Reklama

Kręte ścieżki młodości. O kinie wchodzenia w dorosłość

Wytyczanie drogi

Nastolatkowie stali się wspólnotą dopiero na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego stulecia na skutek powojennych przemian gospodarczych i przeobrażeń mentalności Amerykanów. Wcześniej takie zjawisko nie występowało - "dziecko" automatycznie stawało się "dorosłym". Nową społeczność połączyła przynależność do subkultur, slang i nonkonformizm - dzięki fali zbuntowanej młodzieży na ulicach pojawiły się gangi motocyklowe, do głosu doszli beatnicy, a poziom przestępczości wśród nieletnich znacząco wzrósł. Nie trzeba było długo czekać na reakcję Hollywood. Już w 1948 roku kino odpowiedziało na ten młodzieńczy entuzjazm filmem o sugestywnym tytule "Oni żyją w nocy" Nicholasa Raya, dając początek całemu nurtowi. Film opowiadał o trzech młodych skazańcach, którzy uciekają z więzienia i tworzą przestępczą szajkę.

Reklama

Jeszcze słynniejszym prekursorem kina o dorastaniu był kolejny film Raya: legendarny "Buntownik bez powodu", który wykreował ikonę popkultury - Jamesa Deana. Film ten o problemach młodych traktował bardzo serio, stając w rozkroku między potrzebą karcenia, a próbą zrozumienia nowego. Powstanie nurtu przypieczętowała tragedia - na niespełna miesiąc przed kinową premierą "Buntownika..." 24-letni Dean zginął w wypadku samochodowym, dzieło Raya automatycznie wynosząc do miana manifestu pokoleniowego. To wtedy ostatecznie ukształtowała się nowa silna grupa, która do dziś jest jednym z ulubionych tematów filmowców: niezależna, silna i zbuntowana młodzież.

W tym samym czasie także do Polski dotarło echo poczynań młodych łobuzów, przyjmując formę tzw. "czarnej serii", propagandowej tendencji początkowo obejmującej jedynie dokument ("Uwaga, chuligani!"), później również fabułę ("Koniec nocy"), która wprowadziła do polskiego kina mit zbuntowanego nastolatka - agresywnego rozrabiaki, postrachu żyjących w najbliższym otoczeniu staruszek. Mit mający z rzeczywistością tyle samo wspólnego, co współczesne filmy Katarzyny Rosłaniec ("Galerianki").

Hollywoodzcy producenci po pierwszych sukcesach błyskawicznie pojęli, że młodość się "sprzedaje" i nurt coming-of-age stories, który rodził się w dość niezależnych warunkach, wkroczył do mainstreamu. Wtedy też filmy o dorastaniu porzuciły jednorodną formułę, która nakazywała młodzieńcze problemy pokazywać w ciężkim, przyprawionym melancholią kluczu i uciekły w stronę gatunkowych i stylistycznych hybryd. Mimo że klasyczne dramaty o kryminalnych wybrykach nastolatków dalej powstawały ("Przestępcy" Roberta Altmana), szczególną popularnością cieszyły się produkcje wykorzystujące najbliższą młodym formę sztuki - muzykę.

Jazz, blues i rock'n'roll wypełniły sale kinowe, a widzów szturmem wzięły musicale, w których główną rolę grał symbol pokolenia, Elvis Presley ("Więzienny rock"). Były one przedstawicielami drugiego podejścia filmowców do młodości, łączącego w sobie elementy komedii i dramatu. Trzecie stanowiły filmy, które wymykały się klasyfikacjom - produkcje z wątkiem nadprzyrodzonym, o dojrzewaniu opowiadające przy użyciu metafor. Nie musiały być to metafory wyszukane, najważniejsze by były atrakcyjne, jak udowadniał film "Byłem nastoletnim wilkołakiem", inicjujący cykl młodzieżowych horrorów.

Drogowskazy

W kolejnych dwóch dekadach, które zdominowane zostały w USA przez kontestację, a w Europie przez Nową Falę, młodzież nie tylko stała się głównym odbiorcą powstających filmów, lecz wręcz przejęła kina. Oba prądy było bowiem jej prądami - kontrkulturowymi, rewolucyjnymi. Wśród tytułów warto wymienić tu uznane filmy: "Absolwenta", "Nocnego kowboja", "Swobodnego jeźdźca" czy "Narkomanów". W polskim kinie jako bliskie im można uznać pierwsze filmy Jerzego Skolimowskiego i debiut Romana Polańskiego, "Nóż w wodzie".

Najlepszym wzorcem dla klasycznego modelu kina inicjacyjnego lat 70. i 80., stał się jednak zrealizowany w RFN film Uliego Edela "My, dzieci z dworca Zoo" - o nastolatkach uzależnionych od narkotyków. Szokująca ekranizacja autobiograficznej powieści Kai Hermann stanowiła kolejny krok naprzód w mrocznym ukazywaniu dorastania. Portret młodzieży, który reżyserka rysuje w swoim filmie, jest przerażający - dla bohaterów życiowym mottem zdaje się być twierdzenie, iż "im więcej shotów wypijesz, tym fajniejszy jesteś", a ambicją dotrwanie do kolejnego "strzału". Film przepełniony jest obawami, co do kondycji i przyszłości młodego pokolenia.

O nałogach i słabostkach młodzieży nie wszyscy decydowali się opowiadać w tak przygnębiającej konwencji. "Lżejsze" w tonie i bardzo popularne były tzw. rock opery. Musicale "Jesus Christ Superstar" i "Rocky Horror Picture Show" w hipisowskich kręgach zostały otoczone kultem, zapewne dlatego, że o ważnych dla pokolenia wartościach opowiadały z dystansem, ale i zrozumieniem. Z podobnych względów przebojami stały się musicale "Grease" i "Hair", niewyczerpane źródło muzycznych hitów.

W Polsce za symbol komedii o trudach dorastania z lat 70. można uznać "Dziewczyny do wzięcia". W telewizyjnej produkcji Janusza Kondratiuka udało się stworzyć typ kina o dorastaniu, łączący humor z trafną obserwacją rzeczywistości. Między wierszami film Kondratiuka znakomicie ilustruje beznadzieję młodzieży, która monotonię życia w socjalistycznej Polsce, może przerwać jedynie organizując skromną domówkę przy pustym stole.

W Stanach Zjednoczonych realizowano wciąż także kino o nastolatkach z wykorzystaniem wątków fantastycznych, najczęściej w przeżywającej swoje złote lata odmianie horroru - tzw. slasherach. W "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną", "Halloween" i "Piątku trzynastego" ofiarami seryjnych morderców-psychopatów padali młodzi. Obrazy te stanowiły ucieleśnienie lęku rodziców wobec zagrożeń, na jakie narażone były wyznające wolną miłość i wielbiące niedozwolone używki dzieci. Kara za liberalne poglądy i pogardliwy stosunek do dorosłych jest w slasherach ostateczna, a szansę na wybawienie ma jedynie tzw. final girl - bogobojna dziewica, która w porę zawróci ze złej ścieżki.

Diabelską siłę młodości prowadzącą do destrukcji najlepiej na ekranie zaprezentował Brian De Palma w adaptacji kultowego opowiadania Stephena Kinga "Carrie". Produkcja o katowanej przez rówieśników nastolatce, która odkrywa w sobie zdolności nadnaturalne, ukazuje dojrzewanie jako proces nieustannych konfrontacji oraz zmagań z własnym ciałem. Natężenie przemocy w osławionej finałowej sekwencji to idealny przykład mistycznego myślenia o młodości, której niemożliwa do opanowania moc sprowadza konsekwencje nawet na niewinnych.

Na rozdrożu

Te filmowe legendy wywarły na młode pokolenie tak duży wpływ, że znajdują kontynuatorów również dziś, a kwestie miłości, wolności, tolerancji i odpowiedzialności powracają w kolejnych coming-of-age stories jak bumerang. Współcześni filmowcy szukają własnych sposobów opowiadania o problemach młodzieży, ale często czerpią z tradycji kina lat 70. i 80., opowiadając uniwersalne historie o poszukaniu tożsamości i swojego miejsca w świecie.

Z trzech zaproponowanych przez prekursorów ścieżek najczęściej powraca ta najbardziej przystępna - pokazywanie dorastania w słodko-gorzkim tonie z dużą dozą humoru. W ostatnich latach do tytułów z tego kręgu należą oscarowe dzieła, takie jak "Mała miss", "Juno", "Wszystko w porządku" czy "Boyhood" oraz równie dobre: "Cudowne tu i teraz", "Kochankowie z księżyca", "Królowie lata", "Charlie" czy "Szkoła melanżu".

Wszystkie te filmy łączy spojrzenie na poważne tematy przez barwny filtr i przemieszanie żartu z refleksją. W "Juno" twórcy ze szczerością i luzem opowiadają o młodocianej ciąży, w "Charliem" o traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa, a w "Wyznaniach nastolatki" o romansie córki z partnerem matki. Choć to tematy niełatwe, autorzy unikają moralizatorstwa - zamiast wykładu na temat planowania rodziny, kreślą relacje bohaterów z subtelnością i wyczuciem. To dzieła przyjazne młodości, a jeśli ktoś pada ich ofiarą, są to rodzice, szczególnie ci nieobecni albo nadgorliwi. Młodość pokazana jest jako żywioł, który trzeba nauczyć się kontrolować, a każdy z bohaterów goni za wolnością, choć jej skutki bywają opłakane.

Nie brak jednak też tych bardziej brutalnych filmów o dorastaniu, utrzymanych w duchu surowego (para)realizmu. Filmy te skupiają się na społecznych patologiach w wybranych środowiskach. "Wszyscy umrą, a ja nie", "Piękna", "Bang Gang" czy "Bling Ring" to produkcje, które idą śladem "Dzieci z dworca Zoo" i opowiadają o skrajnych przypadkach. Pochłonięte marzeniami o dyskotece uczennice z trudnych rodzin, romansująca z nauczycielem 16-latka, grupa francuskich nastolatków organizująca orgie i grupa amerykańskich nastolatków napadająca na domy celebrytów - to młodzież z tych filmów. Zdemoralizowana, pozbawiona wartości i deklarująca, że "najlepiej by było, gdyby wszyscy dorośli zdechli". To filmy z morałem: zazwyczaj bezwzględne w stosunku do swoich bohaterów.

Na osobne miejsce zasługuje tutaj twórczość Harmony'ego Korine'a, który już w "Dzieciakach" (współautor scenariusza) pokazał, jak widzi młodość: jako napaloną, wulgarną i pozbawioną hamulców grupę "dzieciaków", w której prym wiedzie nosiciel wirusa HIV. W debiucie reżyserskim "Skrawki" poszedł dalej, imprezowiczów zastępując mordercami kotów. Do skrajności dotarł w znakomitej satyrze na młodość i popkulturę "Spring Breakers" (2012), gdzie łącząc oniryzm z wyuzdaniem, z byłych gwiazdek Disneya wykreował spragnione wolności dziewczyny w bikini.

Wszystkie te filmy choć odważne wizualnie, wielokrotnie wykorzystują niemal dokumentalną obserwację, a przecież ukazują problemy, które dla przeciętnego widza mogą okazać się, cóż, co najmniej lekko wydumane. Świetnym przykładem jest tu debiutancki obraz Xaviera Dolana, "Zabiłem moją matkę". Przedstawiając losy egocentryka Huberta, Dolan przemieszał realizm w starciach matki i syna z wizualnym szaleństwem w scenach "klubowych", pełnych kolorów, slow-motion i stroboskopu. Podobne kontrasty stały się symbolami dzieł takich, jak "Bling Ring" czy "Bang Gang", a sceny dyskotekowe znakiem rozpoznawczym niemal wszystkich młodzieżowych filmów.

Najciekawsze wydają się te tytuły, które pokazując rzeczywistość oczami nastolatków, nadają jej cech fantastycznych. Ucieczka w młodzieńcze fantazje jest motywem m.in. rewelacyjnych "Slow West" i "Labiryntu Fauna". W magiczny sposób świat postrzegają także nastoletni bohaterowie "Bestii z południowych krain", "Mostu do Terabithii" czy "Stokera".

Najczęściej o dojrzewaniu przez wyszukane metafory opowiadają jednak horrory: głośne "Coś za mną chodzi", w którym "tym czymś" jest pożądanie (w formie niezbyt urokliwego demona), "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii", gdzie rodząca się seksualność nastolatki ma krwawe konsekwencje dla jej rodziny, i w końcu przepełniony freudowską symboliką "Neon Demon", w którym nieopanowane popędy ma symbolizować tygrys. Prawdziwy tygrys usytuowany na łóżku głównej bohaterki. Skrajnym przypadkiem jest francuskie "Mięso" - znakomity thriller Julii Ducournau o nastoletnim kanibalizmie. W tych filmach młodość jest jednocześnie tajemnicą, klątwą i wyzwaniem, z którego zwycięsko wychodzą tylko najsilniejsi - ci, którzy są gotowi wyjść z fikcyjnego świata zbudowanego we własnej głowie.

W podróży

Niezależnie od tego, jaką konwencję wybierają twórcy, jakie środowisko portretują i z jakiego kraju pochodzą, problemy nastolatków, które poruszają w swoich filmach są bardzo podobne. Nie bacząc na to, czy mamy do czynienia ze zwykłymi amerykańskimi licealistami, czarnoskórymi nastolatkami z biedniejszych dzielnic ("Dope"), głuchoniemymi ("Plemię"), modelkami ("Neon Demon") czy nawet kanibalami ("Mięso"), młodość na krętej drodze ku własnej tożsamości mierzy się z podobnymi wyzwaniami: raz są to używki, raz własne wyobrażenia, wreszcie - przyjmujący fizyczną formę strach. I nawet jeśli "noc jest pełna strachów", to o świcie młody bohater może odrodzić się jako inny człowiek - dojrzały, silny i świadomy własnego ja. Każdy próbuje, uda się niewielu...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy