Reklama

"Sofia": Za seks pozamałżeński można trafić do więzienia

"Takie sytuacje zdarzają się w Maroku dość często. Nie wolno tam uprawiać seksu pozamałżeńskiego. Każdy słyszał o dzieciach, których rodzice nie byli małżeństwem. To trudna sytuacja, bo zarówno matka, jak i ojciec mogą zostać skazani i trafić do więzienia. W takim wypadku jedynym rozwiązaniem jest szybki ślub" - mówi Meryem Benm'Barek-Aloïsi, reżyserka filmu "Sofia". Obraz trafi na ekrany polskich kin 23 listopada.

"Takie sytuacje zdarzają się w Maroku dość często. Nie wolno tam uprawiać seksu pozamałżeńskiego. Każdy słyszał o dzieciach, których rodzice nie byli małżeństwem. To trudna sytuacja, bo zarówno matka, jak i ojciec mogą zostać skazani i trafić do więzienia. W takim wypadku jedynym rozwiązaniem jest szybki ślub" - mówi Meryem Benm'Barek-Aloïsi, reżyserka filmu "Sofia". Obraz trafi na ekrany polskich kin 23 listopada.
Bohaterka filmu "Sofia" /materiały prasowe

Współczesne Maroko, gdzie tradycja miesza się z nowoczesnością. Dwudziestoletnia Sofia mieszka z rodzicami w Casablance. Jest w ciąży, ale nawet sama przed sobą nie chce się do tego przyznać. Seks pozamałżeński jest w jej kraju karany więzieniem. Sofia musi podjąć decyzje, które uratują honor jej rodziny i zaważą na całym jej życiu.

Reżyserka Meryem Benm'Barek-Aloïsi, niczym irański twórca Asghar Farhadi, pokazuje obraz społeczeństwa przez pryzmat problemów i lęków swoich bohaterów. Choć życie Sofii determinuje miejsce urodzenia, to dziewczyna znajduje w sobie siłę, by pokierować swoim życiem.

Reklama

Autorka filmu urodziła się w 1984 roku w Rabacie. Studiowała arabistykę w Narodowym Instytucie Języków i Cywilizacji Orientalnych w Paryżu. W 2010 roku zaczęła studia reżyserskie na INSAS w Brukseli. Podczas studiów wyreżyserowała pięć filmów krótkometrażowych, między innymi "Nor" (2013) i "Jennah" (2014), które prezentowano na licznych festiwalach międzynarodowych. "Sofia", jej pierwszy film długometrażowy, otrzymał między innymi nagrodę za scenariusz na festiwalu w Cannes (sekcja Un Certain Regards).

O pracy nad filmem opowiada Meryem Benm'Barek-Aloïsi.

"Sofia" opowiada o młodej Marokance, która wypiera swoją ciążę i rodzi dziecko z pozamałżeńskiego związku. Skąd wziął się ten pomysł?

Meryem Benm'Barek-Aloïsi: - Gdy byłam nastolatką, matka opowiedziała mi historię dziewczyny, którą przyjęli moi dziadkowie. Miała siedemnaście lat, a moja mama, niewiele od niej starsza, pewnego dnia przypadkiem odkryła, że dziewczyna jest w ciąży i wkrótce urodzi. Trzeba było jak najszybciej zorganizować ślub. Takie sytuacje zdarzają się w Maroku dość często. Nie wolno tam uprawiać seksu pozamałżeńskiego. Każdy słyszał o dzieciach, których rodzice nie byli małżeństwem. To trudna sytuacja, bo zarówno matka, jak i ojciec mogą zostać skazani i trafić do więzienia. W takim wypadku jedynym rozwiązaniem jest szybki ślub.

- Trzeba zrozumieć, że w Maroku małżeństwo nadal jest symbolem sukcesu i że wszyscy do niego dążą. Dzięki niemu ustala się swoją pozycję społeczną. Dlatego wesela muszą być jak najwystawniejsze i pełne przepychu. Żyjemy w społeczeństwie na pokaz, gdzie bardzo ważne jest, jaki stworzymy obraz siebie i swojej rodziny. Rodzice Sofii bardziej przejmują się tym, że ojciec dziecka pochodzi z niskiej klasy społecznej, niż samym dzieckiem. Ciąża ich córki jest mniejszą hańbą niż jej ślub z chłopakiem, pochodzącym z ubogiej dzielnicy. Chodzi oczywiście o ratowanie honoru rodziny i córki, ale przede wszystkim o zachowanie pozycji w oczach innych.

Czyli "Sofia" jest filmem o podziałach społecznych w marokańskim społeczeństwie?

- To współczesny portret tego kraju. Nie chciałam robić filmu, który opowiadałby tylko o sytuacji kobiet w Maroku, postrzeganych jako ofiary systemu patriarchalnego, bo uważam, że nie da się mówić o sytuacji kobiet bez mówienia o całości społeczeństwa. Miejsce kobiet w społeczeństwie określają jego ramy socjalno-ekonomiczne. I to właśnie pokazuje "Sofia".

- Urodziłam się w Maroku, a dorastałam w Belgii, gdzie studiowałam reżyserię. Jednak po ukończeniu studiów zdecydowałam się wrócić do kraju mojego urodzenia i z perspektywy dorosłej osoby doświadczyć tego, jak funkcjonuje marokańskie społeczeństwo i co ma do zaoferowania młodzieży. Podziały społeczne są tak głębokie, że hamują postęp. Młodzi ludzie z ubogich środowisk są ograniczeni swoją pozycją społeczną. Nie mają nadziei na przyszłość. Istnieje szklany sufit, który zmusza ich do pozostania w tej samej sytuacji społecznej, w jakiej się urodzili. Przyszłość ludzi jest całkowicie zależna od ich pochodzenia. System edukacji także nie jest skonstruowany tak, by odwrócić tę sytuację i zakończyć z podziałami społecznymi. Najlepsze szkoły są prywatne i bardzo drogie, zaś szkoły publiczne są bardzo zaniedbane. W efekcie młodzi ludzie z bogatych i ubogich środowisk nigdy się nie spotykają. Każdy dorasta po swojej stronie społecznego podziału.

Sofia i jej kuzynka Lena doskonale ucieleśniają te dwie twarze marokańskiego społeczeństwa - tradycyjnego, ale zwracającego się ku Zachodowi. W takim razie jakie one są?

- Obawy tych postaci są doskonałą wskazówką, jak funkcjonuje społeczeństwo marokańskie. Tak właśnie wymyśliłam tę historię. Sofia i Lena wychowały się w różnych kręgach. Sofia pochodzi z bardzo tradycyjnej rodziny z klasy średniej. Jej francuski jest niepewny, co jest prawdziwym wskaźnikiem przynależności klasowej w Maroku. Jest w stanie zdobyć pracę najwyżej w call center, a i stamtąd ją wyrzucają. Lena natomiast pochodzi z bardzo zamożnej rodziny. Lepiej mówi po francusku niż po arabsku. Jest bardzo kobieca, prowadzi życie towarzyskie, ma wykształcenie uniwersyteckie. Jej rodzice to marokańska matka i francuski ojciec. Te czynniki sprawiają, że jest bardziej wyzwoloną osobą niż Sofia.

Francuski wuj Sofii, ojciec Leny, jest jak opiekuńczy cień chroniący rodzinę. Wszyscy mówią o Jean-Lucu, ale nigdy go nie widzimy.

- To był świadomy wybór, który podjęłam na wczesny etapie pisania scenariusza. Miał się nigdy nie pojawić na ekranie. Przez cały film go nie widzimy, a jednak jego obecność i wpływ wydają się z tego powodu silniejsze. Jean-Luc jest dla rodziny Sofii potężną siłą, bo jest kluczem do ich awansu społecznego. Ta postać pokazuje bardzo wiele na temat marokańskiego społeczeństwa i uprzywilejowanej pozycji, jaką w jego oczach nadal mają Francuzi. Postrzegani są, jako ci z pieniędzmi i władzą. Tak uważają głównie klasy średnie i średnie wyższe. Klasa robotnicza znacznie mniej chętnie przyjmuje wszechwładność Francuzów. Szczególnie młodsze pokolenie, świadome, że Maroko było francuską kolonią.

Kolejnym męskim bohaterem filmu, a może również ofiarą w tej historii, jest Omar. 

- Właśnie tak. Omar jest ofiarą. Jego opinia tak naprawdę nigdy się nie liczy. Ma być mężczyzną w rodzinie, ale nie umie stawić czoła nowym obowiązkom. Jest kruchy emocjonalnie. Gdy w życiu jego rodziny pojawia się Sofia, matka Omara natychmiast orientuje się, co może być stawką i jak mogłaby wykorzystać tę sytuację. Postrzega ślub, jako możliwość awansu dla Omara, sposób na ukojenie jego niepokojów, czy zmuszenie go do wzięcia na barki losu rodziny. Dzięki temu będzie mógł zaspokoić jej potrzeby, bo Jean-Luc da mu pracę. Z tej perspektywy ten film jest również pytaniem o sytuację mężczyzn. To oni mają być odpowiedzialni za dobrostan rodziny i na nich spoczywa ogromna presja społeczna.

"Sofia" to twój pierwszy film fabularny. Jego naturalizm jest bardzo wyraźny. Jakie były twoje odniesienia estetyczne?

- Chciałam, żeby oprawa filmu była bardzo prosta. Nie potrzebowałam niczego "modnego". W kinie cenię Ashgara Farhadiego, Nuriego Bilge Ceylana i Cristiana Mungiu. Ci niezależni reżyserzy inspirowali mnie zarówno w warstwie formalnej, jak i treściowej. Ashgar Farhadi ma dar pokazywania irańskiego społeczeństwa poprzez lęki i obawy swoich bohaterów. Używa efektów spoza ekranu, a oprawa jego filmów nigdy nie jest ostentacyjna. Cristian Mungiu także wykorzystuje efekty spoza ekranu, jak w "4 miesiącach, 3 tygodniach i 2 dniach". Ma też doskonałą umiejętność kadrowania, szczególnie w scenach kręconych kamerą z ręki. "Sofia" zaczyna się jak thriller społeczny, a potem staje się studium społeczeństwa.

Dlaczego jako miejsce akcji "Sofii" wybrałaś Casablancę?

- Po pierwsze dlatego, że to miasto znam najlepiej w Maroku. Ale głównie dlatego, że w tej finansowej stolicy kraju najlepiej widać podziały społeczne. Wszyscy przyjeżdżają do Casablanki w poszukiwaniu pracy. Próbują się wspiąć wyżej na drabinie ekonomicznej. Różne dzielnice, z których składa się miasto, są doskonałą repliką całego marokańskiego społeczeństwa. Zdjęcia nagrywałam w dzielnicach, które, moim zdaniem, najlepiej odpowiadały tematowi filmu. Derb Sultan, gdzie mieszka rodzina Omara, to jedna z najstarszych dzielnic, zamieszkiwana przez klasę robotniczą. W śródmieściu, gdzie żyje rodzina Sofii, dominuje architektura kolonialna, przypominająca o historii kraju. Anfa, gdzie mieszka Lena z rodzicami, to największe skupisko willi i posiadłości.

Jak, twoim zdaniem, "Sofia" zostanie odebrana w Maroku?

- Zadbałam o to, żeby nie było powodu do cenzurowania tego filmu. Było dla mnie ważne, żeby mogło go obejrzeć jak najwięcej osób, co mogłoby wywołać poważna dyskusję o tematach podjętych w filmie. Mam nadzieję, że widzowie znajdą w tej historii elementy, z którymi mogą się identyfikować, bo chciałam, żeby była jak najbardziej przystępna. Bardzo też starałam się unikać stereotypów. Nie wydaję osądów. Ja tylko przedstawiam rzeczywistość. W Maroku codziennie 150 kobiet rodzi dzieci ze związków pozamałżeńskich. Mogą przez to trafić do więzienia. Je i ich dzieci czeka stygmatyzacja.

(na podstawie materiałów dystrybutora, firmy Best Film)



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sofia (film)

Reklama

Reklama

Reklama