Reklama

"Droga na drugą stronę": Podróż do kresu głodu

"Droga na drugą stronę" ("Crulic - drumul spre dincolo"), reż. Anca Damian, Polska/ Rumunia 2011, dystrybutor Fundacja im. Ferdynanda Magellana, premiera kinowa 1 grudnia 2011 roku.

Crulic, Rumun pracujący w Polsce, siedzi za niewinność. Komuś zginęły pieniądze, ten ktoś jest niestety wysoko postawionym urzędnikiem, do tego lubiącym rzucać oskarżenia na prawo i lewo. Na miejscu zdarzenia widział śniadego cudzoziemca, a wszyscy śniadzi cudzoziemcy są dla niego tacy sami, więc wskazuje na Crulica, który akurat był pod ręką. Ten, zastraszany i poniżany, walczy o wolność, a że nie jest w stanie wyłamać krat w celi, decyduje się złamać sam siebie. Rozpoczyna strajk głodowy, tracąc nie tylko kilogramy, ale i zmysły.

Reklama

Crulic siedział naprawdę i naprawdę umarł z głodu. Cała sprawa miała miejsce kilka lat temu, a teraz do kin wchodzi film "Droga na drugą stronę", wyreżyserowany przez Ancę Damian i zrealizowany w polsko-rumuńskiej koprodukcji. Jest to "animacja dokumentalna", hybryda zacierająca granicę między rejestracją a inscenizacją i starająca się wzbogacić dokumentalną formułę o nowe środki wyrazu.

"Droga..." nie może więc uniknąć porównań z podobnym stylistycznie "Walcem z Baszirem".

Niestety to porównanie wypada na niekorzyść "Drogi...". "Walc z Baszirem" był filmem wybitnym i wybitnie samoświadomym - jego twórcy sięgali po animację, chcąc pokazać, jak bardzo wygodni stali się odbiorcy dokumentów, biorący roztrzęsioną kamerę, ziarnisty obraz i kolejne ujęcia "gadających głów" za gwarant prawdy. W opowieści o Crulicu brak takiej refleksji. Zaprezentowania w niej biało-szara polska rzeczywistość, brudna, zimna i pokancerowana, robi oczywiście duże wrażenie, a twórcy bardzo zręcznie łączą ze sobą różne rodzaje animacji, jednak nie zmienia to faktu, że to tylko desperackie parcie na oryginalność, podręcznikowy przykład sztuki dla sztuki.

I nie byłoby w tym wiele złego - w XXI wieku, tyle lat po modernizmie, chyba tylko Krzysztof Zanussi wierzy, że czysta estetyczna radość to grzech - gdyby nie to, że w "Drodze..." kreskówkowa jest nie tylko forma, ale i wizja rzeczywistości. Bardzo szybko dokument przeistacza się w protest song o męczenniku umierającym na krzyżu kafkowskiego systemu. Gdzieś pośrodku tego zieje ogromna psychologiczna dziura - czemu, do jasnej cholery, Crulic wybrał autodestrukcję? Gdyby w Polsce każdy skrzywdzony przez urzędników obywatel decydował się na głodówkę, to ten kraj błyskawicznie zostałby Europejską Stolicą Anoreksji, a po Rynku Głównym w Krakowie zamiast gołębi przechadzałyby się sępy.

Twórcy chcieliby widzieć w strajku bohatera niemy krzyk zakneblowanej jednostki. O tym, że to nigdy nie jest takie proste, opowiedział już Steve McQueen w "Głodzie", w którym za determinacją głównego bohatera stała zakodowana w genach skłonność do ekstremizmów, podsycana jeszcze przez wyznawaną przez niego ideologię. Crulic, chociaż obdarzony prawdziwą biografią, staje się w "Drodze..." jedynie figurą retoryczną w rebelianckim dyskursie.

Gdzieś poza jakąkolwiek ambiwalencją i samoświadomością, polsko-rumuńska animacja pozostaje wciąż przejmującą opowieścią o śmierci, szaleństwie i o tym, że życie jest po prostu bardzo przykrą czynnością. Szkoda tylko, że twórcy w swojej podróży przez ziemskie piekło na pasażera wybrali Bogu ducha winnego Crulica. Gdyby pozbawić "Drogę..." dokumentalnego ciężaru, nie rodziłaby ona aż tylu wątpliwości.

6/10

Zobacz zwiastun filmu:


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Anca Damian | Droga na drugą stronę
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy