Reklama

Ujarzmiona bestia 3D

"Robert Zemeckis wreszcie ujarzmił bestię" - tak Karolina Pasternak na stronach INTERIA.PL rozpoczyna recenzję filmu "Opowieść wigilijna". O co chodzi? O... technikę 3D.

To już trzeci film Roberta Zemeckisa, w którym tak niebagatelną rolę odgrywa technologia. O ile w "Beowulfie" i "Ekspresie polarnym" mogliśmy jeszcze kręcić głowami, to "Opowieść wigilijna" jest pod tym względem - według Pasternak - majstersztykiem.

"Znakomite są sekwencje, w których kamera początkowo obserwując miasto z lotu ptaka, stopniowo zniża się, aż wprowadza nas w samo centrum dziewiętnastowiecznego Londynu. Nagle jesteśmy zaatakowani feerią dźwięków i obrazów: otaczają nas rozkrzyczany tłum uliczny, kramy, wiktoriańskie budynki. A wszystko to jakby na wyciągnięcie ręki" - pisze recenzentka.

Reklama

Magdalena Michalska ("Dziennik") również nie kryje podziwu, zauważając że wspaniale w filmie Zemeckisa prezentują się tez aktorzy. "Doprowadzając do perfekcji technologię motion capture dał [reżyser] szansę rozwinąć skrzydła aktorom, którzy wszyscy wypadają w 'Opowieści wigilijnej' fantastycznie, a Scrooge w interpretacji Jima Carreya to majstersztyk. Okazuje się, że i do tyle razy przerabianego na wszelkie sposoby tekstu można jeszcze coś dodać" - notuje recenzentka "Dziennika".

Jednak Paweł T.Felis ("Gazeta Wyborcza"), doceniając walory "Opowieści wigilijnej", nie zapominał o pewnej przestrodze. "Doceniam oczywiście tę swego rodzaju bajkę-horror, doceniam też polski dubbing, a zwłaszcza świetną rolę Piotra Fronczewskiego, choć mam wrażenie, że gdyby Zemeckis pokusił o realistyczną ekranizację z aktorami, mógł powstać film ciekawszy, mniej powierzchowny, w sensie wizualnym nie tak efekciarski. Ale jednocześnie ostrzegam, że najmłodszych widzów do kina zabierać nie warto: na krzepiący finał trzeba czekać dość długo i nie tylko najbardziej wrażliwi mogą do niego nie dotrwać" - zauważa krytyk "Wyborczej".

Zobacz zwiastun filmu "Opowieść wigilijna":

Kolejna premierą tygodnia jest najnowszy film Michaela Hanekego - "Biała wstążka". Krytycy nie kryją zachwytu - wszak Złota Palma zobowiązuje.

"Znakomity, hipnotyzujący wręcz film, najlepszy z oglądanych przeze mnie w tym roku i, moim zdaniem, najlepszy też w coraz bardziej imponującym (weźmy niedawne 'Ukryte') dorobku austriackiego reżysera. Można mówić tu o 'arcydziele', gdyby słowo to nie zostało już tak zszargane i zużyte" - ekscytuje się Paweł Mossakowski ("Wyborcza").

Także Wojtek Kałużyński ('Dziennik") nazywa "Białą wstążkę" "jednym z najlepszych tegorocznych filmów". "Wychodzi jak zwykle z Hanekego okrutny, ograniczający się do behawioralnych obserwacji, moralista ostrzegający przed skażeniem lewicowymi i prawicowymi dogmatami. Wyłazi austriacki kompleks (dzielony z Bertholdem i Jelinek) nieumiejętności rozliczenia się z przeszłością. Ale siła jego filmu leży gdzie indziej. Nie w diagnozach, klarownych odpowiedziach, nie w kanonicznych interpretacjach, ale w niejasnościach, w niepokojąco amorficznej prawdzie o pewnym wycinku czasu i fragmencie przestrzeni uchwyconej na fotografii, w której najważniejsze jest to, co niewidoczne, a nie to, co oczywiste" - pisze recenzent "Dziennika".

O nietypowym kostiumie historycznym i typowej dla Hanekego tematyce pisze z kolei na stronach INTERIA.PL Stanisław Liguziński. "Haneke, nie zwykł stroić swoich bohaterów i konsekwentnie pracował na reputację moralisty epoki video. Zmienił się zatem entourage i zmieniło się nastawienie jury canneńskiego festiwalu, które uhonorowało wreszcie wybitnego filmowca. Tym, co zmianie nie uległo, jest natomiast interesujący go krąg tematyczny. Będzie więc o złu, winie, okrucieństwie i hipokryzji, oraz ich konsekwencjach i będzie na zimno" - podsumowuje Liguziński.

Zobacz zwiastun filmu "Biała wstążka":

Zaskakująco dobre noty zebrała kolejna premiera tygodnia - niskobudżetowy horror"Paranormal Activity". Według Wojtka Kałużyńskiego ("Dziennik") reżyser tej produkcji "osiągnął efekt udawanego autentyku". "Zresztą 'Paranormal Activity' był na początku reklamowany jako zbiór nagrań z rzeczywistego wydarzenia. I część publiczności uwierzyła, że "Paranormal Activity" to szczera prawda. Nie do końca trzyma się to wszystko logiki, ładu i składu, obecność kamery nie zawsze jest do końca umotywowana. Ale ma ten film moc dowodu, że nie zawsze eskalacja efektów ma sens. Manifestacje sił paranormalnych, które w profesjonalnie wyprodukowanym horrorze uznalibyśmy za słabe, ale po raz kolejny okazuje się, że napięcie zależne jest od kontekstu" - zauważa recenzent.

"Przyzwoitym średniakiem" nazywa "Paranormal Activity" Jacek Dziduszko (INTERIA.PL), ale zastrzega, że "dobrze się dzieje, że takie amatorskie realizacje trafiają do kin".

Cały jednak medialny szum może tylko zaszkodzić filmowi, który bez gigantycznej reklamy i tak znalazłby swojego widza. Mimo docierających do nas zza Wielkiej Wody głosów, że widzowie boją się wchodzić do własnej sypialni i nie mogą zmrużyć oczu kilka nocy z rzędu po seansie, trzeba pamiętać, że w swojej kategorii obraz pozostaje tylko przyzwoitym średniakiem" - zauważa Dziduszko.

Paweł Mossakowski z "Gazety Wyborczej" ma tylko jeden zarzut: "Nakręcony domowym sposobem na wideo; horror oparty na prostym, ale na swój sposób oryginalnym pomyśle - bez krzykliwych efektów specjalnych, obcinania głów, odpiłowywania nóg i tryskającej fontanny krwi. Ale niestety ma jedną poważną wadę: kiepsko straszy".

Zobacz zwiastun filmu "Paranormal Activity":

Do kin trafił w piątek również świeży laureat Grand Prix festiwalu Sputnik nad Polską - "Papierowy żołnierz". "Dziwny film, trochę irytujący, na pewno formalnie przestylizowany" - zanotował Łukasz Maciejewski ("Dziennik"), dodają, że film Aleksieja Germana jr "mnie nie wzrusza i nie przejmuje, ma natomiast rzadką w kinie europejskim lekkość. Germanowi udało się połączyć improwizacyjne doświadczenia nowej fali, za swobodą sundance'owego kina z najwyższej półki i z organicznością rosyjskiej historiozofii" - pisze Maciejewski.

Stanisław Liguziński (INTERIA.PL) ostrzega z kolei przed tym seansem... fanów "Star Treka".

"Film Aleksieja Germana jr. wystawia nasze przyzwyczajenia percepcyjne na próbę - nie jest rzecz jasna tak radykalny, jak choćby eksperymenty formalne Jamesa Benninga, ale w kontekście tego co pojawia się na ekranach naszych kin, stanowi propozycję wymagającą. Zmusza nas do skupienia, zwolnienia i aktywnego uczestnictwa w łączeniu elementów pochodzących w różnych warstw i porządków rzeczywistości" - pisze Liguziński.

"Jeśli zatem na 'Papierowego żołnierza' trafi miłośnik science-fiction to lepiej żeby było to fan Stalkera, niż Star Treka" - puentuje recenzent INTERIA.PL.

Paweł Mossakowski ("GW") docenia oryginalność młodego rosyjskiego reżysera. "'Papierowy żołnierz', w którym historia spotyka się z poezją i którego tytuł nawiązuje do słynnej pieśni Bułata Okudżawy, nie jest filmem łatwym, ale kto szuka w kinie artystycznej niejednoznaczności i oryginalności, ten je tutaj znajdzie" - "na około" zrecenzował film Germana krytyk "Wyborczej".

Zobacz zwiastun filmu "Papierowy żołnierz":

W piątek na nasze ekrany trafił także oryginalny dokument "Yes-meni naprawiają świat". "Prawdopodobnie wychodząc z tego seansu będziecie w najlepszym nastroju od miesięcy" - przewiduje Karolina Pasternak na stronach INTERIA.PL.

Zauważa przy tym, że twórcy filmu "posługują się gatunkiem szemranym - udawanym dokumentem czyli mocumentary, któremu złą sławę zrobił w szczególności Sacha Baron Cohen, swoimi filmami o Boracie. Oni wkręcają jednak ludzi nie tylko dla autopromocji, ale dla konkretnych celów, które - jak się okazuję w 'Yes-meni naprawiają świat' - tymi z pozoru tylko jałowymi żartami udaje im się osiągnąć" - pisze recenzentka.

Na produkcję narzeka jednak Katarzyna Nowakowska z "Dziennika". "Film pozostawia co nieco do życzenia. Na pewno byłoby lepiej, gdyby nakręcił go ktoś z zewnątrz, mniej zaangażowany emocjonalnie, obraz grzęźnie bowiem w niepotrzebnych niby-zabawnych inscenizacjach obrazujących kolejne fazy realizacji wywrotowych pomysłów. Brakuje też, wymaganej przez elementarną uczciwość, która powinna cechować dokument, głosu tej drugiej strony. Nie usłyszymy wypowiedzi żadnego przedstawiciela ośmieszonej firmy, nie dano im bowiem szansy obrony przed kamerą. To poważny błąd warsztatowy, jednak nie odbiera przyjemności obcowania z szalonymi happenerami" - pisze krytyczka.

Zobacz zwiastun filmu "Yes-Meni naprawiają świat":

W tym tygodniu do kin trafiła również amerykański film "Zaklęci w czasie"

"Nawet nie wiedząc o tym, że to produkcja oparta na opasłym bestsellerze Audrey Niffenegger (wydanym właśnie także w Polsce), po krótkim czasie orientujemy się, że film to nieudolne wypisy z literatury. Nic tu się nie dzieje, fabuła stoi w miejscu, choć bohater (Eric Bana) skacze jak szalony w czasie. Emocjonalne napięcie między nim, a szczerze mu oddaną piękną małżonką (Rachel McAdams), które jest właściwą treścią książki właściwie na ekranie nie istnieje" - Magdalena Michalska ("Dziennik") jest bezlitosna.

"Historia o tym, że miłość zawsze jest trudna? Że wytrzymać z mężczyzną może tylko ludzki anioł? Z prawieniem banalnych mądrości twórcy radzą sobie nieźle, z pomysłami na to, jak zainteresować nimi widzów, już znacznie gorzej" - Paweł T.Felis ("Wyborcza") również nie daje filmowi żadnych szans.

Zaklętych w czasie" przed ostateczną klęską ratuje Martyna Olszowska (INTERIA.PL): "Film, choć słaby, ma mimo wszystko sporo uroku i pod koniec może nawet zainteresować. Sentymentalny wyciskacz łez o miłości idealnej zaklętej w czasie ma zapewne przyciągnąć do kin w jesienne wieczory kobiece grono, choć pasuje raczej do mentalności nastolatek. Te jednak przez najbliższy czas przeżywać będą losy Edwarda i Belli. Z taką konkurencją film Schwentke nie wygra".

Zobacz zwiastun filmu "Zaklęci w czasie":

A propos. "Saga 'Zmierzch': Księżyc w nowiu"? "Pokaz prasowy filmu odbył się po zamknięciu niniejszego numeru" - tyle Paweł Mossakowski ("Wyborcza"). Nie udało się także "Dziennikowi": "Druga odsłona przygód bohaterów 'Zmierzchu' jest przez producentów obliczona na wielki hit kasowy. Aby więc wybredni krytycy nie zniszczyli tego planu, film zostanie pokazany prasie na parę minut przed kinową premierą" - pisze Karolina Nowakowska.

Film zobaczyła za to recenzentka INTERIA.PL. "Ze słabego scenariusza dobry film nie powstanie, czasem jednak z beznadziejnej książki powstać może całkiem sprawny scenariusz, a w konsekwencji i niezły film" - pisze Martyna Olszowska, doceniając pracę scenarzystki Melisy Rosenberg.

"Zamiast cierpień miłosnych i głębokich 'metafur' w postaci pustych, białych kartek symbolizujących otępienie i wewnętrzną pustkę po odejściu Edwarda (to w książce), decyduje się pokazać rzeczy, o których bohaterowie w powieści jedynie rozmawiają (jak żądna zemsty wampirzyca Wiktoria). Całość uwspółcześniła i posypała zabawnymi wstawkami (zwłaszcza w relacjach z ojcem czy kolegami), które mają za zadanie po chwilach grozy rozluźnić atmosferę. To, co na papierze męczy, na ekranie zaczyna wciągać. Rosenberg wie, jak rozłożyć odpowiednie akcenty w swojej historii. Meyer nie. Może więc dlatego nie warto sięgać po książkę?" - kończy retorycznie recenzentka.

Zobacz zwiastun filmu "Księżyc w nowiu":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pasternak | papierowy | świat | żołnierze | Zemeckis | opowieść | horrory | dziennik | Bestia | film

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy