Reklama

Gwiazdy w mediach społecznościowych w styczniu 2020

Największy sukces - Maciej Stuhr

Zacznijmy od tego, że "Telefon 110" to jeden z najpopularniejszych seriali kryminalnych emitowanych w Niemczech. Produkowana i nadawana od 1971 roku seria, powstała w NRD jako odpowiedź na zachodnioniemiecki serial "Miejsce zbrodni" ("Tatort") Co ciekawe, oba tytuły do dziś cieszą się niesłabnącą popularnością i przyciągają przed telewizory miliony widzów. 29 grudnia ubiegłego roku telewizja ARD wyemitowała 382 odcinek "Telefonu 110". W jedną z głównych ról wcielił się w nim Maciej Stuhr.

"Mój najnowszy film, który zrobiłem w Niemczech, "Polzeiruf 110 - Tod einer Journalistin", w którym gram polskiego, prawicowego (!) sędziego ze Szczecina, obejrzało wczoraj prawie 7 milionów niemieckich telewidzów. Mam nadzieję, że będzie go można zobaczyć także u nas" - napisał Stuhr na swoim profilu na Facebooku. Odcinek kultowej serii, zatytułowany "Śmierć dziennikarza", opowiada o specjalnie powołanym zespole śledczym działającym przy granicy polsko-niemieckiej. Tym razem Olga Lensky i Adam Raczek z komendy we Frankfurcie nad Odrą, badają sprawę zagadkowej śmierci znanej dziennikarki śledczej. Sędzia Łukasz Franczak, grany przez Stuhra, jest jednym z podejrzanych.

Reklama

W komentarzach pod postem aktora nie zabrakło pozytywnych głosów widzów, którzy mieli już okazję zobaczyć "Śmierć dziennikarza". "Obejrzałam wczoraj w tv niemieckiej. Bardzo mi się podobało, chociaż byłam w szoku, gdy usłyszałam, że naprawdę mówi pan po niemiecku. Brawo!", "Widziałam i cieszę się, że mogłam pochwalić się, jakich mamy świetnych aktorów w Polsce", "Bardzo mi się podobało, może następna rola w kryminale Tatort?" -  czytamy w komentarzach, gdzie wielu fanów dopytuje również o możliwość zobaczenia tego odcinka poza niemiecką telewizją. Cóż, jak dotąd nie wiadomo, czy zostanie on wyemitowany w Polsce.

***Zobacz także***

Najczęściej dyskutowany post - Julia Wieniawa

No i potwierdziło się - Julia Wieniawa wystąpi w kolejnej edycji programu "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami". "Już jako mała dziewczynka marzyłam o zatańczeniu na tym słynnym parkiecie, ale dopiero teraz poczułam, że jest to dobry czas! Czuję naprzemiennie strach i podekscytowanie tym faktem. Nie ukrywam, że to będzie dla mnie coś zupełnie nowego, ponieważ nigdy nie uczyłam się tańca towarzyskiego. Mam nadzieję, że sobie poradzę i będziecie mnie wspierać podczas tej przygody" - zapowiedziała aktorka na swoim profilu na Instagramie.

Jak dotąd nie potwierdzono, z kim Wieniawa wystąpi na parkiecie, jednak pierwsze nieoficjalne informacje wskazują na Steffano Terazzino - czterokrotnego zwycięzcę programu, który sięgał po Kryształową Kulę w parze z Kingą Rusin, Agatą Kuleszą, Anetą Zając i Agnieszką Sienkiewicz. 11. edycja "Dancing with the Stars. Tańca z gwiazdami" będzie emitowana antenie Polsatu od marca tego roku. Fani aktorki nie kryją radości z powodu jej decyzji w komentarzach: "Dzięki tobie będę oglądać ten jedyny sezon TzG! Nie przepadam za tym programem, ale jak ty bierzesz udział to trzeba oglądać!", "Ja już kibicuję, będzie Kryształowa Kula, nie mam żadnych wątpliwości".

***Zobacz także***

Wpis, który wywołał burzę - Barbara Kurdej-Szatan

Zostając przy temacie - ostatnio z nieco mniej entuzjastycznym przyjęciem spotkała się Barbara-Kurdej-Szatan, finalistka ostatniej edycji "Tańca z Gwiazdami". Podczas Sylwestrowej Mocy Przebojów - zorganizowanej na chorzowskim stadionie - aktorka wraz z Damianem Kordasem zaprezentowała tango do utworu "Dawna dziewczyno" Macieja Maleńczuka. Występ ten nie przypadł jednak do gustu części widzów, którzy zarzucali parze brak przygotowania.

"Pani Barbaro, moim skromnym zdaniem jak jest się osobą publiczną, to staram się jednak przygotować do danej roli jak najlepiej", "Dobrze, że jej Kordas liczył, bo by własne nogi pogubiła. Żenada" - czytamy w komentarzach pod zdjęciem opublikowanym przez aktorkę na Instagramie. Sama zainteresowana odpisała krótko: "Nie, Damian nie liczył mnie. Liczył sobie i NAM. Mieliśmy jedną próbę. I tak daliśmy radę, jak na jedną próbę".

***Zobacz także***

Najbardziej zaangażowany post - Maja Ostaszewska

Płonęły lasy Syberii, Amazonii, teraz na naszych oczach płonie Australia. Globalne ocieplenie przestaje być mitem i jedną z teorii spiskowych, a staje się realnym zagrożeniem dla przyszłości naszej planety. Pozostaje pytanie, jak na pogłębiający się kryzys klimatyczny zamierzają zareagować szefowie poszczególnych państw i rządów. Na początku stycznia polscy artyści i dziennikarze napisali list do premiera Mateusza Morawieckiego z żądaniem natychmiastowych działań, które mogą przyczynić się do powstrzymania klimatycznej katastrofy. Wśród sygnatariuszy listu jest m.in. Maja Ostaszewska. Aktorka opublikowała w mediach społecznościowych obszerny i emocjonalny wpis, w którym podkreśla powagę sytuacji i nawołuje do działania.

"Australia nie pamięta tak potwornych pożarów (...). Serce pęka, kiedy patrzę na te obrazy. A co najgorsze, przyczyną tak strasznych pożarów są działania człowieka. Okrucieństwo i bezmyślność. Tak właśnie wygląda katastrofa klimatyczna, która dotyczy nas wszystkich. Każdy, kto ją neguje, jest szaleńcem. Przywódcy państw i przedstawiciele wielkich koncernów, którzy ją ignorują i nie wprowadzają systemowych rozwiązań prowadzących do zatrzymania ocieplenia klimatu, są bezpośrednio odpowiedzialni za to, co się dzieje. Wprowadzajmy zmiany w naszym codziennym życiu i apelujemy, naciskajmy na polityków. Na ostatnim zdjęciu adres mailowy do Premiera Mateusza Morawieckiego. Piszmy listy z żądaniem natychmiastowych działań, rozwiązań na rzecz ochrony klimatu. To skandal, że Polska jako jedyna w Europie nie podpisała na szczycie w Brukseli porozumienia dotyczącego neutralności klimatycznej do 2050 roku" - apeluje aktorka.

Wypowiedź Ostaszewskiej spotkała się oczywiście z odzewem ze strony internautów. "Warto żebyśmy się nawzajem zachęcali do działania, a nie zniechęcali. Zacznijmy od tego, na co mamy wpływ i róbmy, ile możemy - im więcej z nas będzie robić to ,co może, tym więcej osób w otoczeniu również zachęcimy" , "Tą planetę czeka zagłada... I odrodzenie, na nowych zasadach, więc to początek takich zdarzeń", "Maja Ostaszewska bardzo dziękuję za ten post. Mieszkam w Australii i nie pamiętam większej katastrofy niż to, co teraz przeżywamy" - to tylko niektóre spośród ponad tysiąca komentarzy pod wpisami aktorki w mediach społecznościowych.

***Zobacz także***

Wydarzenie miesiąca - "Boże Ciało" z nominacją do Oscara

Z pewnością jest to wydarzenie stycznia, ale zapewne i jedna z najważniejszych wiadomości dla polskiego kina w ostatnich latach. "Boże Ciało" to czwarty polski film nominowany do Oscara w kategorii najlepszego filmu międzynarodowego (kiedyś nieanglojęzycznego) w ostatnich latach. Po "W ciemności" Agnieszki Holland oraz "Idzie" i "Zimnej wojnie" Pawła Pawlikowskiego, przyszedł czas, żeby to Jan Komasa wkroczył na hollywoodzkie salony. Twórca głośnej "Sali samobójców" i "Miasta 44" powalczy o statuetkę m.in. z filmem "Ból i blask" Pedro Almodovara i koreańskim "Parasite" Bong Joon-ho, zwycięzcą ubiegłorocznego festiwalu w Cannes.

Wyżej wymienione sukcesy polskich filmowców to wielkie wydarzenie i zdaje się, że polskie kino nie miało takiej passy od lat 70. Wtedy to oscarowe nominacje otrzymały takie filmy, jak "Potop" Jerzego Hoffmana, "Noce i dnie" Jerzego Antczaka, a także "Ziemia obiecana" i "Panny z Wilka" Andrzeja Wajdy. Żaden z nich nie zdobył jednak nagrody, co udało się po latach tylko Pawłowi Pawlikowskiemu i filmowi "Ida". Czy "Boże Ciało" - inspirowana prawdziwymi zdarzeniami historia chłopaka (w tej roli fantastyczny Bartosz Bielenia), który po wyjściu z zakładu poprawczego postanawia udawać księdza, ma szansę powtórzyć sukces sprzed Polaków pięciu lat? Czy oscarowa kampania promocyjna filmu Komasy w USA wzbudzi entuzjazm wśród członków Akademii? Tego dowiemy się w trakcie gali przyznania Nagród Akademii Filmowej, która przypada na noc z 9 na 10 lutego.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama