Zakochani, nie idźcie do kina!
Święto zakochanych, więc dystrybutorzy sypnęli walentynkową komedią romantyczną. Nietrudno przewidzieć, że te propozycje nie zachwyciły recenzentów.
Niespodziewanie najlepsze noty zebrała najnowsza komedia Nancy Meyers (autorka znanego z naszych kin filmu "Lepiej późno, niż później").
"To skomplikowane" jest - według Magdaleny Michalskiej z "Dziennika" - "wzorcowym kinem rozrywkowym: zabawnym, ironicznym, świetnie zagranym i opowiadającym niebanalna historię".
Recenzentka chwali reżyserkę za "świetne rzemiosło": "Żadna scena nie jest puszczona. Humor jest lekki, sytuacyjny, a nie wymuszony slapstickiem czy tandetnymi gagami. No i oczywiście obsada" - pisze Michalska.
Obsada, w której znaleźli się Meryl Streep, Alec Baldwin i Steve Martin. Tylko dzięki tej pierwszej film Meyers trzyma "jako taki fason" - uważa w recenzji na stronach INTERIA.PL Martyna Olszowska.
"Meyers zabrakło tym razem reżyserskiej dyscypliny i mimo kilku udanych, zabawnych momentów film jest po prostu za długi, na czym najbardziej cierpi tempo samej opowieści" - uważa recenzentka.
Zgadza się z tym zarzutem Paweł Mossakowski z "Gazety Wyborczej", który twierdzi, że "'To skomplikowane' skomplikowane nie jest; jest przeciągnięte, chwilami nudnawe i nie tak zabawne, jak mogłoby być, gdyby scenariusz napisał ktoś o mniej sitcomowym poczuciu humoru".
"Meyers przez długie minuty trzyma się konwencji filmu obyczajowego, potem jakby nagle przypominała sobie, że kręci komedię, i wtedy wali już z grubej rury, idzie w ostrą farsę, ale chwyty, jakie stosuje, są raczej mało wyszukane i zużyte" - uważa Mossakowski.
Czyli co? Tylko dla fanów Meryl Streep?
Zobacz zwiastun filmu "To skomplikowane":
O wiele ostrzej recenzenci obeszli się z kolejną miłosną historią tego tygodnia "Wciąż ją kocham" utytułowanego szwedzkiego reżysera Lasse Hallstroma.
"Najnowszy film Hallstroma to klasyczny wyciskacz łez, ze wszystkimi tandetnymi chwytami stosowanymi w tym gatunku. Nie zabraknie więc chorych na raka, autystycznych dzieci, dobrych żołnierzy i jasnowłosych anielic. Melodramatyczna treść w kiczowatej formie" - bez ogródek przyznaje Katarzyna Nowakowska z "Dziennika".
Pawłowi Mossakowskiemu ("Wyborcza") film Hallstroma oglądało się "przez pierwszą godzinę całkiem nieźle", mimo że recenzent zwrócił uwagę na fakt, że odtwórcy głównych ról - "Tatum poza szeroką klatką piersiową i Seyfried poza miłym uśmiechem nie pokazują nic godnego uwagi".
"Potem jednak Savannah [bohaterka Seyfried] podejmuje szlachetnie motywowaną, acz nie całkiem zrozumiałą decyzję, po której akcja traci energię i kierunek, a film, już wcześniej raczej statyczny, zaczyna się niemiłosiernie wlec" - ocenia Mossakowski.
I pomyśleć, że Hallstrom nakręcił kiedyś tak uroczy film, jak "Co gryzie Gilberta Grape'a?"...
Zobacz zwiastun filmu "Wciąż ją kocham":
W piątek na nasze ekrany trafił też najnowszy film Juliusza Machulskiego "Kołysanka". Miało być strasznie i śmiesznie - nie jest ani tak, ani siak.
Magdaelna Michalska ("Dziennik") przyznaje co prawda, że rzemiosło Machulskiego pierwszorzędne - "Całość jest bardzo rzetelnie wymyślona: wampiry grają w sposób bardzo stonowany, mało mówią, wykonują oszczędne gesty (Buczkowska i Więckiewicz znakomici), ludzie za to są nadpobudliwi, szarpiący się, egzaltowani (wątek ministranta granego przez Antoniego Pawlickiego to perełka)" - uważa recenzentka.
Ale według niej "Kołysanka" "ma też znaczące wady: jest pozbawiona ikry i akcji".
"Była koncepcja, została fachowo i precyzyjnie zrealizowana, ale zabrakło pomysłu do czego ma ona prowadzić" - uważa Michalska.
Paweł T.Felis ("Wyborcza") też pozostał rozczarowany.
"Im bliżej końca, tym bardziej fabuła drepcze w miejscu: powtarzane są pomysły i żarty, a wizja mazurskiej wsi niebezpiecznie przypomina seriale 'Ranczo Wilkowyje', 'Plebania' i cykl Jacka Bromskiego 'U Pana Boga '" - twierdzi recenzent i dodaje, że humor "Kołysanki" "jest, niestety, mocno sitcomowy".
Pogrąża Machulskiego Karolina Pasternak w recenzji na stronach INTERIA.PL.
"'Kołysanka' to galeria zużytych i do bólu przerysowanych postaci: a to leniwych policjantów, to znów pijanych wieśniaków albo głupawych, ale urodziwych dziennikarek, a do tego żarty w stylu przychodzi głuchoniema na policję złożyć zeznania lub paraduje Niemiec w hełmie Wehrmachtu..." - notuje zniesmaczona recenzentka.
Cóż, fani "Ranczo Wilkowyje" i "Plebanii" powinni się cieszyć...
Zobacz zwiastun filmu "Kołysanka":
W piątek do kin trafił również biograficzny film "Amelia Earhart". Według Wojtka Kałużyńskiego z 'Dziennika" to "grzeczna opowieść, układna, zrobiona ściśle wedle klasycznego przepisu na kino biograficzne".
"Szkoda, że przez to doskonale nijaka i niewiele w gruncie rzeczy mówiąca o głównej bohaterce" - dodaje recenzent.
"Mirze Nair udała się rzadka sztuka - i fascynującą bohaterkę, i ciekawą historię, i znakomitych aktorów utopiła w Pacyfiku banału. Jeśli już coś z tego filmu się będzie pamiętać, to niezawodną Hilary Swank w głównej roli" - uważa Kałużyński.
Paweł T.Felis ("Wyborcza") zauważa, że jest w filmie Miry Nair "coś z rzewnego romansidła i pompatycznej powiastki z przesłaniem (grająca Amelię Hilary Swank co chwila rzuca pretensjonalne uwagi o wolności, przestworzach i marzeniach)", lecz "wszystko to daje ostatecznie niezamierzony efekt groteskowy" - pisze recenzent.
Jedyna zaletą filmu - według Marcin Pieńkowskiego - jest "oddanie realiów scenograficznych i kostiumowych". W recenzji na stronach INTERIA.PL pisze on, że filmu Nair "nie potrafiła uratować nawet Hilary Swank, uwięziona w pancerzu klisz i konwencjonalnych chwytów scenariuszowych".
Jeżeli film o lataniu zrealizowany jest bez polotu, to chyba rzeczywiście nie warto lecieć na niego do kina.
Zobacz zwiastun filmu "Amelia Earhart":
Ostatnią premiera tygodnia jest amerykańska komedia pod wielce wymownym tytułem - "Walentynki".
"Ten film jest jak pączek, z amerykańska zwany donatem: sztuczny, słodki, pokryty grubą warstwą lukru i pusty w środku. Ale przyznajmy się - od czasu do czasu każdy z nas ma chęć na takie delicje, zwłaszcza, gdy są tak obficie nadziane pierwszoligowymi gwiazdami Hollywood" - pisze, lekko rozmarzona Katarzyna Nowakowska ("Dziennik").
Paweł Mossakowski ("Wyborcza") zauważa zaś, że "Walentynki" "bardzo przypominają pamiętny film Richarda Curtisa 'To właśnie miłość'".
"I tu, i tam mamy do czynienia ze swoistą mozaiką losów, przeplatającymi się historiami, które w ten czy inny sposób związane są z MIŁOŚCIĄ obchodzącą 14 lutego imieniny" - pisze krytyk.
I dylemat - obejrzeć "To właśnie miłość" na DVD, czy wybrać się do kina na "Walentynki"?
Zobacz zwiastun filmu "Walentynki":