Reklama

Vivien Leigh: Miała siłę huraganu

Jej filmowa bohaterka Scarlett O'Hara mówiła: "Pomyślę o tym jutro". Ona zaś przejmowała się wszystkim na zapas. "Kołyszę się między szczęściem a nieszczęściem. Mówię, co myślę, niczego nie udaję i jestem przygotowana na konsekwencje moich zachowań" - twierdziła Vivien Leigh.
Vivien Leigh (1913-1967) /Hulton Archive /Getty Images

Piękność, stworzona do bałamucenia mężczyzn", "Najlepsze, co Wielka Brytania mogła dać Hollywood", "Gwiazda, na którą czekaliśmy", "Bogini!"- tak pisano o 26-letniej Vivien Leigh, gdy w 1940 roku odbierała Oscara za rolę Scarlett O'Hary w "Przeminęło z wiatrem" (1939). Ona jednak nie była zadowolona.

"Nie jestem gwiazdą filmową, a na pewno nie tylko nią. Jestem aktorką. Prawdziwą. Urodzoną po to, aby grać. Bycie gwiazdą oznacza życie w fałszu, dla złudnych wartości i taniego rozgłosu. Ja pragnę czegoś więcej" - cierpliwie tłumaczyła reporterom.

Reklama

Oni zaś zauważyli, że słodki kociak potrafi błyskawicznie zamienić się w drapieżną lwicę. I tak było przez całe jej życie.

Jedyny przyjaciel

Mała Vivian Mary Hartley lubiła sobie wyobrażać, że jest postacią z bajki. Łapczywie pochłaniała podsuwane jej przez mamę książki, a potem udawała, że jest Alicją w Krainie Czarów lub Małą Syrenką. Jako że urodziła się w Dardżyling w Indiach, wcześnie poznała hinduską mitologię. W zabawach wcielała się więc w boginię nocy Ratri i szczęścia Śri.

Po pierwszej wojnie światowej rodzice opuścili zielone wzgórza u stóp Himalajów. Rozpoczęli nowe życie w Anglii, a sześciolatkę posłali do katolickiej szkoły z internatem. Oderwana od świata, który znała i kochała, zaczęła fantazjować: "Będę sławna. Zagram sto wspaniałych ról i wszyscy mnie polubią".

Uważała, że ma już pewne doświadczenie. W końcu jako trzylatka wystąpiła na scenie amatorskiego teatrzyku. Zadeklamowała wtedy pięknie popularny wierszyk dla dzieci. "Te rymy znano za Szekspira" - pochwalił ją tata. Córka zapamiętała nazwisko pisarza, a gdy podrosła, przeczytała wszystkie jego dramaty. W wielu z nich później zagrała.

Zanim jednak do tego doszło, była samotnym dzieckiem, którego powiernikiem stał się stary kot. Dobrze, że zakonnice pozwalały jej zabierać go na noc do dormitorium. Wkrótce zaprzyjaźniła się też z Maureen O'Sullivan (matką Mii Farrow). Koleżanka tak jak Vivian marzyła o aktorstwie i dopięła swego wcześniej.

Z siłą huraganu

Był rok 1931, gdy 18-letnia panna Hartley zobaczyła film z udziałem Maureen. Podobno tak długo suszyła ojcu głowę, aż zapisał ją do Królewskiej Akademii Sztuki Dramatycznej w Londynie.

Wkrótce wyszła za mąż za prawnika Herberta Leigh Holmana. Młoda żona uważała, że jedyną dobrą rzeczą, jaką mu zawdzięcza, jest pseudonim sceniczny Vivien Leigh. Wybrała go, choć agent sugerował, by postawiła na April Morn.

U progu sławy, w 1935 roku, poznała Laurence'a Oliviera. Przyszła obejrzeć spektakl z jego udziałem. Potem on wybrał się do teatru "na Vivien".

"Miała siłę huraganu" - mówił. Nie wiedział, że nosiła w sobie ziarno szaleństwa, które niebawem da o sobie znać.

Wystąpili razem w inscenizacji "Hamleta" i filmie "Wyspa w płomieniach" (1937). Gdy zaś wyjechał do USA kręcić "Wichrowe wzgórza", spakowała podróżny neseser, zostawiła męża oraz córeczkę Suzanne i ruszyła za nim. "Słodki Larry jest moim całym światem" - powtarzała.

Równia pochyła

W Hollywood spełniło się jej marzenie. Otrzymała rolę w ekranizacji "Przeminęło z wiatrem".

Na planie pracowała bez wytchnienia. Wypalała do czterech paczek papierosów dziennie i wpadała na przemian w euforię bądź depresję. Kiedy przychodziły gorsze chwile, zamykała się w sobie. A potem zaczynała krzyczeć. Nazajutrz nic z tego nie pamiętała. Gigantyczny sukces, jaki odniosła, zdecydowanie ją przerósł.

Laurence Olivier był miłością jej życia i mężem w latach 1940-1960. Stał się również jej obsesją.

Był jednocześnie wrażliwy i zdecydowany. Znosił zmienne nastroje Vivien. Nie odszedł, gdy zdiagnozowano u niej psychozę maniakalno-depresyjną. Opiekował się nią, kiedy zachorowała na gruźlicę. Pocieszał, gdy dwa razy poroniła. Akceptował kochanków. Przede wszystkim zaś uwielbiał pracować z nią w filmach i teatrze.

Szczytowym osiągnięciem Leigh była rola obłąkanej Blanche DuBois w "Tramwaju zwany pożądaniem", nagrodzona w 1952 roku Oscarem.

"Dla dobra kreacji była gotowa czołgać się po potłuczonym szkle" - mówił reżyser Elia Kazan.

Niestety, wybitna aktorka czerpała coraz mniej radości z życia: "Jestem skorpionem, a one same się niszczą i zabijają" - stwierdziła gorzko.

W 1959 roku związała się z młodszym od siebie aktorem Jackiem Merivalem. Rok później przypieczętowała rozwód z Laurencem Oliverem.

Zmarła 8 lipca 1967 roku na gruźlicę, mając zaledwie 53 lata. W pokoju czuwał jej ukochany perski kot, a na szafce przy łóżku stało zdjęcie Oliviera.

Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Vivien Leigh
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy