Reklama

Pamiętajmy, kim był Has

10 lat temu, 3 października 2000 roku, zmarł Wojciech Jerzy Has. Określany jako "wizjoner", "magik", "oryginał" polskiego kina, ostatnie lata swojego życia spędził samotnie, zapomniany przez widzów, chorując w mieszkaniu na łódzkim blokowisku.

Co zostawił po sobie ten wyjątkowy twórca? Przede wszystkim 14 pełnometrażowych filmów fabularnych, zrealizowanych w ciągu 31 lat pracy: dzieła takie, jak nagrodzone w 1973 roku przez jury festiwalu w Cannes "Sanatorium pod Klepsydrą", "Rękopis znaleziony w Saragossie", "Pożegnania" czy "Jak być kochaną?" oraz nagrody i wyróżnienia, uzbierane na festiwalach rozrzuconych po całym świecie: Locarno, San Francisco, San Sebastian.

Filmy Hasa wymykają się klasyfikacjom. Reżyser zawsze stronił od podejmowania publicystycznie palących kwestii, interesowało go tylko kino indywidualne. Mówił: "Nie chodzi mi o to, aby robić filmy w ogóle. Idzie mi o to, aby robić swoje filmy". Był artystą, któremu socjalistyczna władza państwowa dramatycznie podcięła skrzydła. Po realizacji swojego największego życiowego przedsięwzięcia, "Sanatorium pod Klepsydrą", oskarżony o "formalizm" Has przez następną dekadę znosić musiał upokorzenia, jakimi było odrzucanie kolejnych propozycji scenariuszy.

Reklama

Do kogo kierował swoje filmy? Reżyser mówił tak: "Ludzie dzielą się na takich, którzy dzielą się logiką i na tych, których wyobraźnia lubi ponosić. (...) Nie muszę dodawać, że ja cenię tych drugich, z wyobraźnią nieskrępowaną logiką".

Formowanie się Hasa

Wojciech Has urodził się w 1925 roku w Krakowie. Zapytany pół wieku później przez Tadeusza Sobolewskiego o obecną w swoich filmach atmosferę rozkładu i schyłku, tłumaczył: "Moje dzieciństwo przypadało na lata kryzysu. Pamiętam, jak ojciec wynosił z domu obrazy na sprzedaż. Potem okupacja. Rozpad całej egzystencji. A potem czasy stalinowskie. Nieustanna, postępująca destrukcja".

W czasie okupacji hitlerowskiej przyszły twórca "Sanatorium pod Klepsydrą" studiował w krakowskiej Kunstgewerbeschule, Szkole Rzemiosł Artystycznych. Zajęcia odbywały się w Akademii Sztuk Pięknych, której działanie zostało zawieszone w czasie wojny. Mimo, że zarządzana przez Niemców, wykładali na niej tacy świetni profesorzy, jak Mehoffer czy Pautsch. Przez Kunstgewerbeschule przeszli znani, powojenni, polscy malarze: Mikulski, Nowosielski czy Szancenbach.

Zobacz fragment "Sanatorium pod Klepsydrą":

Has początki swojej obecności w szkole wspominał z przymrużeniem oka. "Tak naprawdę o plastyce mieliśmy wtedy niewielkie pojęcie. Pamiętam dawano nam do polerowania kamienie litograficzne. Odbijaliśmy na nich potem fałszywe bilety tramwajowe, a starsi koledzy - fałszywe kenkarty". W szkole rzemiosł Has poznał przyjaciela Andrzeja Kijowskiego, późniejszego krakowskiego krytyka sztuki, a także współpracownika [na podstawie utworu Kijowskiego powstał scenariusz do hasowskich "Szyfrów" - red.].

Po rozwiązaniu szkoły w 1943 roku Has trafił w Góry Świętokrzyskie, gdzie pracował w kopalni. Do Akademii Sztuk Pięknych, już pod właściwą nazwą, wrócił po wojnie. "Tu nauczyłem się rzemiosła" - powiedział później. To jednak nie malarstwo pochłonęło ostatecznie Hasa, właściwy kierunek jego życiu nadał ukończony w 1946 roku Kurs Przysposobienia Filmowego. Has zaczął od filmu animowanego. "Jeśli byłem czymś zafascynowany, to Disneyem. Jeszcze z dzieciństwa. I kiedy po wojnie przyszedłem do Instytutu Filmowego to właśnie z chęcią robienia animacji".

Wkrótce jednak zrezygnował z animacji na rzecz dokumentów. Rozpoczął pracę w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie. We wdrażanym na ziemie polskie socrealizmie bardzo trudno było o realizację własnych, autorskich pomysłów. Pierwszy, średniometrażowy film Hasa - "Harmonia" nie był szeroko rozpowszechniany i dziś, raczej mało kto o nim pamięta. Reżyser był krytyczny wobec swoich pierwszych filmów dokumentalnych, "Moje miasto" i "Ulica brzozowa". Zaznaczał: "Tam jest jedna rzecz dziś rażąca... komentarz. Wtedy nie mogło być filmu bez komentarza".

Po nakręceniu jednego z filmów oświatowych dla szkół, "Karmnik Jankowy", w którym z operatorem Mieczysławem Jahodą zrobili ujęcie stojącego na miedzy, pośród mgły, dziwnego, wieloramiennego wiatraka, władze komunistyczne po raz pierwszy oskarżyły go o "formalizm". Trzydzieści lat później te same zarzuty zatrzymają rozwój kariery reżyserskiej Hasa.

Początki w filmie pełnometrażowym

Film dokumentalny nie był gatunkiem z którego Has miał zasłynąć. Kiedy tylko pojawiła się okazja zrealizowania filmu pełnometrażowego, reżyser z niej skorzystał. 55 rok był w polskiej polityce i kulturze czasem odwilży. Ukazał się "Poemat dla dorosłych" Ważyka, w Arsenale zorganizowano wystawę nowego polskiego malarstwa, na łamach tygodnika młodych "Po prostu" swoje teksty zaczęli drukować tacy artyści, jak Agnieszka Osiecka czy Marek Hłasko. To właśnie na podstawie opowiadania Hłaski powstał pierwszy pełnometrażowy film Wojciecha Jerzego Hasa. Nosił on tytuł "Pętla". W główną rolę, alkoholika, który przez jeden dzień musi wytrwać bez kropli trunku, wcielił się Gustaw Holoubek. Akcja filmu toczy się w brzydkim, zniszczonym wojną mieście. Powolna narracja i umiejętnie kreowana scenografia, podkreślają beznadziejność sytuacji, w której znajduje się główny bohater.

Zobacz fragment filmu "Pętla":

Już tym filmem Has pokazał swoją odrębność od innych polskich twórców. W czasie, kiedy rodziła się tzw. "szkoła polska", kiedy reżyserzy po raz pierwszy mogli wypowiedzieć się na temat II wojny światowej z perspektywy obdartej ze stalinowskiej propagandy, kiedy powstawały "Kanał", "Popiół I diament", "Eroica", "Krzyż walecznych", Has stworzył kameralny dramat egzystencjalny, nie mający z wojną nic wspólnego.

Okupacja odegra u niego dużą rolę dopiero w filmie "Jak być kochaną?" z 1962 roku, w momencie gdy krytyka zaczynała mówić o końcu "szkoły polskiej". Nawet jednak w tym filmie wojna nie jest dla Hasa najważniejsza. W opartym na opowiadaniu Kazimierza Brandysa scenariuszu, główny nacisk położony jest na nieodwzajemnioną miłość aktorki, do ukrywającego się w jej mieszkaniu przed gestapowcami, Wiktora. Krytyk, Konrad Eberhardt napisał o filmie: "Tych dwoje ludzi bezskutecznie usiłuje się ratować; ona jego od śmierci, on ją - od samotności; zresztą wysiłki ich nie zdają się na nic. Dawno film polski nie pokazywał nam tak gorzkiego morału".

"Jak być kochaną?" było dużym sukcesem frekwencyjnym oraz artystycznym. Reżyser został uhonorowany dyplomem na MFF w Edynburgu oraz w Cork, nagrodą FIPRESCI w Bejrucie i "Złotymi Wrotami", nagrodą dla najlepszego filmu festiwalu w San Francisco, a także Złotą Kaczką przyznawaną przez pismo "Film".

Między innymi dzięki tej produkcji, Has mógł liczyć na niezależność. "W tamtych latach Gomułka chciał, żeby robić filmy, które by się jemu podobały" - powiedział później reżyser. "Tłumaczono mu, że trzeba się liczyć z opinią światową. On na to: dajcie pięciu reżyserom prawo, niech robią, co chcą. A reszta niech robi kino dla mnie.Widocznie ja się do tej piątki zaliczałem" - podsumowywał.

Has miał prawo do realizacji swych ambitnych zamierzeń. Jednym z największych był "Rękopis znaleziony w Saragossie". Kolosalna adaptacja XVIII- wiecznej "szkatułkowej" prozy Jana Potockiego. Film powstały w 1964 roku, niesamowity jak na swoje czasy. Z jednej strony odwołujący się do modnej ówcześnie formuły filmu kostiumowego, z drugiej bawiący się narracją w niespotykany, w ówczesnym kinie komercyjnym, sposób.

Zobacz fragment filmu "Rękopis znaleziony w Saragossie":

Trzygodzinna opowieść o losach Alfonsa van Wordena, znalazła wielu swoich zwolenników, poza naszym krajem. Wszak tym filmem zachwycali się Scorsese i Bunuel. Spoglądając na "Dyskretny urok burżuazji" czy "Widmo wolności" tego drugiego, widzimy wspólną więź między Hasem a hiszpańskim reżyserem.

Autor "Rękopisu" tłumaczył swoim widzom film w ten oto sposób: "Cała konstrukcja polega tu na jednym potoku narracyjnym. Jest to zabawa w składankę, doprowadzona prawie do absurdu. Czy to nie jest kpina z naszych przyzwyczajeń do porządku dramaturgicznego obowiązującego w kinie?". Powodzenie reżysera wkrótce miało się już skończyć.

Podcięte skrzydła

Po "Szyfrach", opartych na prozie przyjaciela artysty - Andrzeja Kijowskiego, oraz "Lalce" z Beatą Tyszkiewicz w roli głównej, Wojciech Has wziął się za projekt , który interesował go już od czasów okupacji - mowa o "Sanatorium pod Klepsydrą".

Oparta w luźny sposób na prozie Brunona Schulza fabuła, pokazywała "podróże po pętlach czasu" głównego bohatera Józia, granego przez Jana Nowickiego. Niesamowity świat wykreowany przez scenografów, a wydobyty dzięki zdjęciom Witolda Sobocińskiego, do dziś urzeka swym pięknem i jednocześnie przeraża bijącą z niego grozą. Has wskrzesił z niepamięci uniwersum, zniszczonych przez Holocaust, przedwojennych żydowskich uliczek, z ich gwarem, kolorem, kształtem.

"Liczy się dla mnie przede wszystkim chęć przełożenia na obraz tej warstwy literatury, która nie jest filmowa" - mówił w wywiadzie Has. Opowiadań Schulza nie da się sfilmować w klasyczny, trzymający się litery tekstu, sposób. Trzeba do tego było człowieka z wyobraźnią Hasa. "Sanatorium pod klepsydrą" było dla reżysera czymś więcej niż dla piszącego przed wojną opowiadania - Brunona Schulza, to miejsce naznaczone pamięcią o Holocauście.

Jakże oburzające po latach wydają się protesty komunistycznych działaczy, którzy zarzucili filmowi "formalizm" [słowo klucz, oznaczające w komunistycznej nowomowie, wszystko co w sztuce niezrozumiałe dla klasy robotniczej miast i wsi - red.], żądając wycofania produkcji z festiwalu w Cannes. Dystrybucja "Sanatorium pod Klepsydrą" została w znaczny sposób przyhamowana, a film dopiero po dwóch latach trafił na paryskie ekrany.

Hasowi proponowano "rehabilitację". Miał zrobić film "współczesny", on jednak nie chciał się na to zgodzić. Przez następną dekadę odrzucano wszystkie zgłaszane przez niego projekty: "Wesele", monumentalne "Czerwone tarcze" - rzecz o pogromach Żydów w XII wieku ,"Cierpienia młodego Wertera", czy "Dreszcze". Has nie uległ jednak władzy, nie zainteresował się także święcącym w tamtym czasie tryumfy "kinem moralnego niepokoju", o którym z ironią mówił, że jest "prawdziwym socrealizmem". Na realizację kolejnego filmu musiał czekać do 1982 roku.

Zobacz fragment filmu "Lalka":

Has zdawał sobie sprawę, że filmy, które chciałby robić, coraz mniej pasowały do zmieniających się czasów. Wymagały dużych nakładów finansowych. W jednym z wywiadów artysta zresztą przyznawał: "Zawsze paraliżuje mnie świadomość tego, że robię filmy kosztowne, które na polskim rynku nie mogą się zwrócić i wydaję społeczne pieniądze na cele społeczne - może nie pierwszorzędne?".

Powrót

Po niemal dziesięciu latach nieobecności Has powrócił do kina "Nieciekawą historią", na podstawie opowiadania Antoniego Czechowa. W rolę profesora oczekującego śmierci wcielił się tam przyjaciel Hasa, obecny w prawie wszystkich jego filmach poczynając od debiutu, Gustaw Holoubek. Dzieła Hasa z lat 80. nie cieszyły się już jednak takim powodzeniem u widzów i krytyki, jak kiedyś. Twórca zrealizował jeszcze 3 inne obrazy, dziś już raczej zapomniane. Swoją karierę filmową skończył w 1988 roku, realizacją "Niezwykłej podróży Baltazara Kobera".

Pytany o to, czy nie próbował nigdy wrócić do wcześniejszych ambitnych pomysłów, odpowiadał bez zastanowienia: "Nie wracałbym do nich. Pomysł filmowy jest zawsze związany z konkretnymi doświadczeniami, z jakimś ciągiem myślowym. I z czasem. Jego czas mija i potem nie można już wrócić".

Ostatnie lata swojego życia artysta poświęcił wykładom na Łódzkiej Szkole Filmowej, gdzie zresztą pracował od lat 70. XX wieku. Przez wielu uważany za surowego nauczyciela, pomógł wykuć się talentom Lecha Majewskiego, Mariusza Grzegorzka, czy Doroty Kędzierzawskiej. Małomówny, jak opowiadał Mariusz Grzegorzek, przynoszone projekty scenariuszy komentował monosylabami. Te urywki zdań jednak wystarczały, by z filmów realizowanych pod opieką Hasa, wychodziły prawdziwe perełki. Wiele z tzw. Hasówek otrzymywało liczne nagrody: "Krakatau" Grzegorzka jest tu zresztą najlepszym przykładem.

Zobacz zwiastun filmu "Pożegnania":

Has stopniowo odgradzał się od świata, dające mu początkowo satysfakcję spotkania ze studentami, coraz bardziej zaczynały go męczyć. Kino początku lat 90. zmierzało w stronę, kompletnie obcą reżyserowi "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Myślenie komercyjne było dla niego niezrozumiałe. Has przeprowadził się na łódzkie blokowisko, do mieszkania pełnego zapomnianych rekwizytów z dawnych filmów. W 1996 roku skończyła się jego rektorska kadencja w Łódzkiej Szkole Filmowej. Zmarł cztery lata później, 3 października 2000 roku.

Has ironizował, kiedy odsłaniano jego gwiazdę w Łódzkiej Alei Zasłużonych. Dla niego najważniejsza nie była sława i państwowe odznaczenia, a niezależność twórcza i szacunek widzów. "Satysfakcją dla mnie jako autora jest to, kiedy widzę oglądających moje filmy w klubach, wybierających jak ja lekturę, albo przeoczoną, albo taką, do której trzeba sięgnąć, bo się było za młodym wtedy, gdy stanowiła ona nowość. I to jest dla mnie najważniejsze. Miliony, dziesiątki milionów widzów? Owszem, to jest ważne i na pewno raduje, ale ja jakoś nie umiem ulec czarowi liczb, których nie zawdzięczam sobie, ale technice przekazu jaką jest rozpowszechnianie" - mówił Wojciech Jerzy Has.

Sięgajmy po filmy, które zostawił nam w spadku. Warto.

Piotr Klonowski

------------------------------------------------------------------------------------------

Przy pisaniu artykułu korzystałem z wywiadów udzielonych przez Wojciecha Jerzego Hasa Tadeuszowi Sobolewskiemu ("Kino" 1989) oraz Lesławowi Bajerowi ("Kino" 1981), a także materiałów prasowych udostępnionych na stronie Festiwalu Era Nowe Horyzonty, w związku z retrospektywą twórczości reżysera w 2010 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wojciech Jerzy Has | życia | rękopis | opowiadania | kino | sanatorium | film | filmy | kim | has | has

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy