Jej matką była Ingrid Bergman, ojcem - Roberto Rossellini, mężem - Martin Scorsese, partnerami: David Lynch i Gary Oldman, ale Isabella Rossellini dzielnie opierała się kinu przez niemal 30 lat. Bała się porównań ze słynnymi rodzicami: Bergman trzy razy zdobyła Oscara, Rossellini nadał nowy kształt europejskiej kinematografii.
"Nic nie przerażało mnie tak, jak niepojęta miłość rodziców do pracy. Ja nigdy jej nie czułam i dalej nie czuję" - wyznaje Isabella. Być może dlatego, że przyszła na świat po ciemnej stronie sławy. Związek jej rodziców stał się jednym z największych skandali obyczajowych swoich czasów. Na oczach całego świata ikona Hollywoodu porzuciła męża, sztywnego szwedzkiego kardiochirurga, dla włoskiego reżysera o gorącej krwi. W dodatku urodziła mu syna, Roberto Juniora, nie zaprzątając sobie głowy rozwodem. Bergman ze świętej dziewicy amerykańskiego kina stała się naczelną ladacznicą. Kongres USA oficjalnie uznał ją za "poddaną wpływowi potężnego zła". Kiedy w 1952 roku w Rzymie rodziła Rosselliniemu bliźniaczki, Isabellę i starszą o pół godziny Isottę, była banitką z wilczym biletem do fabryki snów, skazaną na fascynujące, acz niszowe kino męża.
Mimo poświęceń, ich małżeństwo rozpadło się po kilku latach. Isabella spędziła większość dzieciństwa, kursując między Rzymem, gdzie rezydował ojciec, a Paryżem i Nowym Jorkiem, gdzie przeniosła się matka, próbując jakoś odnaleźć się w patchworkowej rodzinie, na którą składali się nowi partnerzy rodziców, rodzeństwo z ich kolejnych i poprzednich małżeństw oraz zastępy niań.
"Nie mam pretensji do rodziców. Nie znałam innego życia, nasze wydawało mi się najzupełniej normalne" - mówiła. W codziennym rozgardiaszu "dorobiła" się swojej ukruszonej jedynki - ząb wybił jej jeden z przyrodnich braci, rzucając w nią telefonem. Mała niedoskonałość stała się jej znakiem firmowym, gdy rozpoczęła karierę modelki. Nie przeszkadzała też wielka blizna, przebiegająca przez całe plecy - pozostałość po przebytej w dzieciństwie bolesnej i długotrwałej terapii skoliozy, która po 18 miesiącach w przypominających średniowieczne narzędzia tortur aparatach rehabilitacyjnych, zakończyła się operacją kręgosłupa. Prawdziwą przeszkodą stał się jej wiek. "Wtedy nie wiedziałam, że modelkami zostają 14-latki. Gdy fotografowie dowiadywali się, że mam 28, łapali się za głowę!" - wspominała.
Mimo to 2 lata później została najlepiej opłacaną modelką świata, gdy została twarzą Lancôme. Była ambasadorką marki do czterdziestki, kiedy to firma bezpardonowo postanowiła ją zwolnić jako stanowczo za starą. "Mówiłam, że kobiety wcale nie marzą o wiecznej młodości, raczej o niezależności, ale nie chcieli mnie słuchać. Gdy zapytałam, co mam teraz robić, odpowiedzieli - nie jesteśmy twoją niańką" - opowiadała niedawno. "Było mi trudno, córka miała 10 lat, mój adoptowany syn rok, byłam samotną matką".
Jej pierwsze małżeństwo z Martinem Scorsese okazało się niewypałem. Reżyser, bardziej niż związkiem, zajmował się leczeniem ran po źle przyjętym musicalu "New York, New York". W końcu doznał zapaści po astmie leczonej kokainą. Isabella tymczasem zaszła w ciążę i gładko przeskoczyła w małżeństwo z Jonathanem Wiedmannem, modelem i specjalistą od oprogramowania po Harvardzie. Ich córka urodziła się w 1883 r.
Trzy lata później Isabella dała się porwać kolejnej fascynacji. David Lynch, reżyser przełomowego w jej karierze "Blue Velvet" okazał się "jedną z najważniejszych osób w jej życiu". Dzięki niemu wreszcie rozwinęła skrzydła jako aktorka. Kolejne lata przyniosły sukcesy w "Dzikości serca", a po rozstaniu z Lynchem w "Ze śmiercią jej do twarzy", gdzie Rossellini jak na ironię dzierży sekret wiecznej młodości (zabawne, bo w tym samym roku została wyrzucona z Lancôme). Nie wyszło jej też z Garym Oldmanem. Aktor wciąż odwlekał ich ślub, a gdy wreszcie ustalili datę, zniknął na odwyku, z którego wrócił już z nową narzeczoną.
"Mama ostrzegała mnie, że między 40., a 60. rokiem życia kobieta wkracza do szarej strefy. Jest za stara, by grać młode, i za młoda, by grać stare" - mówiła Rossellini. Więc na kilka lat dała sobie spokój z filmami i facetami. Postanowiła zająć się sobą. "Jak przykładna Amerykanka poszłam do psychoterapeuty i zapytałam: Co dalej? Zawsze chciałam robić coś związanego ze zwierzętami. Dlaczego nie? - powiedział terapeuta, i dopiero wtedy zrozumiałam, że naprawdę mogłabym się tym zająć".
Kupiła farmę 90 km od Long Island i zrobiła magisterium z zoologii na jednym z nowojorskich uniwersytetów. Zaczęła trenować psy pomagające niewidomym. Niespodziewanie Robert Redford zaproponował jej realizację serii filmików na temat ochrony środowiska. Na początku nie miała pojęcia, co mogłaby zaproponować. Niewielki budżet pozwalał tylko na skromne dekoracje. Postanowiła więc pójść za ciosem i w konwencji teatrzyku dla dzieci, przebrana w wielkie pluszowe i papierowe kostiumy wieloryba czy krewetki opowiedzieć ludziom o... seksie.
"Zawsze wiedziałam, że ludziom interesują się seksualnością, ale w przypadku zwierząt jest to często pomijane. Postanowiłam więc połączyć te dwa światy i stworzyć filmiki edukacyjne o zachowaniach seksualnych zwierząt" - powiedziała z uśmiechem. Jej serie filmików o nazwie "Green Porno" ("Zielone porno") odniosła wielki sukces w internecie, a Rossellini wykorzystała tę platformę, aby podzielić się swoimi refleksjami na temat świata. Obserwacja zwierząt nauczyła ją, że nie ma i nie powinno być jednego wzorca doskonałości.
"Pokazuję różne zwierzęta, z najrozmaitszymi życiowymi strategiami. Różnorodność jest potrzebna, by przetrwać" - mówi. To samo dotyczy według niej ludzi, i chyba nareszcie została wysłuchana. Niedawno, tuż po jej 64. urodzinach, ponownie została twarzą Lancôme’a. "Tak wygląda się w moim wieku!" - stwierdza Rossellini. "Nikt nigdy o tym nie mówi, ale wspaniale jest się starzeć. Nie ma tego wiecznego napięcia, w końcu wiesz, czego chcesz. To naprawdę ciekawa odmiana".
AD