Reklama

Małgorzata Tomaszewska: Ludzie się przede mną otwierają

Kariera Małgorzaty Tomaszewskiej nabrała przyspieszenia, odkąd ponad rok temu została w TVP gospodynią programu "Pytanie na śniadanie". Dziennikarka prowadziła koncerty w ramach "Wakacyjnej trasy Dwójki", a teraz zadebiutowała w roli współprowadzącej "The Voice of Poland". Brała również udział w show "Taniec z Gwiazdami" i "Dance, Dance, Dance". Dla dziennikarstwa porzuciła psychologię i nie żałuje tej decyzji.
Małgorzata Tomaszewska i Wakacyjna trasa Dwójki - koncert w Ostródzie (lipiec 2020) /AKPA

Roszady personalne w Telewizji Polskiej spowodowały, że zostałaś współprowadzącą talent show "The Voice of Poland". Twoja rola to między innymi rozmowy z uczestnikami, którzy w wielkich emocjach czekają na swój występ i oceny trenerów.

Małgorzata Tomaszewska: - Tak i to jest ciężka rola, dlatego że tym uczestnikom trzeba dodać otuchy, czasami uspokoić, czasami dodać energii.

Jakiś czas temu wyruszyłaś w Polskę w Adamem Zdrójkowskim, aby rozdać uczestnikom koperty z zaproszeniami do programu. Jak ci się pracuje z nowym partnerem?

Reklama

- Bardzo polubiłam Adasia. To energiczny, radosny chłopak, który mimo młodego wieku wie już jaką drogą chce podążać w swojej zawodowej karierze.

Twój tata (Jan Tomaszewski - przyp. red.) ogląda "The Voice of Poland"?

- Zdradzę państwu, że programy na żywo z moim udziałem tata sobie nagrywa, dzwoni do mnie po wszystkim, pyta czy było super i dopiero wtedy ogląda. Za bardzo się denerwuje, oglądając mnie na żywo, chociaż mówi mi, że wie, że sobie poradzę.

Bywa krytyczny w swojej ocenie?

- Tata jest ze mnie bardzo dumny i zawsze mi to powtarza. Przeważnie jest zadowolony, ale jeżeli ma jakieś uwagi, to oczywiście mi o tym mówi. Nie lubi czerwonych ust, żywych, mocnych kolorów. Woli stonowany makijaż. Zwraca też uwagę na strój.

Twój syn też już ogląda twoje programy? Wie, że mama pracuje w telewizji?

- Mój syn ma niespełna trzy lata i kiedy widzi mnie na ekranie mówi: "To jest mama, a to pan". Nieważne, czy jest to Olek Sikora czy Tomek Kammel, zawsze jest mama i pan.

Nie przeszkadza mu twój tryb pracy?

- Wręcz przeciwnie. Młody śpi, gdy wychodzę, a gdy wracam o dwunastej to jest dla niego początek dnia. Nie chcę, żeby mój syn tracił na tym, że mam pracę w nienormowanych godzinach. Kiedy już jestem w domu, staram się spędzać z nim jak najwięcej czasu, żebym nie miała poczucia, że cokolwiek tracę z jego dzieciństwa.

Jak spędzacie razem czas?

- Układamy razem puzzle i klocki, przyrządzam mojemu dziecku jedzenie. Najbardziej lubi jeść kabanosy. Do nas nie przychodzi się z czekoladkami, tylko właśnie z kabanosami. Ja też je lubię, chociaż nie aż tak bardzo jak mój syn. To jest mięsny chłopak, za kiełbasą również przepada. Mam taką zasadę, że przez piętnaście minut dziennie robimy tylko to, co chce moje dziecko. Jeżeli chce, żebyśmy przykryli się obrusem i weszli pod stół, to wchodzimy pod stół. Jeżeli chce budować pociąg z krzeseł, to budujemy pociąg z krzeseł. Uwielbiamy też jeździć na rowerze. Mój tata zawsze powtarza, że ważne, żeby dziecko było dynamiczne, szybkie, a potem już w każdym sporcie sobie poradzi.

Oczywiście są plany, że syn będzie sportowcem?

- Tak, chociaż nic nie na siłę. Przejawia ewidentnie skłonności sportowe. Woli ze mną pobiegać, pojeździć na rowerze, niż żebym czytała mu bajkę. Zdecydowanie idzie w stronę sportu, ale dyscyplinę wybierze sobie sam. Ja uprawiałam tenis stołowy, podobnie jak moja mama, babcia i dziadek, mój tata piłkę nożną, a może syn będzie koszykarzem.

A może będzie dziennikarzem?

- Mój tata nie chciał, żebym była sportowcem, a ja nie chciałabym, żeby mój syn był dziennikarzem, ale wybierze sobie taki zawód, jaki zechce. O ile w przypadku sportu decyduje wynik i nie da się zarzucić, że coś jest załatwione, o tyle nie chciałabym, żeby moje dziecko kiedyś usłyszało, że mama dziennikarka przetarła mu szlaki. Oczywiście, zrobię wszystko, żeby mu pomóc, niezależnie od tego, jaką drogę wybierze.

A co "Pytanie na śniadanie" zmieniło w twoim życiu?

- Program zmienił bardzo wiele. Przede wszystkim dał mi przyjaźń z Olkiem Sikorą. Nawet jeśli kiedyś nie będziemy już prowadzić wspólnie "PnŚ", to nadal będziemy się przyjaźnić. Program dał mi też adrenalinę, której nie da żadna, nawet najmocniejsza kawa. Kocham go za to, że mogę realizować się w kontekście psychologii, którą ukończyłam. Rozmowy z gośćmi czasami są luźne i lekkie, a czasami wręcz przeciwnie - trzeba dotrzeć do rozmówcy. Bardzo lubię moment, kiedy to mi się udaje i ktoś się przede mną otwiera. Program zatarł też w mojej głowie ten stereotyp, że w telewizji panuje zła atmosfera, nie ma przyjaźni, a każdy tylko czyha na twój błąd i chce cię wygryźć. Kompletnie tego nie czuję. Wydaje mi się, że jesteśmy fajną, zgraną rodziną.

Dziennikarstwo jest tym, co zawsze chciałaś robić?

- Planowałam pójść w stronę psychologii, zresztą jeszcze nic nie jest przekreślone. Uważam, że zawsze trzeba mieć drugą nogę, niezależnie od tego, co się robi, a już szczególnie w tak nieprzewidywalnym zawodzie, jakim jest dziennikarstwo. W telewizji znalazłam się przypadkiem, bo wcześniej uciekałam od mediów. Kiedy jednak spróbowałam swoich sił, nie widziałam już dla siebie innego zajęcia niż dziennikarstwo.

Adriana Nitkiewicz/ AKPA


AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Tomaszewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama