Reklama

​Magdalena Smalara: Tylko Osiecka

Magdalenę Smalarę, której popularność przyniósł serial "Samo życie", oglądać można ostatnio w serialu "Osiecka", w roli gosposi Osieckich. Wydaje się oczywiste, że ktoś, kto całe życie zajmuje się popularyzacją Osieckiej wśród młodych ludzi, powinien wystąpić w pierwszej tego rodzaju produkcji poświęconej Osieckiej, ale Magdalena Smalara dowiedziała się o niej przypadkiem.

Magdalenę Smalarę, której popularność przyniósł serial "Samo życie", oglądać można ostatnio w serialu "Osiecka", w roli gosposi Osieckich. Wydaje się oczywiste, że ktoś, kto całe życie zajmuje się popularyzacją Osieckiej wśród młodych ludzi, powinien wystąpić w pierwszej tego rodzaju produkcji poświęconej Osieckiej, ale Magdalena Smalara dowiedziała się o niej przypadkiem.
Magdalena Smalara jest od lat wielbicielką twórczości Agnieszki Osieckiej /AKPA

Oglądasz serial "Osiecka" na antenie TVP?

Magdalena Smalara: - Jeszcze nie widziałam, bo od dwudziestu lat nie mam telewizora. Poczekam na wolniejszą chwilę i obejrzę, na spokojnie, w sieci.

Wydaje się oczywistym, że musiałaś w nim zagrać. Miałaś nosa, że coś się kręci w temacie tak bliskim twemu sercu?

- O tym, że powstaje serial o Osieckiej dowiedziałam się od koleżanki z teatru, która szła na casting do roli Krystyny Sienkiewicz. Pomyślałam wtedy: "Jak to? I ja nic o tym nie wiem?". Okazało się, że za obsadę odpowiada Ewa Brodzka, z którą znam się od lat. Napisałam do niej długiego sms-a, że Osiecka to jest całe moje śpiewające życie, więc muszę się chociaż przemknąć przez ekran w epizodzie, bo inaczej stracę wiarygodność w oczach moich studentów.

Reklama

Nie masz niedosytu, że nie zagrałaś którejś z wielkich postaci tamtych czasów?

- Ależ skąd. Pamiętajmy, że w czasach, o których opowiada serial wszystkie śpiewające aktorki były młodsze ode mnie. Poza tym, mam szczególne parametry aktorskie, nie pasuję do żadnej z postaci tamtej epoki. Pani Ewa, niemal natychmiast, oddzwoniła i powiedziała, że jestem w planach obsadowych i że jest przygotowywana dla mnie rola Helenki, gosposi Osieckich. Bardzo się ucieszyłam. Helena Zaremba była blisko związana z trzema pokoleniami kobiet - z Marią Osiecką, mamą Agnieszki i z Agatą Passent. Przez prawie pół wieku prowadziła im dom. Chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się odtwarzać realną postać. Szczęśliwie, źródła na temat życia Agnieszki Osieckiej są obfite, mam chyba wszystko, co wydano na jej temat. W tym są również informacje na temat Pani Helenki. Z racji pracy przy Konkursie na Interpretację Piosenek Agnieszki Osieckiej mam kontakt z wieloma faktycznymi uczestnikami życia poetki i mogłam ich wypytać o Panią Helenkę. Pięknie i ciepło wspominała ją zwłaszcza Agata Passent. Mam nadzieję, że udało mi się na ekran przenieść chociaż okruch tej niezwykłej postaci.

 Jesteś naznaczona Osiecką od kołyski? Skąd wzięła się w twoim życiu? Fakt, idzie razem z tobą przez życie.

- To ja podążam za nią. Już opowiadałam tę historię. To było w latach dziewięćdziesiątych, ostatnie lato poetki. Siedziałam z moją przyjaciółką na plaży w Sopocie, a dokładnie w jednej z odpoczywających na brzegu łódek rybackich. Miałyśmy wtedy siedemnaście lat. Nagle zobaczyłyśmy Agnieszkę Osiecką idącą pod rękę z Andre Ochodlo. Zmierzchało, wiał lekki wiatr, oboje wyglądali zjawiskowo. Bardzo chciałyśmy do nich podejść i, jak to mówi młodzież "zagadać", ale doszłyśmy do wniosku, że nie mamy jej nic do powiedzenia, że jesteśmy młode, głupie i nic nie wiemy o życiu. Był też wtedy ogłoszony konkurs przez Teatr Atelier, w którym można było wygrać kolację z Agnieszką Osiecką, w którym również nie wzięłyśmy udziału, przekonane, że kompletnie nie będzie nami zainteresowana. Po wielu latach i po wielu rozmowach na temat Agnieszki Osieckiej, okazało się, że być może należało zaryzykować, gdyż Osiecka była otwarta na takie spotkania, była ciekawa ludzi, także tych młodych. Po latach zrozumiałam, że we wszystkim, co się z nią wiążę prowadzę tę nieodbytą rozmowę. Staram się pielęgnować pamięć o niej i czerpać z tego co pozostawiła, a przede wszystkim nakierowywać młodych ludzi na jej niezwykłą, przebogatą twórczość.

Dwadzieścia lat temu wygrałaś konkurs organizowany przez Fundację Okularnicy "Pamiętajmy o Osieckiej".

- To coroczna, wyjątkowa impreza, która gromadzi młodych wrażliwców, a potem pozwala im trwać w przyjaźniach, znajomościach. Co roku też w Teatrze Atelier odbywają się warsztaty, i co roku oprócz aktualnych finalistów zjawiają się byli uczestnicy, by choć na chwilę poczuć klimat, pobyć na plaży, pośmiać się, zabawić . W 2009 roku, dokładnie pamiętam, bo mój syn miał wtedy półtora miesiąca, zadzwonił do mnie Jerzy Satanowski, opiekun artystyczny, mentor i najważniejsza osoba w tym przedsięwzięciu i oznajmił, że zostałam namaszczona na następczynię Magdy Umer, która prowadziła przez lata koncerty finałowe konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej". To była dla mnie jedna z największych zawodowych nobilitacji w życiu. Mam za sobą dwanaście edycji. Nie wyobrażam sobie, by tego konkursu w moim życiu nie było. Teraz jego finał odbywa się w Poznaniu, warto jesienią zajrzeć do Teatru Nowego, bo dyrektor tej placówki, Piotr Kruszczyński co roku organizuje w tym czasie wielkie święto piosenki.

Pochodzisz z Gdyni, ale twoje życie toczy się w Warszawie. Zdarza ci się wciąż spacerować szlakiem Osieckiej?

- Mieszkam na Pradze. Bliżej mi do Parku Praskiego niż Skaryszewskiego, który łączy się z Saską Kępą. Zaglądam więc czasem na ulicę Dąbrowszczaków, gdzie Agnieszka Osiecka próbowała wić gniazdko z Jeremim Przyborą. Saska Kępa zwłaszcza latem jest bardzo atrakcyjnym miejscem, ale Agnieszki Osieckiej szukam raczej w jej poezji, w starych i nowych nagraniach jej piosenek, w książkach i fotografiach.

Beata Banasiewicz / AKPA

AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy