Reklama

Christopher Nolan: Najlepsze sceny

Z jednej strony porusza się po obszarze kina mainstreamowego, chwyta się zakrojonych na szeroką skalę i opiewających w miliony przedsięwzięć, jest gwarantem atrakcyjnej formuły i rozmachu, a jednocześnie pozwala sobie na - tak rzadkie w głównym nurcie - poszukiwanie refleksji i pierwiastka autorskiego. Potęga filmów Nolana zawiera się zatem nie tyle w wysokich budżetach. Raczej w jego wrażliwości, wyobraźni i konsekwentnej artystycznej postawie.

Ta postawa objawia się w kilku aspektach. Pierwszy, widoczny gołym okiem - obsesyjne powracanie do eksperymentów w dziedzinie filmowej narracji. Nolan, bez dwóch zdań, w ciągu ostatnich kilku lat stał się liderem jeśli chodzi o tworzenie obrazów skonstruowanych w sposób wielopoziomowy, pokomplikowany, szkatułkowy, które niemal zawsze domagają się dogłębnej analizy i rozpisania na czynniki pierwsze.

Reklama

Drugi, równie istotny - niechęć do efektów komputerowych i wręcz fetyszystyczna dbałość o szczegół. Nolan znany jest ze stosowania na planie starych sprawdzonych metod oraz życia w zgodzie z dewizą: "jeśli można nakręcić coś naprawdę, bez korzystania z CGI, to należy to zrobić". Tym samym to, co zazwyczaj widać na ekranie, to najprawdziwsze pościgi, przewrócone do góry nogami ciężarówki, eksplozje i wybuchy. "Dunkierkę" nakręcił na plażach, na których w 1940 roku naprawdę utknęli brytyjscy żołnierze, z prawdziwymi okrętami, myśliwcami, z naturalnym światłem i rytmem fal na oceanie. Wieść niesie, że na potrzeby ostatniego filmu zainwestował w zakup Boeinga 747 i wysadził go w powietrze. Nolan nie bawi się w półśrodki. Wszystko po to, by osiągnąć najwyższy poziom autentyzmu.

Pięćdziesiąte urodziny reżysera i odliczanie dni do wyczekiwanej premiery "Tenet" to doskonała okazja do krótkiej wycieczki po jego filmografii w poszukiwaniu momentów urzekających w sposobie budowania napięcia i wizjonersko zainscenizowanych. Każdy film Nolana to oczywiście dzieło skończone i kompletne, my jednak skupimy się na tych pojedynczych scenach i fragmentach, które ogląda się na krawędzi kinowego fotela. Oto subiektywny przegląd najbardziej zapadających w pamięci scen z filmów Christophera Nolana.

"Mroczny Rycerz powstaje" (2012) - scena ataku najemników na samolot

Zacznę od mojego osobistego numeru jeden, sceny, która do dziś robi na mnie największe wrażenie i zapiera dech w piersiach. Jak na mój gust nic nie może równać się z pierwszą sceną filmu "Mroczny Rycerz powstaje", zawiera się w niej bowiem cała staranność, inscenizacyjny geniusz, ryzykanctwo i szaleństwo Nolana. Ze względu na skalę przedsięwzięcia oraz liczne procedury związane z uzyskaniem niezbędnych pozwoleń, przygotowania do tej kilkuminutowej sceny ciągnęły się miesiącami.

Czas ten przełożył się jednak na piorunujący efekt. To, co widoczne jest na ekranie, a zatem abordaż mknącego po niebie samolotu i jego ostateczna destrukcja, rozegrało się naprawdę - w zamkniętej części szkockiej przestrzeni powietrznej. Wszystko to zostało sfilmowane z kilku kamer i - żeby było ciekawiej - odbyło się przy udziale aktorów. Zaryzykuję stwierdzenie, że logistyka tej sekwencji z marszu przeszła do historii kina.

"Incepcja" (2010) - pojedynek w wirującym korytarzu

Kolejna scena, która szybko zyskała status przedsięwzięcia ikonicznego, o którym pisze się w podręcznikach. Na potrzeby widowiskowego pojedynku uchodzącego dziś za wizytówkę "Incepcji", w którym prawa fizyki straciły rację bytu, Nolan zbudował ruchome, obracające się o 180 stopni studio. I tutaj, na marginesie, kilka ciekawostek.

Po pierwsze, całe założenie wzorowano na konstrukcji już istniejącej, autorstwa samego Stanleya Kubricka, którą ten wykorzystał ponad czterdzieści lat wcześniej na planie "2001: Odysei kosmicznej".

Po drugie - obecny w tej scenie Joseph Gordon-Levitt zdecydował się zrezygnować z pomocy kaskaderów i odegrać tę piekielnie wymagającą oraz ryzykowną scenę samodzielnie. Rezultat eksperymentu przeszedł najśmielsze oczekiwania, zaś komputerowe wspomagacze posłużyły jedynie w postprodukcji do usunięcia z ekranu linek, które asekurowały aktorów. No cóż, takie rzeczy tylko u Nolana.

"Mroczny Rycerz" (2008) - pościg za Jokerem

Wspominałem na początku, że Nolan ma słabość do filmowania eksplozji ładunków wybuchowych podkładanych pod pojazdy wszelkiej maści. W "Mrocznym Rycerzu" Brytyjczyk dał najpełniejszy upust swojej pasji. Zwróćcie tylko uwagę na doskonale zmontowaną i zrytmizowaną scenę pościgu za Jokerem, którą wieńczy wywrócenie do góry nogami 18-kołowej, długiej na 12 metrów ciężarówki.

Według relacji świadków Nolan nie dał się utemperować, nie zgodził się na żadne kompromisy (o które błagali go ponoć najlepsi spece od efektów specjalnych w branży), zlecił za to kilkutygodniowe kalkulacje i serię tekstów. Ostatecznie do realizacji sceny w samym sercu Chicago (sic!) wykorzystano kilka kilogramów trotylu, jeden metalowy tłok i... śmiałka, który po chwili namysłu zdecydował się usiąść za kierownicą. Komentarz w tym przypadku wydaje się zbędny.

"Interstellar" (2014) - opadanie w stronę czarnej dziury

Żaden film Nolana nie wywołał dotąd podobnej lawiny komentarzy, burzliwej dyskusji i licznych reakcji, wielu z nich krytycznych. Głos na temat "Interstellar" w jednej chwili zabrali domorośli intelektualiści, naukowcy, zarzucając reżyserowi, że jego wizję podróży przez tunele czasoprzestrzenne można włożyć między bajki.

Głosy te wydają się dziś jednak grubo przesadzone i niesprawiedliwe. Nolan całe lata poświęcił na merytoryczne przygotowania, a na trzymającego pieczę nad całym projektem konsultanta naukowego namaścił światowej sławy astrofizyka, Kipa Thorne'a. Ten od razu rozpoczął badania i pomiary, które miały pomóc w ustaleniu, jak mogłaby wyglądać czarna dziura oglądana przez człowieka z bliska.

To, co finalnie ujrzeliśmy w "Interstellar", uznaje się dziś za najwierniejszą symulację czarnej dziury w widzialnym spektrum, jaką komukolwiek udało się wykonać. Drugiego takiego perfekcjonisty jak Nolan w historii kina chyba nie było.

"Dunkierka" (2017) - podniebne bitwy

Kolejny przykład na to, że Nolan wiarygodność stawia ponad wszystko inne. Była już mowa o tym, że "Dunkierkę" nakręcił tam, gdzie w 1940 roku siły alianckie czekały na ewakuację. Doprecyzujmy jednak, że Nolan miał zapięte wszystko na ostatni guzik, do tego stopnia, że w sekwencjach powietrznych starć wykorzystał... autentyczne samoloty Spitfire z czasów II wojny światowej, na których zamontował ekstremalnie ciężkie i nieporęczne kamery IMAX.

Warto podkreślić, że ostatni lot tego typu maszyny odbył się 1954 roku, że na świecie zostało tylko kilkadziesiąt zdolnych do wzbicia się w powietrze, a mimo wszystko Nolan odrzucił możliwość sfingowania wszystkiego na ekranie komputera i postawił na swoim. W ten sposób powstały najbardziej epickie sceny starć brytyjskich i niemieckich sił powietrznych, jakie kiedykolwiek zagościły na dużym ekranie. Nie mam żadnych wątpliwości - dla tego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych.

"Prestiż" (2006) - "magiczne" żarówki Tesli

To jeden z tych znacznie mniej widowiskowych filmów Nolana, zrealizowany środkami zdecydowanie skromniejszymi. Nie zmienia to faktu, że historia dwóch magików, którzy toczą walkę o stworzenie iluzji doskonałej, pełna jest fantastycznych pomysłów tak fabularnych, jak i wizualnych. W przypadku tego drugiego przychodzi mi na myśl scena, w której bohater grany przez Hugh Jackmana trafia na pole usiane setkami bezprzewodowych żarówek pomysłu Nikoli Tesli.

I nawet jeśli nie następuje tu żadna rzucająca na kolana eksplozja, żaden fajerwerk, to znaleziony i opracowany przez Nolana klucz wizualny potwierdza jedno. Wyobraźnia tego człowieka, przy choćby najskromniejszych możliwościach, nie podlega żadnym ograniczeniom.

"Mroczny Rycerz" (2008) - eksplozja szpitala

Wiele jest scen w "Mrocznym rycerzu", które potrafią zwalić człowieka z nóg. Napad na bank z pierwszych minut filmu, przywołany wcześniej pościg ulicami Gotham, ale jest też ta, w której grany przez Heatha Ledgera Joker oddala się od eksplodującego szpitala. Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że wszystko to rzeczywiście miało miejsce.

Zaczęło się od tego, że producenci na prośbę reżysera zainwestowali w zakup opuszczonej i przeznaczonej do rozbiórki fabryki słodyczy, następnie w jej przebudowę, a na końcu zlecili... dokładnie skoordynowane i kontrolowane wysadzenie budynku. Wiadomo, zachowano wszelkie możliwe środki ostrożności - okoliczne zabudowania ewakuowano, ulice tymczasowo zamknięto, władze miasta, służby porządkowe i prasę o wszystkim poinformowano. Wokół pracowały dwa tuziny kamer, kilka z nich rejestrowało tę scenę z powietrza.

A całe przedstawienie i tak skradł bliski perfekcji Ledger. W roli, która przyniosła mu pośmiertnego Oscara.

"Memento" (2000) - wejście do głowy bohatera

Wiele można pokazać i zwizualizować przy pomocy kamery, tyle że wejście w głowę drugiego człowieka zalicza się do zadań w ogóle graniczących z cudem. Takie wyzwanie to jednak dla Nolana niemal chleb powszedni. Jeden z jego wczesnych filmów, "Memento", opowiedziany jest z perspektywy osoby dotkniętej rzadkim zaburzeniem pamięci krótkotrwałej.

Nolan, wraz ze swoim bratem Jonathanem, postanowił oddać ten stan za pomocą... zaburzenia linearnego porządku i chronologii zdarzeń na ekranie. Film został zatem zbudowany na podstawie kilku wycinków czasowych, odtwarzanych na przemian od tyłu i do przodu. To w pewnym sensie pozwoliło doświadczyć na własnej skórze zagubienia kogoś, kto nie potrafi zachować w głowie choćby pojedynczego wspomnienia sprzed kilkunastu minut.

Kapitalna jest scena, w której bohater biegający po parkingu dla przyczep kempingowych, dochodzi nagle do wniosku, że nie ma bladego pojęcia, skąd się tam znalazł i że sam jest ścigany przez uzbrojonego mężczyznę. Prosty pomysł, świetny efekt.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Christopher Nolan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy