"RED": Emeryci, ale mogą przywalić
- Raczej rzadko dane jest człowiekowi pracować z grupą aktorów, których od dawna podziwia. A tak było w tym przypadku. Powstało kółko wzajemnej adoracji - powiedział Bruce Willis przy okazji premiery filmu "RED". Co działo się na planie produkcji? O tym opowiadają m.in. Helen Mirren, Morgan Freeman i John Malkovich. Czytaj tylko w INTERIA.PL!
- Zebranie takiej obsady przypominało mi czasy, kiedy szukałem ekipy do "Ocean's Eleven". Zaczyna się od jednej osoby, a później idzie już z górki - wyznaje Lorenzo di Bonaventura, wybitny hollywoodzki producent filmowy.
Rzeczywiście. "RED" to komedia sensacyjna w wymarzonej obsadzie. Bohaterów filmu grają bowiem: Bruce Willis, Morgan Freeman, John Malkovich, Helen Mirren, Brian Cox, Mary Louise Parker, Karl Urban, Richard Dreyfuss i Ernest Borgnine.
Przy okazji amerykańskiej premiery filmu, odtwórcy głównych ról spotkali się z dziennikarzami i zdradzili, jak wyglądała praca na planie. Poznajmy sekrety RED.
Mówią o nich RED - Radykalni Emerytowani Degeneraci. Kiedyś byli najlepszymi agentami CIA. Mają na swoim koncie misje uznane za niemożliwe. Narażali własne życie i znali wszystkie rządowe tajemnice. Teraz są celem numer jeden.
A wszystko zaczyna się tak... Frank Moses (Bruce Willis) od czasu zakończenia czynnej służby wraz z młodziutką Sarą (Mary-Louise Parker) wiedzie spokojne życie na przedmieściach. Pewnego dnia do jego domu wpada brygada zamaskowanych zabójców. Były agent CIA nie zapomniał, jak się zabija - rozprawienie się z intruzami zajmuje mu kilkanaście sekund. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, że to dopiero początek. Wie, że jedyną obroną w tym wypadku jest atak. Moses postanawia zebrać starą, nieco zwariowaną już z upływem czasu, ekipę. Obierają za cel kwaterę główną CIA, aby dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi.
Na czele ekipy stoi Bruce Willis, aktor, który próbował swoich sił w każdym możliwym gatunku, od dramatów ("Szósty zmysł"), poprzez komedie ("Ze śmiercią jej do twarzy"), po kino akcji (seria "Szklanych pułapek" oraz "Armageddon").
- Ten wybór był dla nas całkowicie oczywisty, wszyscy chcieliśmy, żeby Bruce zagrał tę rolę i modliliśmy się, by się zgodził - mówi Lorenzo di Bonaventura.
- Było w tym projekcie coś oryginalnego. Coś, co mnie od początku zaintrygowało. Jest tu i szpiegostwo, i komedia, i romans, i dużo akcji, a pod wierzchnią warstwą ukryty został motyw samotności oraz poczucia odrzucenia z tego tylko powodu, że się jest za starym, by ciągle bawić się w te klocki. Uznałem, że to świetny pomysł na fajny film - wyjaśnia Willis.
- Do pracy nad tym projektem udało się zgromadzić sporą grupę filmowych gwiazd, jakieś kilkanaście osób. Czy było ciężko? Sam nie wiem - dodaje.
- To było niesamowite doświadczenie aktorskie. Raczej rzadko dane jest człowiekowi pracować z grupą aktorów, których od dawna podziwia. A tak było w tym przypadku. Powstało kółko wzajemnej adoracji, ale świetnie się bawiliśmy. Najlepsze jest jednak to, czego widzowie doświadczą w trakcie trwania filmu i jestem pewien, że będą o tym później rozmawiać, rozkładać sceny, analizować przesłanie. Bardzo fajne z perspektywy widza będzie również to, że film jest skonstruowany w taki sposób, że co pięć, może dziesięć minut pojawia się kolejny znany aktor, dołączając do filmowej ekipy - wspomina aktor.
W tej grupie może nieco zaskakiwać obecność Helen Mirren, laureatki Oscara za pierwszoplanową rolę kobiecą w filmie "Królowa". Victoria, którą gra Mirren, jest brytyjską ex-agentką, która obecnie prowadzi motel, ale ciągle przyjmuje na boku nowe zlecenia.
Nie przywykliśmy, aby oglądać brytyjską gwiazdą w filmach akcji, w dodatku z bronią w ręku... Aktorka bezceremonialnie przyznała, że do udziału w filmie skusiła ją przede wszystkim możliwość spotkania na planie... Bruce'a Willisa.
- Zafascynowała mnie przede wszystkim możliwość pracy z Bruce'em. To brzmi jak banał, kiedy ludzie mojego pokroju wyznają: "O Boże, ależ on wspaniały!", ale taka jest prawda. Od samego początku byłam nim zachwycona. To bardzo miły człowiek, na dodatek utalentowany i bardzo szczodry aktor. A w przypadku jego sławy i gwiazdorskiej pozycji nie jest to takie oczywiste - wyznaje Helen Mirren.
- Sukces może człowieka odseparować od ludzi. Bruce natomiast po prostu kocha przebywać z ludźmi, uczestniczyć, być częścią grupy, a nie stać z boku. To wspaniały facet i świetny aktor, który sprawdza się również w rolach charakterystycznych.
Pracy z Willisem również ciepło wspomina Mary-Louise Parker (filmowa Sarah).
- Bruce czuje się bardzo dobrze przy kręceniu takich filmów, chyba najlepiej z całej ekipy. Mogłam mu zaufać w wielu kwestiach, o których nie miałam najmniejszego pojęcia. Jest też bardzo zdyscyplinowany i świetnie przygotowany. Zawsze wie, w którym momencie scenariusza aktualnie jesteśmy. To doprawdy imponujące. Jest bardzo zaangażowany w to, co robi, widać to po nim, po tym, ile pracuje nad rolą, ile wkłada w nią wysiłku i pomysłów. Praca z taką osobą to czysta przyjemność.
Z kolei Karl Urban wspomina zabawną sytuację, która przydarzyła mu się w scenie z Brucem Willisem.
- Jest taka scena, w której Frank Moses wchodzi do mojego biura, podczas gdy ja piję filiżankę kawy. Patrzę na niego ze zdziwieniem, nie wiedząc, co dalej zrobić. I nagle rzucam w niego tą filiżanką. Podczas pierwszego ujęcia zrobiłem to tak szybko, że nie zdążył zareagować i zasłonić się ręką. BUM! Rozbiła się na jego twarzy i lekko go zraniła. Czułem się później fatalnie. Bruce przyjął to w sumie bardzo spokojnie, natomiast jego specjalista od makijażu patrzył na mnie złowieszczo.
Nie tylko Bruce Willis wzbudzał ciepłe uczucia podczas pracy na planie filmu "RED". O Helen Mirren w samych superlatywach wypowiada się Brian Cox, który gra byłego agenta sowieckiego z okresu Zimnej Wojny. Ivan Simanov z jednej strony był wrogiem Victorii [gra ją Helen Mirren - red.], ale z drugiej - był w niej zakochany.
- Uważam, że Helen stała się fenomenalną aktorką. Jest obecnie wielką damą angielskiego teatru, ale nie opisałbym jej tak, kiedy pracowałem z nią lata temu. Choć z pewnością emanowała z niej jakaś wielkość. Niemniej w tamtych czasach była... bardzo, bardzo seksowna. Wielu straciło dla niej głowę. Po części dlatego, że w angielskim teatrze nie było nigdy kogoś takiego jak ona - ma w sobie rosyjską krew, co nadaje jej niezwykłych właściwości. Jest bardzo zmysłowa, niesamowicie seksowna i roztacza wokół siebie mocny erotyzm.
- To wyborna kobieta. I znakomita w tym, co robi. Praca na planie "RED" była dla nas bardzo miło spędzonym czasem. Mam nadzieję, że ona zgodzi się z moją opinią.
Grupę RED uzupełniają m.in. Morgan Freeman, który gra Joe Mathesona, starszego członka drużyny oraz John Malkovich, wcielający się w Marvina Boggsa, mistrza kamuflażu z CIA, który z agenta operacyjnego stał się królikiem doświadczalnym, szprycowanym przez Agencję LSD.
- Nie ma nic lepszego niż chodzenie do pracy z ludźmi, których się podziwia, którzy zawsze wnoszą na plan coś niezwykłego. Podczas kręcenia "RED" nie było żadnego gwiazdorstwa, wszyscy pracowali na najwyższych obrotach - mówi Morgan Freeman.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że nad aktorami na planie świetnie panował reżyser Robert Schwentke.
- Świetnie mi się z nim pracowało - spokojny, opanowany. Kręcenie widowiskowych filmów jest trudne, a on był zawsze perfekcyjnie przygotowany. A przynajmniej zawsze był, kiedy ja przebywałem na planie. Zawsze w dobrym nastroju, pracujący cierpliwie z aktorami, których bardzo lubi obserwować. Potrafi przekazać to, co chciałby osiągnąć, szybko, klarownie i efektywnie - wyjaśnia John Malkovich.
- Trzeba pamiętać, że aktorzy są często jak wrzody na tyłku. Naprawdę tacy jesteśmy - zawsze chętni do przedyskutowania sceny, zawsze dociekający dlaczego to, a dlaczego tamto. Reżyserom musi być czasami ciężko - dodaje z uśmiechem Bruce Willis.
Film "RED" to według Briana Coxa, "bardzo rozrywkowe kino, które nie bierze siebie do końca na poważnie".
- Jest w nim sporo satyry, ale ten film jest tak naprawdę złożony z wielu różnych styli. Ma wpisane w fabułę cięte poczucie humoru, a także wiele elementów pastiszu. W pewnym sensie to swego rodzaju dekonstrukcja. Dzięki temu film jest jeszcze fajniejszy. Nie jest to z pewnością "Krucjata Bourne'a", gdzie wszystko jest całkowicie na poważnie, a stawka jest bardzo, bardzo wysoka. W "RED" stawka jest również wysoka, ale świat przedstawiony jest trochę bardziej szalony. To rzeczywistość podniesiona do potęgi, ale dzięki temu niezwykle interesująca, również z aktorskiego punktu widzenia - wyjaśnia Cox.
Film "RED" można oglądać na ekranach polskich kin od piątku, 15 października.
Przeczytaj naszą recenzję filmu "RED"!
Ma podstawie materiałów udostępnionych przez Monolith Films, dystrybutora filmu "RED".