecie, w którym cynizm i polityczna skuteczność ważą więcej niż jakiekolwiek idee, a partyjne barwy są jedynie mniej lub bardziej malowniczym dodatkiem do koloru, kupionego pod okiem specjalisty od wizerunku, krawatu. Efekt chłodnej obserwacji Łozińskiego jest tyleż komiczny co porażający.
Tymochowicz, niczym producenci osławionego Big Brothera, zorganizował casting i wyłonił kilkanaścioro ludzi, którzy pod jego okiem mieli poznawać tajniki psychologicznego wpływu na „tak zwane masy”. Przez trzy lata prowadził ich przez meandry polskiej polityki, tak by jeden z nich sięgnął szczytów władzy. W trakcie tej dwuznacznej gry kolejni uczestnicy wykruszali się, ponieważ musieli stawić czoła coraz bardziej cynicznym i makiawelicznym zadaniom. Jednak Tymochowiczowi udało się wyłuskać prawdziwy „diament” – pochodzącego z prowincji chłopaka, który od początku deklarował, że chce zostać politykiem jedynie z umiłowania dla władzy, pieniędzy i popularności. Widzimy jak zwinny manipulator może przeobrazić człowieka bez właściwości w polityczne zwierzę. Darek bez zażenowania próbuje różnych sposobów aby trafić na szczyt - najpierw opowiada, że „ma poglądy takie bardziej centroprawicowe czyli po prostu w stronę PiS-u” , za chwilę bez zmrużenia oka sieje ferment w młodzieżówce SLD, by w końcu zaproponować ideową pomoc „jedynemu nieskompromitowanemu liderowi” - Andrzejowi Lepperowi. Wspierany przez Tymochowicza polityczny naturszczyk rozpętuje uliczne demonstracje, sieje zamęt w politycznych kuluarach, zawstydza baronów SLD i negocjuje z przewodniczącymi. W rezultacie mamy tu do czynienia z jednym wielkim „semantycznym nadużyciem”, któremu przyświeca znane skądinąd hasło, że przecież „ciemny lud to kupi”.
To jeden z niewielu po 1989 roku współczesnych polskich filmów politycznych z prawdziwego zdarzenia. Polityczny znaczy w tym wypadku drażniący. Taki, który...