"Amores perros" nie miał szans w walce o Oscara. W tym filmie krew skwierczy na grillu, a smród Mexico City jest silniejszy od zapachu kinowego popcornu. Humanistyczne treści filmu przywodzą
na myślmeksykańskie filmy Bunuela i biblijne dylematy Kieślowskiego.
Wesley Morris, San Francisco Chronicle
Meksyk i jego unikalna kultura są wynikiem zderzenia dwóch cywilizacji, gwałtu jakiego dokonała średniowieczna, katolicka Hiszpania na Indianach, których cywilizacja znajdowała się wówczas w epoce brązu. Dystans dzielący te dwa światy uniemożliwiał jakiekolwiek wzajemne zrozumienie. W ciągu stu lat po podboju na skutek wielu masakr i chorób zginęło 90 procent Indian, niemal doszczętnie zniszczona została ich kultura. Ci, którzy ocaleli zostali zniewoleni przez Europejczyków, nowych panów tej ziemi. Choć konkwista miała miejsce 500 lat temu, jej skutki do dziś mają decydujący wpływ na meksykańską rzeczywistość. Elity, prawie wyłącznie potomkowie Europejczyków, dalej rządzą krajem zamieszkałym przez ubogich i często dyskryminowanych Metysów i Indian. W Mexico City szklane drapacze chmur i piękne wille otoczone są bezkresnymi slumsami. Ich mieszkańcy mijają się co dzień na ulicach, ale tak naprawdę żyją w dwóch nie przenikających się, niezrozumiałych dla siebie i często wrogich sobie światach.
"Amores perros" jest portretem stanu ducha człowieka megamiasta, mieszkańca swego rodzaju pogranicza, które wytycza nieustannie rozwijająca się cywilizacja. Nigdy jeszcze 20 milionów ludzi różnych ras, religii i kultur nie mieszkało stłoczonych razem w jednym miejscu. Jest to świat zbudowany na konfliktach i kontrastach dotąd nam nieznanych. Świat w ciągłym i chaotycznym ruchu, gdzie każdy człowiek chce byś kimś innym. Nikogo, nawet najszczęśliwszego człowieka, nie zadawala status quo. Każdy chce więcej, niewielu jednak wie czego, ponieważ nikt przed nimi tego nie zdobył. Bohaterowie "Amores perros" są niezaspokojeni i zagubieni w świecie, który ich przerasta. Nie radzą sobie w relacjach z najbliższymi, ranią ich swoim egoistycznym postępowaniem, w rezultacie sami cierpią. Nawet gdyby znaleźli zrozumienie i spokój w rodzinie, życie w megamieście nie pozwala na zamkniecie się w małym, bezpiecznym, prywatnym świecie. Jadąc do pracy, robiąc zakupy, człowiek styka się z niezrozumiałym i często wrogo nastawionym, sfrustrowanym drugim człowiekiem. Wszyscy bohaterowie skazani są na zagubienie i cierpienie, jednak żaden z nich nie traci nadziei. Choć po omacku, poszukują wyjścia ze swojej tragicznej sytuacji. Dowodem, że ich wysiłek nie jest beznadziejny jest historia El Chivo. Buntownik rodem ze świata elit stoczył się na samo dno, stracił rodzinę, wolność, samego siebie, jakby przestał istnieć. On jedyny poznał dwa światy. Kiedyś w ogniu rewolucji próbował je scalić w jeden, nowy i lepszy. Doświadczony piekłem na ziemi, jako jedyny z bohaterów wie, w jakim kierunku podąża.
"Amores perros" pokazuje świat brutalny, pełen bólu i bezsensownego cierpienia. Robi to w sposób tak realistyczny, dynamiczny i sugestywny, że wielu widzów doznaje szoku. Jest to niewątpliwie zgodne z zamysłem twórców. Susan Sontag napisała - ... znaczna część sztuki współczesnej poświęcona jest pomniejszaniu stopnia okrucieństwa, które odczuwamy. Przyzwyczajając nas do rzeczy, których wcześniej nie potrafiliśmy słuchać i oglądać, ponieważ były zbyt szokujące, bolesne i niepokojące, sztuka zmienia moralność, ten zbiór elementów psychiki i norm społecznych, które wyznaczają płynną granicę pomiędzy tym co jest emocjonalnie i spontanicznie znośne i tym co nie jest. Coraz więcej ludzi na całym świecie mieszka w megamiastach. "Amores perros" może być dla nich ostrzeżeniem, apokaliptyczną wizją ich przyszłości. "Amores perros", choć mocno osadzony w realiach Mexico City jest filmem o wymowie uniwersalnej. Najlepiej świadczy o tym międzynarodowy sukces filmu, który zdobył wiele nagród na wszystkich kontynentach. Mieszkańcy Tokio, Los Angeles czy Sao Paulo bardzo osobiście przeżywali tragedie bohaterów świadomi tego, że żyją w podobnych warunkach. "Amores perros" to opowieść o świecie różnorodnym powstałym w wyniku konfliktu cywilizacji. W dobie globalizacji niewiele pozostało miejsc o tradycyjnej, statycznej i jednorodnej kulturze. Wszyscy jesteśmy świadkami konfliktów etnicznych, religijnych i społecznych. Rozgrywają się one nie tylko w telewizji, ale również za naszymi oknami, a czasem nawet w naszym domu.
"Amores perros" to portret megamiasta, portret Mexico City. Aby ukazać jego różnorodność twórcy użyli wyrafinowanych zabiegów formalnych. Film składa się trzech przeplatających się opowieści, z których każdą zakwalifikować można do innego gatunku filmowego. Tempo opowiadania różni się diametralnie pomiędzy pierwszą i drugą częścią. Inna jest także estetyka zdjęć w każdej z opowieści. Centralny moment filmu, w którym spotykają, a raczej zderzają się bohaterowie, oglądamy także trzy razy. Za każdym razem z innego miejsca, które reprezentuje subiektywny punkt widzenia poszczególnych postaci. "Amores perros" można tłumaczyć na kilka sposobów: "pieskie miłości", "miłość to suka"... Trudno oddać wieloznaczność hiszpańskiego tytułu. Na pewno centralnym tematem wszystkich trzech opowieści jest miłość. Wszędzie też ważną rolę odgrywają psy, które towarzyszą bohaterom. Stan ducha ludzi, stopień znieczulenia na krzywdy świata, możemy ocenić po sposobie, w jaki traktują swoje zwierzęta. Kiedy dwaj skuci bracia rzucają się na siebie, wyglądają jak psy przytrzymywane przed śmiertelną walką. Cierpienie psów w "Amores perros" można uznać za miernik zezwierzęcenia ich właścicieli.
W tragicznym wypadku zderzają się życia trojga spośród 20 milionów mieszkańców Mexico City. Choć żyją obok siebie, należą do różnych światów. Gdyby nie...
"Amores perros" to pierwszy klasyk nowej dekady, którego niejedna scena stanie się częścią historii kina. Film jest tragedią pokrewną corridzie, pełen jest...
Emilio Echevarría - El Chivo
Emilio jest jednym z najpopularniejszych aktorów w Meksyku. Stworzył wiele kultowych kreacji, z racji których nazywany jest...