Reklama

Najlepsze kreacje aktorskie

Nicole Kidman

W kończącym się roku Nicole Kidman wpierw otrzymała nominację do Oscara za kreację w obrazie "Lion. Droga do domu". Kilka miesięcy później podczas festiwalu w Cannes swą premierę w konkursie głównym miały dwa filmy, w których zagrała główną rolę: "Na pokuszenie" i "Zabicie świętego jelenia". Za swoje występy otrzymała nagrodę specjalną od jury. W międzyczasie ukazał się mini-serial "Wielkie kłamstewka" stacji HBO, za który uhonorowano ją statuetką Emmy i nominacją do Złotego Globu. Trudno wyróżnić jedną z tych kreacji. Nie sposób jednak nie przyznać, że ten rok należał do Nicole Kidman.

Reklama

Tom Cruise - "Barry Seal: Król przemytu"

Najlepsze role często gra się wbrew własnemu emploi. Współpraca Toma Cruise’a z Dougiem Limanem jest tego najlepszym przykładem. Podczas ich pierwszego projektu - "Na skraju jutra" z 2014 roku  - aktor wcielił się w pospolitego tchórza, który za wszelką cenę stara się uniknąć wysłania na front. Z kolei w biografii Barry’ego Seala Cruise zupełnie odcina się od wizerunku, jaki towarzyszył mu w kolejnych częściach serii "Mission: Impossible". Jego bohater to przesympatyczny kretyn, dający się manipulować niemalże każdemu i dopiero pod koniec filmu zdający sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znalazł. Nowa twarz amerykańskiego snu i epoki Reagana.

Dafne Keen - "Logan: Wolverine"

W "Logan: Wolvernie" Hugh Jackman i Patrick Stewart pożegnali się z rolami Wolverine’a i Profesora X, z którymi związani byli od niemal dwudziestu lat. W najgorszych filmach z serii X-Men obaj zawsze stanowili jasny punkt, a tutaj wyciskają ze swych postaci ile tylko się da. Show kradnie im jednak młoda krew - dwunastoletnia Dafne Keen jako Laura, dziewczynka obdarzona mocami i temperamentem Wolverine'a. Nie ma ona litości dla swoich wrogów, a jej dialogi ograniczają się przeważnie do dzikich krzyków. Tym samym tworzy wspaniały tercet wraz ze zmęczonym Loganem i powoli tracącym zmysły Profesorem - jeden z najszczerszych i najbardziej wzruszających team-upów, jakie gościły na ekranach kin w 2017 roku.

Arkadiusz Jakubik - "Cicha noc"

Bez zbędnego wstępu: Arkadiusz Jakubik to jeden z najzdolniejszych polskich aktorów, co rok zaskakujący kolejnymi kreacjami. W 2016 roku zachwycił w "Jestem mordercą" i "Wołyniu". W 2017 roku bawił w "Najlepszym" jako trener głównego bohatera. Wszelkie laury należą mu się jednak za "Cichą noc". O ile na początku pozostaje na drugim planie, to finał należy do niego, a końcowy monolog jego postaci przejdzie do historii polskiego kina. I tylko jedno pytanie nie daje mi spokoju: jak jury festiwalu w Gdyni mogło go pominąć przy rozdaniu nagród?

Sophia Lillis - "To"

Dzieciaki z "To" rządzą i trudno było wybrać jedną osobę z obsady. Na drugim miejscu znalazł się Finn Wolfhard w roli wygadanego Richiego, który dostarczał niezbędnych momentów komediowych. Z paczki dziecięcych bohaterów największe wrażenie robiła jednak Sophia Lillis, jedyna dziewczyna w drużynie. Jako Beverly idealnie dopełnia grupę, z kolei jej wątek stanowi najbardziej przejmujący spośród głównych bohaterów. Szkoda, że w końcowej części filmu twórcy przydzielają jej rolę "damy w opałach". Plotki mówią, że w zaplanowanym na 2019 rok sequelu "To" w rolę dorosłej Beverly ma wcielić się Amy Adams. Angaż gwiazdy takiego formatu nie byłby zaskoczeniem - w końcu Lillis zagrała na światowym poziomie, jej następczynią nie może być byle kto.

Andy Serkis - "Wojna o Planetę Małp"

Gdy wydaje się, że Andy Serkis osiągnął już wszystko w kwestii postaci tworzonych dzięki technologii motion capture, brytyjski aktor powraca i podnosi poprzeczkę. Widownia poznała go jako Golluma w trylogii "Władcy pierścieni", później zachwycił jako King Kong w remake’u klasycznego filmu z lat trzydziestych. Jego największym osiagnieciem okazała się jednak rola innej małpy. Grany przez niego Caesar przeszedł długą drogę od początku nowej trylogii "Planety małp", a jej ostatnia część, "Wojna o Planetę Małp", stanowi ukoronowanie jego talentu. Cicho liczę, że wyrazy uznania okaże także Akademia Filmowa, przyznając Serkisowi nominację do Oscara.

Emma Stone - "La La Land"

Od czasu filmowego debiutu Emmy Stone w "Supersamcu" minęło dziesięć lat. W tym czasie aktorka budowała swoją markę i powoli stawiała kolejne kroki na stopniach kariery. W roku 2017 jej praca została nagrodzona. Już w styczniu odebrała Złoty Glob za rolę początkującej aktorki w musicalu "La La Land", a kilka tygodni później Oscara. Statuetkę postawiła obok kilkunastu innych nagród. Wszystkie były jak najbardziej zasłużone. W "La La Land" Stone ma szansę zaprezentować wszystko, za co pokochała ją publiczność - swobodę przed kamerą, urok dziewczyny z sąsiedztwa oraz upór i zdecydowanie, jakie zwykle charakteryzują jej bohaterki. Aktorka nie osiadła jednak na laurach, o czym świadczy jej znakomity występ w "Wojnie płci", która weszła do kin pod koniec 2017 roku.

Willem Dafoe - "The Florida Project"

Willem Dafoe jest kojarzony głównie z rolami czarnych charakterów i szaleńców. Łatwo zapomnieć, że ma on na swoim koncie także pokaźną ilość postaci pozytywnych - na czele z Jezusem Chrystusem. W "The Florida Project" Dafoe wciela się w Bobby’ego, największego poczciwca na świecie i menadżera motelu, w którym mieszkają główne bohaterki. Jest sercem filmu, a jego anielska wręcz cierpliwość wobec nieznających zmęczenia dzieciaków budzi szczery podziw. Dafoe otrzymał za swoją rolę szereg wyróżnień oraz nominację do Złotego Globu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w marcu otrzyma za swoją pracę pierwszego w karierze Oscara. I tego mu szczerze życzę.

Marta Nieradkiewicz - "Dzikie róże"

Wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego "Dzikie róże" nie znalazły się w konkursie głównym tegorocznego FPFF w Gdyni. Gdyby tak się stało, Marta Nieradkiewicz wróciłaby do domu z nagrodą za najlepszą rolę kobiecą. Dzięki niej historia, mogąca łatwo popaść w telenowelowe tony, zostaje sprzedana w stu procentach. Nieradkiewicz często stanowiła jedyny jasny punkt filmów, w których przyszło jej grać. W "Dzikich różach" w końcu otrzymała rolę na miarę swojego talentu. I wykorzystała tę szansę w stu procentach.

Casey Affleck - "Manchester by the Sea"

Król może być tylko jeden. Kreacja Casey’a Afflecka w "Manchester by the Sea" to nie tylko najwybitniejsze osiągniecie aktorskie w 2017 roku, ale być może i w ciągu ostatnich kilku (a nawet kilkunastu) lat. Aktor wciela się w Lee, dozorcę, który od czasu rodzinnej tragedii odciął się od ludzi. Przymusowy powrót do społeczeństwa zapewnia mu wola zmarłego brata, który prosi o opiekę nad swoim nastoletnim synem. Bohater Afflecka jest tykającą bombą pełną skrajnych emocji. Aktor nigdy jednak nie przekracza granicy przerysowania, a każdy jego wybuch złości jest pokazem aktorskiego mistrzostwa. Za swoją rolę Affleck otrzymał szereg wyróżnień z Oscarem i Złotym Globem na czele. Zasłużenie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy