Reklama

Filmowe światy na wakacje

Pandora z "Avatara"

"Avatar" Jamesa Camerona ma równie wielu zwolenników, co przeciwników. Od premiery widowiska w 2009 roku kanadyjski reżyser musi mierzyć się z zarzutami o banalną fabułę, niedopracowane postaci i wtórność. Jednak mało kto narzeka na techniczną stronę filmu. Imponująco dopracowany, przepełniony szczegółami i fantazyjnymi postaciami świat potrafi wbić w fotel nawet najbardziej wytrawnych miłośników science-fiction. Wszystko dzięki pomysłowej kreacji Pandory - oddalonego od nas o tysiące lat świetlnych księżycu planety Polifem, na którym rozgrywa się akcja filmu. O sukcesie tego miejsca niech świadczy fakt, że w największych parkach rozrywki powstają krainy inspirowane jego wyglądem.

Reklama

Świat Pandory, nad którym reżyser "Titanica" pracował przez kilkanaście lat, zachwyca żywymi kolorami, bujną roślinnością i niespotykanymi na Ziemi zjawiskami fizycznymi, jak unoszące się tysiące metrów nad powierzchnią Góry Alleluja. Nie mniej zdumiewająca jest fauna księżyca: latające monstra, podobne do ziemskiego nosorożca Młotogłowy czy niebieskie i człekokształtne Na’Vi. Wczasów w takim towarzystwie z pewnością pozazdrościliby nam wszyscy koledzy z pracy, ale warto pamiętać, że w tym miejscu zejście z wytyczonej trasy może nas słono kosztować... Wśród setek gatunków nie brakuje drapieżnych roślin i zwierząt, dlatego Pandorę najlepiej zwiedzać z przewodnikiem.

Odległa galaktyka z "Gwiezdnych wojen"

Wymyślony przez Camerona świat nie może jednak równać się z tym, co z pomocą tysięcy fanów i współpracowników stworzył George Lucas. Reżyser "Gwiezdnych wojen" pokazał nam na dużym ekranie nie jedną, a dziesiątki planet, z których niemal każdą zamieszkuje tysiące niesamowitych stworzeń. Na Tatooine mogliśmy spotkać przypominającego ogromnego ślimaka Jabbę, z Naboo pochodził znienawidzony przez fanów Jar Jar Binks, a na Endorze pomieszkiwały futrzaste Ewoki, z których jeden szczególnie zaprzyjaźnił się z Księżniczką Leią.

Lucas nie okazał się przesadnie zaborczy w stosunku do swojego dzieła życia i częściowo przekazał je w ręce fanów, którzy od premiery pierwszego filmu w 1977 roku prześcigali się w rozszerzaniu uniwersum. Przez lata powstawały książki, komiksy i animacje, które powiększały bardzo odległą galaktykę Lucasa o kolejne planety, rasy i zdarzenia. Wszystko zakończyło się wraz z przejęciem LucasFilm przez Disneya, który brutalnie odciął się od tej twórczości, wyłączając z kanonu niemal wszystko, co powstało poza główną serią filmową. Mimo to, świat "Gwiezdnych wojen" wciąż zachwyca bogactwem pomysłów, a na jego zwiedzenie wzdłuż i wszerz potrzebowaliśmy setek albo nawet i tysięcy lat.

Obce planety z "Interstellar"

Swoją cegiełkę w budowaniu nowych światów musiał dołożyć także największy filmowy wizjoner XXI-ego wieku - Christopher Nolan. W jego "Interstellar" obce planety są zaledwie trzy, ale wygląd każdej z nich zapiera dech w piersiach. Oczami grupy naukowców, którzy szukają dla ludzkości kolejnej Ziemi, Nolan przedstawił swoją wizję "odległej Galaktyki" i jak można się było spodziewać po twórcy "Mrocznego Rycerza", wizja ta okazała się znaczniej bardziej ponura i nieprzyjazna, niż wesoły i baśniowy świat Lucasa.

Oceany planety Miller, lodowy krajobraz planety Manna czy jałowa powierzchnia planety Edmunds, które "zwiedzają" uczestnicy wyprawy Endurance, zdecydowanie nie zachęcają do zamieszkania. Jednak miłośnikom ekstremalnych wrażeń dostarczyłyby takich wspomnień, o jakich na Ziemi nawet nie mogliby marzyć. Gigantyczne fale, śnieżne zawieruchy, podróże przez Czarne Dziury - to brzmi, jak opis wakacji, o których opowiadalibyśmy znajomym przez lata. Oczywiście, gdyby najpierw udało nam się z nich wrócić.

Park Jurajski z "Jurassic World"

Z pewnością o przyspieszone bicie serca zadbałaby także fauna pewnego nietypowego zoo, które po raz pierwszy na dużym ekranie pokazał nam Steven Spielberg. Domem dla prehistorycznych zwierzaków z legendarnego "Parku Jurajskiego" trudno się nie zachwycać. Wyposażony w najnowszą technologię park imponuje nie tylko jakością zabezpieczeń, ale i różnorodnością atrakcji - od najmniejszych dinozaurów pokroju kompsognatów, aż po gigantów, jak przerażający T. rex. Do tego terenowe auta, świetnie wyposażony hotel i multimedialne centrum naukowe, czyli realizacja idei, by "nie oszczędzać na niczym".

Ale jak przystało na kino przygodowe, ten idealny stan nie trwa długo i gdy głodne zwierzęta wydostają się na wolność, błyskawicznie uświadamiamy sobie, że prehistoryczny nie znaczy głupi... Lecz wyobraźmy sobie sytuację, w której Park Jurajski działa w pełni sprawnie, a co więcej, prezentuje się tak, jak zademonstrowano to w filmie "Jurassic World" Colina Trevorrowa. Chociaż wcale nie gwarantuje to większego bezpieczeństwa, ten arkadyjski wygląd od razu zachęca nas do odwiedzin. Ba! W takim miejscu moglibyśmy nawet zamieszkać. Należałoby jedynie uważać, by przypadkiem nie wpaść do klatki tyranozaura.

Fabryka Willy'ego Wonki z "Charliego i fabryki czekolady"

W kategorii najbardziej niesamowitych miejsc stworzonych ludzką ręką, Park Jurajski przegrywa jedynie z prawdziwym rajem dla miłośników słodyczy. Fabryka czekolady szalonego Willy'ego Wonki z filmu "Charlie i fabryka czekolady" kryje kilka pięter, rzekę czekolady, stado wiewiórek skubiących orzechy, a nawet latającą windę. Słowem: co tylko dusza zapragnie.

Dzięki szalonej wyobraźni reżysera Tima Burtona wytwórnia słodkości, przeniesiona na duży ekran z kart powieści Roalda Dahla, tętni kolorami, pachnie czekoladą i zwala z nóg zwariowanymi pomysłami. Jeśli tylko tolerujecie kilogramy kakao i hektolitry miodu, to miejsce, jak żaden inny filmowy świat, nadaje się na wakacje all inclusive. Jednak od nadmiaru słodyczy może rozboleć nas brzuch, dlatego wybierając fabrykę czekolady na swój wakacyjny cel, musimy koniecznie uważać, by nie dać się ponieść apetytowi. Konsekwencje, jak uczy Burton, mogą być znacznie poważniejsze, niż parę dodatkowych kilogramów.

Hogwart z Harry'ego Pottera

Znacznie bezpieczniejszym kierunkiem podróży wydaje się miejsce, gdzie zawsze możemy liczyć na pomoc mądrzejszych od siebie. Mowa o Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, w której swoje pierwsze czarodziejskie kroki stawiał sam Harry Potter. W pokoleniu osób urodzonych po 1990 roku ze świecą szukać kogoś, kto w dzieciństwie nie czekał na list z tej zacnej uczelni. Tego zaszczytu dostąpili jednak nieliczni. Z pomocą przyszło Hollywood, które przez dziesięć lat raczyło nas kolejnymi ekranizacjami powieści J.K. Rowling.

Obecnie Hogwart znalazł się na wyciągnięcie ręki, dzięki wytwórni Universal, która w Orlando zbudowała replikę słynnego zamku. Oprócz zwiedzania budynku, goście mogą przejść się po Hogsmeade, przejechać kolejką po Ulicy Pokątnej i wybrać różdżkę u Olivandera. Chociaż wątpliwe, by świat ten był aż tak magiczny, jak ten, który znamy z dużego ekranu, dla miłośników "Harry'ego Pottera" to pozycja obowiązkowa.

Śródziemie z "Władcy Pierścieni"

W tym samym czasie, kiedy Harry Potter odkrywał swoje przeznaczenie w "Kamieniu filozoficznym" Chrisa Columbusa, grupa młodych hobbitów wyruszyła w długą podróż po Śródziemiu. W rozpoczętej w 2001 roku trylogii Petera Jacksona świat stworzony przez J.R.R. Tolkiena ożył, dzięki połączeniu praktycznych i cyfrowych efektów specjalnych, znakomitej charakteryzacji i nieziemskim plenerom. Za Śródziemie posłużyły krajobrazy Nowej Zelandii, ojczyzny Jacksona. Do dziś te rejony zalewają turyści podążający śladami ekipy filmowej.

W Śródziemiu znajdziemy wszystko to, czego powinniśmy oczekiwać od fantastycznego świata: ludzi obdarzonych magicznymi mocami, miejsca, w których dokonują się rzeczy cudowne i kilkadziesiąt spierających się ze sobą ras. Elfy, krasnoludy, orkowie i smoki zamieszkują każdy zakątek tej krainy i trzeba wiedzieć, gdzie się udać, by przypadkiem nie wpaść w ich sidła. Widoki są jednak warte poświęcenia, bo odwiedziny w Shire, przeprawa przez rzekę Anduinę czy przechadzka po Rivendell zapadłyby nam w pamięć na długo. Oczywiście, gdybyśmy nie mieli na karku żołnierzy Saurona.

Narnia z "Opowieści z Narnii"

Równie zachwycająca jest kraina stworzona przez jednego z najlepszych przyjaciół Tolkiena - C. S. Lewisa. Brytyjczyk, który ponoć dzięki Tolkienowi nawrócił się na chrześcijaństwo, stworzył Narnię na wzór biblijnego raju, w którym rolę stwórcy przejął potężny lew Aslan. Tutaj również piękne krajobrazy przeplatają się z obszarami należącymi do mrocznych sił, a fauny, centaury i mówiące zwierzęta żyją ramię w ramię z wiedźmami, potworami i olbrzymami. Narnia ma jednak to do siebie, że zawsze można liczyć na pomoc wielkiego lwa, więc wypad w tej rejony brzmi nieco bezpieczniej, niż odwiedziny w Śródziemiu.

Jeśli natomiast chodzi o kinowe losy Narnii, po trzech filmach wyprodukowanych przez Disneya, do których należały "Lew, Czarownica i Stara Szafa", "Książę Kaspian" oraz "Podróż Wędrowca do Świtu", prawa do serii przejęło Sony. Już w listopadzie mają rozpocząć się zdjęcia do "Srebrnego Krzesła", a za półtora roku będziemy mogli powrócić do Narnii, ponoć w całkiem nowym towarzystwie.

Kraina Czarów z "Alicji w Krainie Czarów"

Koniec końców Narnia okazuje się jedynie iluzją, do której trafia czwórka rodzeństwa Pevensie uciekająca przed koszmarem II wojny światowej. Podobną iluzją jest świat, do którego trafia nastoletnia Alicja w filmie Tima Burtona z 2010 roku. W adaptacji powieści Lewisa Carrolla bohaterka odwiedza coraz to dziwniejsze miejsca i postaci, ostatecznie stając do walki ze smokiem. I znów dzięki talentowi Burtona i jego ekipy, otaczający Alicję świat nabiera barw. Swoje dokładają także aktorzy - fenomenalna Helena Bonham Carter czy Johnny Depp w ostatniej roli przed absolutnym zmanierowaniem.

To właśnie te elementy sprawiają, że potrafimy rozmarzyć się o podróży do Krainy Czarów. Wystarczy jednak zerknąć na nagrania zza kulis powstawania filmu Burtona, by od razu oprzytomnieć. Chociaż wykreowany na ekranie świat wygląda niemal jak prawdziwy, w całości został stworzony w komputerze. Taką ilością green screenu nie mógł pochwalić się nawet "Avatar"!

Miasto Tysiąca Planet z "Valeriana i Miasta Tysiąca Planet"

W tym roku Hollywood po raz kolejny będzie rozbudzało naszą wyobraźnię, dzięki widowisku fantasy "Valerian i Miasto Tysiąca Planet" Luca Bessona. Oparte na kultowej serii komiksów Pierre’a Christina i Jeana-Claude’a Mézièresa dzieło wciąż czeka na swoją premierę, ale już w pierwszych zwiastunach wykreowany na jego potrzeby świat wygląda oszałamiająco.

Film, nad którym Besson pracował od kilkunastu lat, może się również pochwalić rekordowym jak na europejskie warunki budżetem - aż 210 milionów dolarów. Większość tej kwoty pochłonęła praca nad efektami specjalnymi, dlatego miłośnicy wizualnych atrakcji już zacierają ręce. Ale o tym, czy szykuje się następca "Avatara" przekonamy się dopiero 4 sierpnia, gdy "Valerian i Miasto Tysiąca Planet" wejdzie do polskich kin.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy